ďťż

28

Lemur zaprasza










Jean M. Auel     
  Dolina Koni

   
. 28 .    






    - Nie przypuszczam, aby Whinney udało się oba zaciągnąć, jeśli
nie zostawimy łbów - powiedziała Ayla. - To był dobry pomysł. - Oboje z
Jondalarem ściągnęli ciało byka z noszy i wciągnęli na skalną półkę. - Tyle na
nim mięsa! Wiele czasu zajmie jego pocięcie. Powinniśmy zaraz zacząć.
    - To może poczekać, Ayla. - Jego uśmiech i spojrzenie
napełniały ją ciepłem. - Myślę, że ważniejszy jest twój Rytuał Pierwszej
Rozkoszy. Pomogę ci zdjąć uprząż z Whinney, a potem pójdę popływać. Jestem
spotniały i cały wysmarowany krwią.
    - Jondalar... - Ayla się zawahała. Czuła się podniecona, ale i
onieśmielona. - Czy to jakaś ceremonia, ten Rytuał Pierwszej Rozkoszy?
    - Tak, to jest ceremonia.
    - Iza nauczyła mnie, jak przygotowywać się do ceremonii. Czy
do... tej ceremonii też trzeba się przygotować?
    - Zwykle starsza kobieta pomaga młodszej w przygotowaniach. Nie
wiem, o czym wtedy mówią ani co robią. Myślę, że powinnaś zrobić to, co uznasz
za stosowne.
    - W takim razie odszukam korzeń mydlicy i oczyszczę się tak,
Jak uczyła mnie Iza. Poczekam, aż ty skończysz pływać. Powinnam być w trakcie
przygotowań. - Zarumieniła się i spuściła wzrok.
    Wydaje się taka młoda i nieśmiała, pomyślał. Zupełnie jak
większość dziewcząt podczas Rytuału Pierwsze Rozkoszy. Poczuł znajomy dreszcz
czułości i podniecenia. Nawet jej przygotowania były odpowiednie. Uniósł jej
brodę i ponownie pocałował, po czym cofnął się zdecydowanym ruchem.
    - Mnie też się przyda trochę mydlicy.
    Szedł z uśmiechem brzegiem strugi za Aylą, a gdy wykopała
korzeń mydlicy i wróciła pod jaskinię, skoczył do wody, wzbijając ogromną
fontannę. Czuł się pierwszy raz od długiego czasu wspaniale. Rozbił korzeń na
pianę, natarł nim ciało, a potem zdjął rzemyk zbierający włosy i w nie też wtarł
pianę z mydlicy. Zwykle zadowalał się piaskiem, ale korzeń mydlicy był lepszy.

    Popłynął w górę strumienia, prawie aż do wodospadu. Następnie
wrócił na plażę, nałożył przepaskę i pospieszył do jaskini. Mięso się piekło,
wydzielając smakowite zapachy. Czuł się tak odprężony i szczęśliwy, że trudno
było mu w to uwierzyć.
    - Cieszę się, że wróciłeś. Moje oczyszczenie zajmie trochę
czasu a wolałabym, aby nie zrobiło się zbyt późno. - Podniosła misę z parującym
płynem do włosów, w którym pływały kawałki skrzypu, i zabrała również świeżo
wyprawioną skórę na okrycie.
    - Nie spiesz się, poświęć na to tyle czasu, ile ci będzie
trzeba - powiedział, całując ją delikatnie.
    Ayla ruszyła ścieżką w dół, ale zatrzymała się i odwróciła.

    - Podoba mi się to usta na usta, Jondalarze: Ten pocałunek
powiedziała.
    - Mam nadzieję, że reszta też ci się spodoba - powiedział, gdy
odeszła.
    Obchodził jaskinię, spoglądając teraz na świat innymi oczyma.
Sprawdził piekący się udziec z żubra i obrócił szpikulec, na który był nadziany,
zauważając przy tym, że Ayla zawinęła w liście trochę korzonków i położyła je w
pobliżu żaru. Potem znalazł gorący napój, który dla niego przygotowała. -
Musiała nakopać korzeni, gdy pływałem, pomyślał.
    Spojrzał na swe posłanie po drugiej stronie ogniska, zmarszczył
brwi i z wielkim zadowoleniem przeniósł je z powrotem na puste miejsce obok
posłania Ayli. Rozłożył równo skóry, a następnie wrócił po zawiniątko ze swoimi
narzędziami i przypomniał sobie o doni, którą zaczął rzeźbić. Usiadł na macie,
na której poprzednio leżały jego futra, i rozwinął zawiniątko z jeleniej skóry.

    Obejrzał kawałek ciosu mamuta, któremu zaczął nadawać kształt
kobiecej postaci, i postanowił ją skończyć. Może i nie był najlepszym
rzeźbiarzem, ale uznał, że jedna z najważniejszych ceremonii poświęconych Matce,
nie może odbyć się bez doni. Wziął kilka rylców, kawałek ciosu mamuta i wyniósł
wszystko na zewnątrz. Starał się, jak mógł, rył, kształtował, rzeźbił, ale
uświadomił sobie wkrótce, że ten kawałek ciosu nie nabiera obfitych, matczynych
kształtów. Zaczynał raczej przypominać postać młodej kobiety. Włosy, które w
jego zamierzeniu miały przypominać włosy starej doni, którą po drodze oddał - ów
rodzaj prążkowanej czapeczki przykrywającej zarówno tył głowy, jak i twarz -
przywodziły raczej na myśl warkocze, ciasno splecione warkocze osłaniające całą
głowę z wyjątkiem twarzy. Twarz była płaską powierzchnią bez rysów. Nigdy nie
rzeźbiono twarzy doni, któż ośmieliłby się spojrzeć w twarz Matki? Któż wie, jak
ona wygląda? Była jednocześnie wszystkimi kobietami i żadną z nich.
    Przerwał rzeźbienie i spojrzał w górę, a potem w dół strumienia
w nadziei, że może ją zobaczy, choć się zastrzegła, że chce być sama. Czy
potrafi dać jej rozkosz? - zastanawiał się. Nigdy nie wątpił w swe umiejętności,
gdy wybierano go do Rytuału Pierwszej Rozkoszy podczas Letnich Spotkań, ale
tamte dziewczyny rozumiały zwyczaje i wiedziały, czego oczekiwać. Miały starsze
kobiety, które im wszystko wyjaśniały.
    Czy powinienem jej to wyjaśnić? Nie, i tak nie wiedziałbyś, co
powiedzieć, Jondalarze. Po prostu jej pokaż. Ona ci powie, jeżeli jej się coś
nie spodoba. To, co najbardziej go w niej urzekało, to jej szczerość. Żadnego
wstydliwego krygowania się. To takie odświeżające.
    Jak to będzie pokazywał, czym jest Matki Dar Rozkoszy, komuś,
kto nie udaje? Kto ani się nie tai, ani nie pozoruje przyjemności? A dlaczego
ona miałaby się inaczej zachowywać niż każda inna kobieta podczas Rytuału
Pierwszej Rozkoszy? Ponieważ ona nie jest każdą inną kobietą przechodząca Rytuał
Pierwszej Rozkoszy. Ona już została otworzona i to w wielkim bólu. A co będzie,
jeżeli nie uda ci się zabić wspomnienia tego okropnego początku? Co będzie,
jeżeli nie poczuje rozkoszy, a ty nie będziesz mógł jej w tym pomóc? Chciałbym
sprawić, by mogła zapomnieć. Gdybym tylko mógł przyciągnąć ją do siebie, pokonać
jej opór i posiąść jej duszę.
    Posiąść jej duszę?
    Spojrzał na trzymaną w dłoni figurkę i nagle jego myśli poczęły
galopować. Dlaczego rzeźbili wyobrażenia zwierząt na broni lub na głównych
ścianach? Aby zwrócić się do ich ducha, pokonać jego opór i zapanować nad nim.

    Nie bądź śmieszny, Jondalarze. Nie możesz tym sposobem posiąść
duszy Ayli. To nie byłoby uczciwe, nikt nie obdarza doni twarzą. Nigdy nie
tworzono wyobrażeń ludzi - w podobiźnie można było uwięzić czyjąś duszę. Ale dla
kogo zostałaby uwięziona dusza Ayli?
    Nikt nie powinien niewolić duszy drugiej osoby. Oddaj jej doni.
W ten sposób odzyskałaby swą duszę, prawda? A gdyby tak zatrzymać ją na trochę,
a potem oddać... po wszystkim.
    Czy jeżeli dasz figurce jej twarz, to zmieni to ją w doni?
Przecież i tak uważałeś ją niemal za doni, patrząc na jej uzdrowicielskie moce i
magiczny sposób obchodzenia się ze zwierzętami. A jeżeli ona jest doni, to może
zechcieć posiąść twą duszę. Czy to byłoby aż takie okropne?
    Chcesz zachować sobie kawałek jej duszy, Jondalarze. Tę część,
która zawsze zostaje w rękach twórcy. Pragniesz tej jej części, prawda?
    - O Wielka Matko, powiedz mi, czy to będzie aż taką straszną
rzeczą? Obdarzyć doni twarzą?
    Wpatrywał się w wyrzeźbioną przez siebie, małą kościaną
figurkę. Raptem wziął rylec i zaczął rzeźbić rysy twarzy, znajomej twarzy.
    Kiedy skończył, uniósł figurkę i powoli obrócił. Prawdziwy
rzeźbiarz pewnie zrobiłby ją lepiej, ale nie była zła. Przypominała Aylę, ale
bardziej z ogólnego wrażenia; była odbiciem jego uczuć. Wrócił do jaskini i
począł rozglądać się za miejscem, w którym mógłby ją ukryć. Doni powinna być w
pobliżu, ale nie chciał, aby ją widziała, jeszcze nie teraz. Zobaczył zawinięte
skóry leżące pod ścianą za jej posłaniem i wsunął w nie figurkę.
    Wyszedł znowu na dwór i wyjrzał z odległego krańca tarasu.
Dlaczego jej tak długo nie ma? Spojrzał na leżące obok siebie żubry. Mogą
poczekać. Oszczepy i miotacze stały oparte o ścianę w pobliżu wejścia. Zabrał je
i wniósł do jaskini. Wtem usłyszał stukot żwiru sypiącego się na skalną półkę.
Odwrócił się.
    Ayla dopasowała sobie nowe okrycie, nałożyła amulet i odgarnęła
włosy z twarzy. Rozczesała je właśnie, ale jeszcze całkiem nie wyschły. Zabrała
brudne okrycie i ruszyła do góry. Była zdenerwowana i podniecona.
    Domyślała się, co Jondalar rozumiał pod słowami: Rytuał
Pierwszej Rozkoszy, ale poruszyło ją to, że pragnął odprawić go dla niej i
samemu w nim uczestniczyć. Nie obawiała się, aby ta ceremonia była zbyt przykra
- nawet Broud nie sprawiał jej już bólu po pierwszych kilku razach. Skoro
mężczyźni dają znak kobietom, które lubią, to czy to oznacza, że Jondalar
przestał jej unikać?
    Ayla dochodziła już do tarasu, gdy z zamyślenia wyrwał ją nagle
brązowawy błysk.
    - Cofnij się! - krzyknął Jondalar. - Cofnij się, Ayla! To lew
jaskiniowy!
    Jondalar stał w wejściu do jaskini z gotowym do rzutu
oszczepem, wycelowanym w ogromnego kota kulącego się właśnie do skoku. - Nie,
Jondalar! - wrzasnęła Ayla, rzucając się pomiędzy niech. - Nie!
    - Ayla, nie rób tego! O Matko, powstrzymaj ją! - wołał
mężczyzna, gdy skoczyła przed niego, zagradzając drogę lwu. Kobieta wykonała
ostry, rozkazujący ruch i w gardłowym języku klanu krzyknęła: Stop!
    Ogromny, rudogrzywy lew jaskiniowy, wykonał gwałtowny skręt i
wylądował u stóp kobiety. Potem zaczął się ocierać swym wielkim łbem o jej nogi.
Jondalar stał niczym rażony gromem.
    - Maluszek! Och, Maluszku, wróciłeś - powiedziała Ayla językiem
gestów i bez wahania, bez najmniejszego lęku objęła potężny kark lwa.
    Maluszek tak jak mógł najdelikatniej przewrócił ją i Jondalar z
rozdziawionymi ustami patrzył, jak największy lew jaskiniowy, jakiego
kiedykolwiek widział, położył na kobiecie przednie łapy w zbliżonym do uścisku
geście. Kot zlizywał słonawe łzy z kobiecej twarzy, drapiąc ją przy tym do
żywego.
    - Wystarczy, Maluszku - powiedziała, siadając - w przeciwnym
razie nic mi z twarzy nie zostanie.
    Odszukała za uszami i w okolicach grzywy jego ulubione miejsca
do drapania. Lew obrócił się na plecy i nadstawił jej do drapania szyję,
popukując przy tym głęboko z zadowolenia.
    - Nie myślałam, że jeszcze cię kiedyś zobaczę, Maluszku
powiedziała, przestając drapać, a kot przewrócił się na łapy. Był większy, niż
pamiętała, i choć trochę wychudzony, to wyglądał na zdrowego. Miał kilka blizn,
których przedtem nie widziała, i pomyślała, że pewnie walczył o swe terytorium i
zwyciężył. Ta myśl napełniła ją dumą. Naraz Maluszek ponownie zauważył Jondalara
i prychnął na niego.
    - Nie prychaj na niego! To mężczyzna, którego mi sprowadziłeś.
Ty masz partnerkę... myślę, że masz już wiele partnerek. Lew wstał, odwrócił się
do mężczyzny tyłem i pomaszerował w kierunku żubrów.
    - Czy możemy mu dać jednego? - zawołała do Jondalara Ayla. -
Naprawdę to dla nas za dużo.
    Jondalar nadal trzymał oszczep w dłoni. Stał oszołomiony w
wejściu do jaskini. Próbował odpowiedzieć, ale z gardła wydobył mu się jedynie
pisk. W końcu odzyskał głos.
    - Czy możemy? Pytasz mnie, czy możemy? Oddaj mu oba. Daj mu
wszystko, czego chce!
    - Maluszkowi niepotrzebne oba. - Ayla wymawiała jego imię w
języku, którego Jondalar nie znał, ale się domyślił, że to musi być imię. - Nie,
Maluszku! Nie zabieraj jałówki - powiedziała, używając słów i gestów, których
mężczyzna nadal w pełni nie uznawał za język. Ale gdy zobaczył, jak Ayla odpędza
lwa od jednego żubra i kieruje go do drugiego, z ust wyrwało mu się głośne
westchnienie. Lew zacisnął ogromne szczęki na pozbawionym głowy karku młodego
byka i odciągnął go ze skraju tarasu. Potem poprawił uścisk i ruszył w dół
znajomą ścieżką.
    - Zaraz wrócę, Jondalarze - powiedziała Ayla. - Whinney i
Zawodnik mogą być na dole, a nie chciałabym aby Maluszek wystraszył źrebaka.

    Jondalar patrzył na podążającą za lwem kobietę, dopóki nie
zniknęli mu oboje z oczu. Potem zobaczył ją ponownie, gdy wyłoniła się zza
ściany od strony doliny i szła niedbałym krokiem obok lwa, który ciągnął żubra
pomiędzy łapami.
    Kiedy dotarli do wielkiego głazu, Ayla się zatrzymała i znowu
przytuliła do lwa. Maluszek wypuścił z pyska żubra i Jondalar z niedowierzaniem
pokręcił głową, gdy zobaczył, jak kobieta wspina się na grzbiet dzikiego
drapieżnika. Uniosła rękę i machnęła nią do przodu a potem schwyciła się rudawej
grzywy, a ogromny lew skoczył do przodu. Pognał z wielkim pędem, unosząc
przytuloną do swego grzbietu Aylę z rozwianym włosem. Potem zwolnił i wrócił do
głazu.
    Ponownie schwycił młodego żubra i pociągnął go w głąb doliny.
Ayla stała na wielkim kamieniu i patrzyła w ślad za nim. Lew, kiedy znalazł się
już daleko w polu, upuścił byka raz jeszcze. Zaczął wydawać serię gardłowych
dźwięków, porozumiewawczych pomruków, swych znanych "hnga hnga", które przeszły
w ryk tak donośny, że wstrząsnął Jondalarem aż do szpiku kości.
    W końcu lew odszedł, a Jondalar odetchnął z głęboką ulgą, i
oparł się o ścianę, czując, że robi mu się słabo. Kim jest ta kobieta? -
pomyślał. Jakim rodzajem magii włada? Ptaki, zgoda. A nawet konie. Ale lew
jaskiniowy? Największy lew jaskiniowy, jakiego widział?
    Czy ona była... doni? Któż, jak nie Matka, potrafi nakłonić
zwierzęta do posłuszeństwa? A do tego jeszcze jej uzdrowicielskie moce? Albo jej
zdumiewająca zdolność szybkiego opanowania mowy? Ma, co prawda, trochę dziwny
akcent, ale nauczyła się większości z jego zasobu słów Mamutoi i pewnych słów z
języka Sharamudoi. Czy ona jest wcieleniem Matki?
    Usłyszał, że nadchodzi, i poczuł dreszcz strachu. Niemal
oczekiwał, iż oznajmi mu, że jest wcieleniem Wielkiej Matki Ziemi i on by jej
uwierzył. Ujrzał kobietę z rozpuszczonymi włosami i spływającymi po policzkach
łzami.
    - Co się stało? - zapytał, a czułość wzięła górę nad jego
wyimaginowanymi obawami.
    - Dlaczego muszę tracić swoje dzieci? - szlochała. Jondalar
pobladł. Jej dzieci? Ten lew był jej dzieckiem? Wstrząśnięty przypomniał sobie
niedawne przeżycie, gdy mu się zdawało, iż słyszy płacz Matki, Matki
wszystkiego.
    - Twoje dzieci?
    - Najpierw Durc, a potem Maluszek.
    - To imię tego lwa?
    - Maluszek? To znaczy malutki, dzieciątko - odparła, próbując
to przetłumaczyć.
    - Malutki! - parsknął Jondalar. - To największy lew jaskiniowy,
jakiego widziałem!
    - Wiem - odparła i roześmiała się przez łzy z matczyną dumą. -
Zawsze dbałam o to, aby miał pod dostatkiem jedzenia, nie tak jak lwiątka w
stadzie. Ale gdy go znalazłam, był taki mały. Nazwałam go Maluszek i nigdy się
nie zdobyłam na to, aby nadać mu inne imię.
    - Znalazłaś go? - zapytał Jondalar, nadal pełen wątpliwości. -
Porzucono go, by zdechł. Myślę, że reny go stratowały. Zaganiałam je do
dołu-pułapki. Brun pozwalał mi czasami przynosić do jaskini małe zwierzątka,
jeżeli były ranne i potrzebowały pomocy, ale nigdy nie zezwalał na zabieranie
drapieżników. Nie miałam zamiaru go zabierać, ale wtedy rzuciły się na niego
hieny. Odpędziłam je moją procą i zabrałam lwiątko.
    Spojrzenie Ayli przyjęło nieobecny wyraz, a usta wykrzywił
uśmiech.
    - Maluszek był taki zabawny, gdy był mały, zawsze mnie
rozśmieszał. Ale przez długi czas musiałam dla niego polować, zanim podczas
drugiej zimy nie nauczył się polować razem ze mną. Wszyscy polowaliśmy razem,
Whinney też. Nie widziałam Maluszka od czasu... - nagle zdała sobie sprawę,
kiedy to było.
    - Och, Jondalar, tak mi przykro. Maluszek jest lwem, który
zabił twego brata. Ale gdyby to był inny lew, to nie mogłabym cię mu zabrać.

    - Ty jesteś doni! - krzyknął Jondalar. - Widziałem cię w moim
marzeniu! Myślałem, że doni przyszła zabrać mnie na drugi świat, ale ona zamiast
tego odpędziła lwa.
    - Musiały się jeszcze w tobie tlić resztki przytomności. A
kiedy cię odciągałam, pewnie z bólu straciłeś świadomość. Musiałam szybko cię
stamtąd zabrać. Wiedziałam, że Maluszek mi nic nie zrobi, czasami jest trochę
niedelikatny ale nie robi tego celowo. Nic na to nie może poradzić. Ale nie
wiedziałam, kiedy wróci jego lwica.
    Mężczyzna kręcił z podziwu i niedowierzania głową. - Ty
naprawdę polowałaś z tym lwem?
    - To był jedyny sposób, abym go mogła wykarmić. Z początku,
kiedy jeszcze nie umiał sam zabijać, powalał jedynie zwierzynę, a ja
podjeżdżałam na Whinney i zabijałam ją dzidą. Wówczas jeszcze nie wiedziałam o
rzucaniu oszczepem. Kiedy Maluszęk wyrósł już na tyle, by samemu .zabijać, to
czasami zanim zabrał się do jedzenia, brałam sobie kawałek mięsa, a kiedy
indziej, gdy chciałam sobie zachować skórę...
    - Wtedy odpychałaś go na bok, tak jak od tego żubra? Nie wiesz,
jak niebezpiecznie jest zabierać mięso lwu? Widziałem, jak jeden zabił za to
własne lwiątko!
    - Ja również. Ale Maluszek jest inny. Nie wychował się w
stadzie. Wyrósł tutaj, z Whinney i ze mną. Razem polowaliśmy przyzwyczaił się
dzielić ze mną. Cieszę się, że znalazł lwicę, że będzie mógł żyć jak lew.
Whinney wróciła na pewien czas do stada, ale nie podobało jej się i wróciła... -
Ayla pokręciła głową i spojrzała w ziemię. To nieprawda. Chciałam w to wierzyć.
Myślę, że była szczęśliwa ze swoim stadem i ogierem. Ja nie byłam szczęśliwa bez
niej. Cieszę się, że zechciała do mnie wrócić po śmierci ogiera.
    Ayla podniosła swe brudne okrycie i ruszyła w kierunku jaskini.
Jondalar spostrzegł, że nadal trzyma oszczep, więc odstawił go pod ścianę, i
poszedł za nią. Ayla szła zamyślona. Powrót Maluszka obudził tak wiele
wspomnień. Spojrzała na pieczeń z żubra, obróciła szpikulec i pogrzebała w
żarze. Potem nalała wody z dużego żołądka dzikiego osła, służącego za pojemnik,
do naczynia do gotowania i włożyła do niego gorące kamienie z paleniska.
    Jondalar przyglądał się jej, nadal nie mogąc ochłonąć po
wizycie lwa jaskiniowego. Już wystarczającym szokiem było ujrzeć, jak zeskoczył
na skalną półkę, a co dopiero gdy Ayla rzuciła się pomiędzy nich i zatrzymała
tego potężnego drapieżnika... nikt by w to nie uwierzył.
    Przypatrywał się jej z uczuciem, że coś się w niej zmieniło.
Wtem zauważył: miała rozpuszczone włosy. Przypomniał sobie, jak pierwszy raz
zobaczył ją z rozpuszczonymi włosami, połyskującymi złociście w słońcu. Wracała
z plaży i wtedy ją ujrzał, ujrzał ją całą, po raz pierwszy jej rozpuszczone
włosy i wspaniałe ciało.
    - ... dobrze było zobaczyć znowu Maluszka. Te żubry musiały być
na jego terytorium. Pewnie wywęszył krew i poszedł naszym śladem. Twój widok go
bardzo zaskoczył. Nie wiem, czy cię pamiętał. Jak daliście się złapać w tym
ślepym jarze?
    - Co...? Przepraszam, co powiedziałaś?
    - Zastanawiałam się, jak ty i twój brat daliście się Maluszkowi
zaskoczyć w tym jarze - powiedziała, podnosząc wzrok. Patrzyły na nią
świetliste, fiołkowe oczy, których spojrzenie wywołało rumieniec na jej twarzy.

    Z pewnym wysiłkiem skoncentrował swą uwagę na jej pytaniu.
    - Tropiliśmy jelenia. Lwica też go sobie upatrzyła. Thonolan go
zabił, a ona odciągnęła zdobycz. Thonolan poszedł za nią. Mówiłem, aby dał
spokój, ale on nie chciał słuchać. Zobaczyliśmy, jak lwica wchodzi do jaru, a
potem z niego wychodzi. Thonolan myślał, że będzie mógł przed jej powrotem
odzyskać oszczep, i odkroić sobie trochę mięsa. Lew myślał inaczej.
    Jondalar przymknął na chwilę oczy.
    - Nie mogę go winić. Głupotą było iść za lwicą, ale nie mogłem
go zatrzymać. Zawsze był lekkomyślny, lecz po śmierci Jetamio był więcej niż
lekkomyślny. Chciał umrzeć. Zdaje się, że ja też nie powinienem był za nim iść.

    Ayla wiedziała, że nadal czuł smutek z powodu śmierci swego
brata i zmieniła temat.
    - Nie widziałam Whinney na łące. Pewnie jest razem z
Zawodnikiem na stepach. Ostatnio często się tam zapuszczają. Sposób, w jaki
umocowałeś na łbie Zawodnika te paski, sprawdził się, ale nie wiem, czy trzeba
było go przywiązywać do Whinney.
    - Lina była za długa. Nie sądziłem, że może się zaczepić o
krcaki. Ale konie powstrzymała. Warto o tym pamiętać na wypadek, gdybyś chciała,
aby zostały w jakimś miejscu. Przynajmniej Zawodnik. Czy Whinney zawsze robiła
to, co chciałaś?
    - Chyba tak, choć zdaje się, że ona chce to robić. Ona wie,
czego chcę, i to robi. Maluszek jedynie niesie mnie tam, gdzie sam tego chce,
ale biega tak szybko. - Jej oczy się zaiskrzyły na wspomnienie ostatniej jazdy.
Jazda na lwie zawsze była porywająca.
    Jondalar przypomniał sobie ją wczepioną w grzbiet lwa
jaskiniowego, jej włosy fruwające na wietrze, bardziej złociste niż jego rudawa
grzywa. Patrzenie na to napawało go lękiem wobec niej, ale to było takie
podniecające - tak jak ona. Taka dzika, taka wolna, taka piękna...
    - Jesteś podniecającą kobietą, Ayla - rzekł, a jego oczy mówiły
to samo.
    - Podniecająca? Podniecające jest... miotacz oszczepów albo
szybka jazda na Whinney... czy na Maluszku, tak? - Była zakłopotana.
    - Tak. I tak samo Ayla jest dla mnie podniecająca i... piękna.
- Żartujesz sobie, Jondalarze. Kwiat jest piękny albo niebo, gdy słońce schowa
się za horyzont. Ja nie jestem piękna.
    - Czy kobieta nie może być piękna?
    Odwróciła się, unikając jego natarczywego spojrzenia.
    - Ja... ja nie wiem. Ale nie jestem piękna. Jestem... duża i
brzydka.
    Jondalar wstał i pociągnął ją, aby również stanęła na nogi.

    - No i co, kto jest wyższy?
    Przytłaczał ją, gdy stał tak blisko. Znowu ogolił twarz,
zauważyła. Króciutki zarost można było wypatrzeć jedynie z bliska. Chciała
dotknąć jego szorstko-gładkiej twarzy. Jego oczy zdawały się przenikać ją na
wskroś.
    - Ty jesteś - powiedziała miękko.
    - W takim razie ty nie jesteś zbyt duża, prawda? I nie jesteś
brzydka. - Uśmiechnął się, ale ona odczytała to jedynie z jego oczu. - To
zabawne, aby najpiękniejsza kobieta, jaką widziałem, myślała, że jest brzydka.

    Słyszała, co mówił, ale zbyt była zniewolona jego spojrzeniem,
zbyt poruszona reakcją swego ciała, aby dotarł do niej sens jego słów.
Zobaczyła, jak się pochylił, a potem przywarł ustami do jej warg, objął ją i
przyciągnął bliżej.
    - Jondalar - wyszeptała. - Podoba mi się to... usta na ustach.

    - Pocałunek - powiedział. Myślę, że już czas. - Wziął ją za
rękę i poprowadził w kierunku posłania.
    - Czas?
    - Na Rytuał Pierwszej Rozkoszy - powiedział. Usiedli na
futrach.
    - Co to jest za rodzaj ceremonii?
    - To ceremonia, która czyni kobietę. Nie potrafię o tym
opowiedzieć. Starsze kobiety mówią dziewczętom, czego się mają spodziewać, i że
to może być bolesne, ale, że trzeba otworzyć przejście, aby mogły stać się
kobietami. Wybierają do tego mężczyznę. Mężczyźni pragną być wybrani, ale
niektórzy się boją.
    - Czego się boją?
    - Boją się, że sprawią kobiecie ból, boją się, że będą
niezdarni, boją się, że nie potrafią, że ich sprawiacz kobiet nie wstanie.
    - To oznacza męski organ? Ma wiele imion.
    Przyszły mu na myśl wszystkie imiona, wiele wulgarnych lub
zabawnych.
    - Tak, ma wiele imion.
    - A jak się naprawdę nazywa?
    - Zdaje się, że męskość - powiedział po chwili zastanowienia -
tak samo, jak na określenie mężczyzny, albo sprawiacz kobiet.
    - A co się dzieje kiedy męskość nie chce wstać?
    - Trzeba przywołać innego mężczyznę - to bywa powodem wielkiego
zakłopotania. Ale większość mężczyzn pragnie być wybrana.
    - Lubiłeś być wybierany?
    - Tak.
    - Często cię wybierano?
    - Tak.
    - Dlaczego?
    Jondalar się uśmiechnął i zastanowił, czy jej wszystkie pytania
były wynikiem ciekawości czy też zdenerwowania.
    - Myślę, że dlatego, iż to lubię. Pierwszy raz dla kobiety ma
dla mnie szczególne znaczenie.
    - Jondalarze, jak możemy urządzić ceremonię Pierwszej Rozkoszy?
Ja mam już pierwszy raz za sobą. Już jestem otwarta.
    - Wiem, ale Rytuał Pierwszej Rozkoszy to coś więcej niż tylko
otwarcie.
    - Nie rozumiem. Co tu więcej może być?
    Jondalar znowu się uśmiechnął, a potem pochylił się i dotknął
swymi ustami jej. Ona pochyliła się ku niemu, ale zaskoczyło ją, gdy otworzył
usta i jego język spróbował sięgnąć w głąb jej ust. Cofnęła się.
    - Co ty robisz? - zapytała.
    - Nie podoba ci się? - Czoło zmarszczyło mu się z zakłopotania.

    - Nie wiem.
    - Chcesz, abym spróbował jeszcze raz? - Powoli, upominał samego
siebie. Nie popędzaj. - A może tak położyłabyś się wygodnie?
    Popchnął ją delikatnie, po czym sam wyciągnął się obok niej,
wspierając się na łokciu. Spoglądał na nią z góry, a potem znowu przycisnął swe
usta do jej. Poczekał, aż jej napięcie osłabnie, a potem delikatnie powiódł
językiem po jej wargach. Uniósł się i ujrzał uśmiech na jej ustach i zamknięte
oczy. Gdy je otworzyła, pochylił się, by ponownie ją pocałować. A ona z
napięciem czekała na jego dotknięcie. Pocałował ją bardziej namiętnie, otwartymi
ustami. A kiedy jego język szukał wejścia, Ayla rozchyliła wargi na jego
przyjęcie.
    - Tak - powiedziała. - Chyba mi się to podoba. Jondalar się
uśmiechnął. Smakowała, sprawdzała, badała i on się cieszył, że nie uznała go za
nachalnego.
    - A co teraz? - zapytała.
    - Może jeszcze trochę tego samego?
    - Dobrze.
    Pocałował ją znowu, delikatnie wnikając w jej usta i badając
jej podniebienie i zagłębienie pod językiem. Potem jego usta powędrowały po
policzku i odszukały jej ucho. Chuchnął w nie ciepłym powietrzem, delikatnie
pogryzł płatek, a potem całą szyję pokrył pocałunkami. Następnie znowu wrócił do
jej ust.
    - Dlaczego czuję się tak, jakbym miała gorączkę i dreszcze? -
zapytała. - Ale nie takie jak w chorobie, miłe dreszcze.
    - Przestań do tego podchodzić jak uzdrowicielka, to nie choroba
- powiedział, a po chwili dodał - skoro jest ci ciepło, to dlaczego nie
rozchylisz swego okrycia?
    - Nie trzeba. Nie jest mi gorąco.
    - A miałabyś coś przeciwko temu, żebym to ja rozchylił twoje
okrycie?
    - Po co?
    - Ponieważ tego chcę. - Pocałował ją ponownie, próbując
rozwiązać supeł na rzemieniu przytrzymującym okrycie. Nie udało mu się i
spodziewał się dalszych uwag z jej strony.
    - Ja to rozwiążę - szepnęła i rozsupłała węzeł, a potem uniosła
biodra, aby odwiązać rzemień. Skórzane okrycie opadło i Jondalar wstrzymał
oddech.
    - Och, kobieto! - Miał zachrypnięty pożądaniem głos i napięte
żądzą lędźwie. - Ayla. O Doni, cóż to za kobieta! - Począł całować namiętnie jej
otwarte usta, a potem wtulił twarz w jej szyję i począł ssać. Cofnął się w
końcu, ciężko dysząc, i dostrzegł czerwony ślad, który na niej zostawił.
Odetchnął głęboko, starając się opanować.
    - Czy coś się stało? - zapytała Ayla, marszcząc z zatroskania
brwi.
    - Jedynie to, że za bardzo cię pragnę. Chciałbym to zrobić
dobrze, ale nie wiem, czy potrafię. Jesteś... taka piękna, tak bardzo kobieca.
Twarz wypogodziła jej się w uśmiechu.
    - Wszystko, co zrobisz, będzie dobrze, Jondalarze. Pocałował ją
znowu, bardziej delikatnie, pragnąc bardziej niż kiedykolwiek dać jej rozkosz.
Pieścił jej ciało, wyczuwając pod palcami jej pełne piersi, wcięcie w pasie,
łagodną krzywiznę bioder, napięte mięśnie ud. Drżała pod jego dotykiem.
Przeczesał palcami złociste loczki na jej wzgórku, powiódł dłonią po brzuchu ku
wezbranym wzgórkom piersi i poczuł, jak twardnieje mu w dłoni jej sutek.
Pocałował cieniutką bliznę na szyi; potem odszukał drugą pierś i possał.
    - To inaczej się czuje, niż gdy dziecko ssie - powiedziała.

    Nastrój chwili prysł. Jondalar wyprostował się ze śmiechem.

    - Nie powinnaś tego analizować, Ayla.
    - No cóż, ale nie czuje się tego tak samo, jak ssania dziecka,
i nie wiem, dlaczego. Nie wiem, dlaczego w ogóle mężczyzna chce ssać jak dziecko
- powiedziała z lekka obronnym tonem.
    - Nie chcesz, aby to robił? Nie będę, jeżeli ci się to nie
podoba.
    - Nie powiedziałam, że mi się nie podoba. To miłe uczucie, gdy
dziecko ssie. Nie czuję tego tak samo, gdy ty to robisz, ale to też miłe
uczucie. Czuję to w całym ciele. A dziecko nie wywołuje takich uczuć.
    - Dlatego właśnie mężczyzna to robi, aby wywołać w kobiecie
takie uczucia i samemu tak się poczuć. Po to właśnie cię dotykam, aby dać
rozkosz tobie i sobie samemu. To dar rozkoszy, który Matka ofiarowała swym
dzieciom. Stworzyła nas do poznania rozkoszy, a my czcimy ją, przyjmując jej
dar. Czy pozwolisz, bym ofiarował ci rozkosz, Aylo?
    Patrzył na nią. Jej twarz okalały rozrzucone na futrze złociste
włosy. W bezdennej otchłani jej łagodnych, szeroko otwartych oczu tlił się
ukryty płomień. Jej oczy zdawały się być tak pełne, jakby miały się za chwilę
rozlać. Wargi jej drżały, gdy otworzyła usta, aby mu odpowiedzieć, więc skinęła
jedynie głową.
    Jondalar zamknął pocałunkiem najpierw jej jedno, potem drugie
oko, i ujrzał łzę. Zebrał słoną kropelkę koniuszkiem języka. Ayla otworzyła oczy
i uśmiechnęła się. Pocałował czubek jej nosa, a potem każdej z piersi. Następnie
wstał.
    Ayla patrzyła, jak podszedł do ogniska i zabrał z ognia
pieczeń, i odsunął od żaru zawinięte w liście korzonki. Czekała, nie myślała o
tym, co będzie, wyczekiwała jedynie, choć sama nie wiedziała - czego. On
sprawił, iż jej ciało zaczęły ogarniać nie znane jej dotąd uczucia, obudził w
niej jakąś niewypowiedzianą tęsknotę. Jondalar napełnił miseczkę wodą i zabrał
ją z sobą.
    - Nie chcę, aby cokolwiek nam przeszkadzało - powiedział - i
pomyślałem sobie, że może miałabyś ochotę napić się wody. Ayla pokręciła głową.
On upił łyk i odstawił miseczkę, a potem odwiązał swą przepaskę. Stał,
spoglądając na nią, a jego ogromna męskość prężyła się dumnie. W jej oczach była
jedynie ufność i pragnienie, żadnego lęku, który zwykle wywoływał swą wielkością
w młodych i nie tylko młodych kobietach, spoglądających na niego po raz
pierwszy.
    Położył się obok niej, napawając oczy jej widokiem. Jej włosy,
miękkie, gęste i bujne; jej oczy pełne wyczekiwania; jej wspaniałe ciało; cała
ta piękna kobieta czekała, by ją dotknął, pragnęła, by obudził drzemiące w niej
uczucia. A on pragnął przeciągnąć moment jej pierwszego przebudzenia. Nie czuł
jeszcze nigdy tak wielkiego podniecenia podczas Rytuału Pierwszej Rozkoszy. Ayla
nie wiedziała, czego się spodziewać; nikt nie opisał jej tego w barwnych i
przesadzonych szczegółach. Ona była jedynie wykorzystywana.
    O Doni, pomóż mi zrobić to dobrze, pomyślał, czując się przez
moment tak, jakby raczej brał na siebie jakąś straszną odpowiedzialność niż
radosną rozkosz.
    Ayla leżała bez ruchu, choć jeszcze dniała. Miała wrażenie, że
czeka już całą wieczność na coś, czego nie potrafiła nazwać, ale co on mógł jej
dać. Już same jego oczy wzruszały ją do głębi; nie potrafiła wyjaśnić obłędnego
pulsowania i drżenia, w jakie wprawiały ją jego dłonie, usta i język, ale
tęskniła za czymś jeszcze. Czuła, że to jeszcze nie wszystko, że czegoś
brakuje... Dopóki nie dał poznać jej smalcu, me wiedziała, co to głód, lecz raz
rozbudzony musiał być zaspokojony.
    Kiedy Jondalar nasycił już swoje oczy, zamknął je i pocałował
Ją raz jeszcze. Jej usta były uchylone, czekające. Wciągnęła jego język i
poczęła dotykać własnym. Jondalar uniósł się i uśmiechnął zachęcająco. Po chwili
wziął w usta pasmo jej bujnych włosów, a potem zanurzył twarz w grubej,
puszystej poduszce jej złocistej korony. Całował jej czoło, oczy, policzki,
pragnąc poznać ją całą.
    Odnalazł jej ucho i jeszcze raz przeniknął ją rozkoszny dreszcz
zesłany jego gorącym oddechem. Pieścił zębami płatki jej uszu. Odkrył wrażliwe
miejsca na karku i szyi, których dotyk wzbudzały dreszcz podniecenia. Jego duże,
czułe dłonie wędrowały po jej ciele, wyczuwając jedwabistość jej włosów. Ujmował
w dłonie jej policzki i brodę, wiódł palcami po ramionach. Potem ujął jej dłoń i
podniósł do swych ust, ucałował jej wnętrze, głaskał każdy palec a potem
powędrował wzdłuż wewnętrznej krzywizny ramienia.
    Ayla miała zamknięte oczy, poddając się doznaniom z rytmicznie
napływającymi falami dreszczy. Jego gorące usta odszukały bliznę na szyi, a
potem powędrowały w dół pomiędzy piersiami, i zakręciły pod jedną z nich. Począł
wodzić wokół niej językiem, dotarł do brodawki. Westchnęła, gdy wciągnął do ust
sutek, a Jondalar poczuł falę gorąca zalewającą mu lędźwie.
    Dłonią powtarzał ruchy języka na drugiej piersi i jego palce
odnalazły stwardniałą, sterczącą brodawkę. Ssał delikatnie, ale kiedy Ayla
uniosła się mu na spotkanie, jego ruchy stały się bardziej namiętne. Ciężko
oddychała i cicho pojękiwała. On oddychał w rytm jej rosnącego pożądania; nie
był pewny, czy może czekać. Przerwał i ponownie na nią spojrzał. Oczy miała
przymknięte, a usta rozchylone.
    Naraz zapragnął jej całej. Pocałował ją, wciągając jej język
pomiędzy swe wargi. Nim sobie uświadomił, ona idąc za jego przykładem, czyniła
to samo z jego ustami. Znowu odszukał jej szyję i począł zataczać wilgotne kręgi
wokół drugiej z jej pełnych piersi, dopóki nie dotarł do sutka. Ayla przysunęła
się pożądliwie bliżej i zadrżała, gdy wciągnął go głęboko w usta.
    Jego dłoń pieściła brzuch, biodra, nogi, a potem powędrowała ku
wewnętrznej stronie ud. Jej mocne mięśnie przeszyła fala dreszczy, na moment je
napięła, ale potem rozsunęła nogi. Jondalar zamknął w dłoni jej wzgórek
ciemnozłocistych kędziorków i nagle poczuł gorącą wilgotność. Nagły skurcz w
podbrzuszu zaskoczył go. Całą siła woli starał się zapanować nad sobą, ale
niemal zatracił się bez reszty, gdy poczuł w dłoni następną falę wilgoci.
    Zostawił jej sutek i powędrował ustami do jej brzucha i pępka.
Kiedy dotarł do wzgórka, spojrzał na nią. Oddychała ciężko, plecy wygięła w łuk
i wyprężyła w oczekiwaniu. Była gotowa. Pocałował szczyt wzgórka, wyczuł
poskręcane włoski i sięgnął niżej. Ayla drżała, a gdy jego język odnalazł szczyt
jej wąskiej szpary, szarpnęła się z krzykiem, po czym opadła, jęcząc.
    Jego męskość prężyła się niecierpliwie. Przesunął się pomiędzy
jej nogi. Potem rozchylił ją i oddał się pełnemu miłosnego pożądania kosztowaniu
zakamarków jej ciała. Ayla nie słyszała samej siebie, zatraciła się w powodzi
rozkosznych wrażeń, które zalewały ją, gdy on swym językiem badał każdą fałdkę,
każdą bruzdkę.
    Skupił się cały na niej, aby trzymać na wodzy własne pożądanie.
Odszukał mały guzełek rozkoszy i poruszył nim szybkim i pewnym ruchem palca. Bał
się, że nie będzie już mógł dłużej nad sobą panować, gdy Ayla szarpnęła się i
zaszlochała w nie znanym dotychczas uniesieniu. Dwoma palcami zagłębił się w jej
wilgotne wnętrze i począł naciskać również od środka.
    Nagle Ayla wygięła się, krzyknęła i Jondalar poczuł nową falę
wilgoci. Kobieta zaciskała i prostowała dłonie, unosząc się i opuszczając w takt
spazmatycznych oddechów.
    - ...potrzebuję cię... potrzebuję czegoś...
    Jondalar klęczał, zaciskając zęby z wysiłku, by się pohamować i
wejść w nią ostrożnie.
    - Staram się... być łagodny - powiedział niemal z boleścią w
głosie.
    - To... nie będzie mnie bolało...
    To była prawda! To nie był naprawdę jej pierwszy raz. Kiedy
wygięła się, wychodząc mu na spotkanie, wszedł w nią. Nie było żadnej
przeszkody. Nacisnął mocniej, spodziewając się trafić na jej koniec, ale poczuł,
że wchodzi głębiej, że otwierają się przed nim jej wilgotne głębiny i wchłaniają
go w siebie, dopóki nie zamknęły go całego w swym wnętrzu. Cofnął się i zagłębił
się w niej ponownie. Objęła go nogami i przyciągnęła do siebie. Znowu cofnął, a
gdy ponownie się w nią zanurzył, poczuł, jak jej cudowne, pulsujące wnętrze
obejmuje go całego. To było więcej niż potrafił znieść. Wchodził w nią raz za
razem z nie skrępowaną żywiołowością, całkowicie oddając się spełnieniu swych
własnych pragnień.
    - Ayla!... Ayla!... Ayla! - krzyczał.
    Napięcie sięgnęło szczytu. Czuł, jak wzbiera w jego lędźwiach.
Cofnął się raz jeszcze. Ayla uniosła się ku niemu, napinając wszystkie nerwy i
mięśnie. Zagłębił się w niej, upajając się czystą rozkoszą z całkowitego
zanurzenia w jej spragnionym ciele swej wezbranej męskości. Oboje się wyprężyli,
Ayla krzyknęła jego imię i Jondalar napełnił ją, oddając jej ostatnią cząstkę
siebie.
    Przez trwającą wieczność chwilę jego głęboki, gardłowy krzyk
wtórował jego imieniu wyrzucanemu pośród zdyszanych szlochów, wstrząsnął nimi
dreszcz niewypowiedzianej rozkoszy. Potem z ogromną ulgą opadł na nią.
    Przez długą chwilę było słychać jedynie ich oddechy. Nie mogli
się ruszyć. Oddali się sobie bez reszty, po ostatnie drgnienie mięśni. Nie mieli
ochoty się ruszać, nie chcieli, aby to się skończyło, choć wiedzieli, że było
już po wszystkim. To było przebudzenie Ayli; ona nigdy nie znała rozkoszy, jaką
mężczyzna może dać kobiecie. Jondalar wiedział, że rozkoszą dla niego będzie ją
obudzić, ale ona zaskoczyła go, niespodziewanie bezgranicznie, powiększając jego
podniecenie.
    Jedynie kilka kobiet było na tyle przepastnych, aby przyjąć go
w całości; nauczył się panować nad głębokością swojego wnikania i robił to z
wprawą i delikatnością. Nigdy nie było tak samo ale to niewiarygodne, aby można
było jednocześnie rozkoszować się podnieceniem wywołanym Rytuałem Pierwszej
Rozkoszy i rzadkim, cudownym wyzwoleniem pełnego wniknięcia.
    Jondalar zawsze bardzo się podniecał podczas Rytuału Pierwszej
Rozkoszy; w tej ceremonii było coś takiego, co pozwalało mu wyzwolić z siebie
wszystko, co najlepsze. Jego troska i starania były prawdziwe, jego wysiłki były
skierowane na zadowolenie kobiety, a jego własna satysfakcja brała się w równej
mierze z jej, jak i jego przyjemności. Ale Ayla zadowoliła go, zaspokoiła
bardziej, niż mógł sobie wyobrazić w najdzikszych marzeniach. Nigdy nie miał
uczucia tak całkowitego spełnienia. Przez chwilę, zdawało się, iż stali się
jednością.
    - Muszę ci chyba ciążyć - powiedział, podciągając się do góry i
zmniejszając swój nacisk, wspierając na łokciu.
    - Nie - powiedziała łagodnie. - Wcale nie jesteś ciężki.
Chciałabym, abyś nigdy się nie podniósł.
    Jondalar się pochylił, by trącić ustami jej ucho i pocałować
szyję. - Ja również nie mam ochoty się podnieść, ale myślę, że powinienem. -
Powoli się odsunął, a potem położył obok niej, obejmując ją tak, że jej głowa
spoczęła w zagłębieniu poniżej jego ramienia.
    Ayla była senna, całkowicie odprężona i w pełni świadoma
Jondalara. Czuła obejmujące ją ramię, jego delikatnie pieszczące palce, mięśnie
drgające pod jej policzkiem; słyszała bicie jego serca, a być może - swoje
własne; czuła miły, męski zapach jego skóry i ich rozkoszy. Nigdy jeszcze nikt
tak się o nią nie troszczył i nie pieścił jej w ten sposób.
    - Jondalar - powiedziała po chwili - skąd wiedziałeś, co robić?
Nie wiedziałam, że kryję w sobie takie uczucia. Skąd wiedziałeś?
    - Ktoś mi pokazał, nauczył mnie, pomógł mi się dowiedzieć,
czego kobiecie potrzeba.
    - Kto?
    Wyczuła napięcie w jego mięśniach i zmianę tonu w głosie. -
Zwyczajem jest, aby starsza, bardziej doświadczona kobieta nauczyła młodego
mężczyznę.
    - Masz na myśli coś w rodzaju Rytuału Pierwszej Rozkoszy?
    - Niezupełnie. To odbywa się bardziej nieformalnie. Kobiety
zawsze odgadują, gdy mężczyznę zaczynają rozpalać namiętności. Zwykle znajduje
się jedna lub więcej, rozumiejących przyczyny jego nerwowości i niepewności, i
pomagają mu w przezwyciężeniu tych uczuć. Ale nie ma specjalnej ceremonii.
    - W klanie, gdy chłopiec upoluje pierwszą zdobycz - na
prawdziwym polowaniu, nie jakieś tam małe zwierzątko - to wtedy staje się
mężczyzną i urządza się mu odpowiednią ceremonię. To, czy płoną w nim już
namiętności, nie ma znaczenia. Tylko polowanie czyni z niego mężczyznę. Wtedy
musi przyjąć na siebie obowiązki dorosłego mężczyzny.
    - Polowanie jest ważną rzeczą, ale niektórzy nigdy nie polują.
Mają inne umiejętności. Przypuszczam, że nie musiałbym polować, gdybym nie
chciał. Mogę robić narzędzia i wymieniać je na mięso lub skóry czy inne
potrzebne rzeczy. Większość mężczyzn jednakże poluje, a pierwsze udane łowy
chłopca mają szczególne znaczenie. W głosie Jondalara pojawiły się ciepłe tony
wspomnień.
    - Nie odprawia się w zasadzie prawdziwej ceremonii, ale jego
zdobycz jest dzielona pomiędzy wszystkich w jaskini - on nic z tego nie je. A
potem wszyscy mówią, gdy przechodzi obok, tak by mógł usłyszeć, jaka to
wspaniała zdobycz, jakie delikatne i smaczne mięso. Mężczyźni zapraszają go do
wspólnych gier lub rozmów Kobiety traktują go jak prawdziwego mężczyznę i
przyjaźnie z nim żartują. Prawie żadna z kobiet nie odmówiłaby mu, jeżeli był
wystarczająco dorosły i miałby akurat ochotę... Upolowanie pierwszej zwierzyny
pozwala mu się czuć prawie mężczyzną.
    - Ale nie urządza się specjalnej ceremonii potwierdzającej jego
męskość?
    - Za każdym razem, gdy mężczyzna czyni z dziewczyny kobietę,
gdy otwiera ją, pozwala, by wpłynęły w nią siły życia, to tym samym potwierdza
swą męskość. To dlatego jego narzędzie, jego męskość zwie się sprawiaczem
kobiet.
    - On może więcej niż tylko uczynić kobietę. Może począć
dziecko.
    - Ayla, Wielka Matka Ziemia błogosławi kobietę, obdarzając ją
dziećmi. To ona przynosi je na świat i do męskich serc. Doni stworzyła mężczyznę
po to, by jej pomógł, aby dostarczał jej pożywienia, gdy chodzi brzemienna lub
pielęgnuje niemowlę. I po to, aby uczynił z niej kobietę. Nie potrafię tego
lepiej wytłumaczyć. Może zelandoni uczyniłby to lepiej.
    Może on ma rację, pomyślała Ayla, układając się wygodnie obok
niego. - Ale jeżeli tak nie jest, to teraz może we mnie rosnąć dziecko. -
Uśmiechnęła się. - Dziecko jak Durc, które mogłabym pieścić i karmić, którym
mogłabym się opiekować, dziecko które byłoby częścią Jondalara.
    Ale kto pomoże mi, gdy on odejdzie? - pomyślała, czując ukłucie
bólu. Przypomniała sobie kłopoty z pierwszą ciążą, swą walkę ze śmiercią podczas
porodu. Nie żyłabym, gdyby nie Iza. A gdyby mi się nawet udało samotnie urodzić
dziecko, to jak mogłabym polować i opiekować się dzieckiem? Co by się stało,
gdybym została ranna lub zginęła? Kto zająłby się wtedy moim dzieckiem? Umarłoby
całkiem samo.
    Nie mogę mieć teraz drugiego dziecka! Poderwała się. A co
będzie, jeżeli już zostało poczęte? Co powinnam zrobić? Lekarstwo Izy! Wrotycz
pospolity lub jemioła, lub... nie jemioła. Jest tu kilka roślin, które powinny
działać - muszę o tym pomyśleć. To może być niebezpieczne, ale lepiej stracić
dziecko teraz, niż narazić je potem na pożarcie przez hieny.
    - Czy coś się stało, Ayla? - zapytał, ujmując w dłoń jej pełną,
jędrną pierś. Wiedział, że może to uczynić i dlatego chciał to uczynić.
    Ayla pochyliła się ku jego dłoni, pamiętając jej dotyk.
    - Nie, wszystko dobrze.
    Jondalar się uśmiechnął, przypominając sobie swe głębokie
zaspokojenie i czując ponowny dreszcz podniecenia. Myślę, że ona ma dotyk
Hadumy!
    Ayla dostrzegła ciepło i pożądanie w jego błękitnych oczach.
Może on znowu chciałby zażyć ze mną rozkoszy, pomyślała odwzajemniając mu
uśmiech. Wtem jej uśmiech przygasł. Jeżeli dziecko jeszcze się nie poczęło, a my
znowu zażyjemy rozkoszy, to może się począć. Może powinnam przyjąć tajemny lek
Izy, ten, o którym mówiła, aby nikomu nie wspominać.
    Przypomniała sobie, że Iza mówiła jej, iż te rośliny - łodygi i
korzenie antylopiej szałwi - mają tak potężną moc, że potrafią wesprzeć kobiecy
totem w walce z zapładniającą mocą męskiego ducha i zapobiec poczęciu życia.
Ayla dowiedziała się o tym, gdy już była w ciąży. Iza nie powiedziała jej
przedtem o tym lekarstwie - nikt nie przypuszczał, że ona mogłaby mieć dziecko i
nie wspominały o tym podczas jej nauki. Pomimo silnego totemu miałam dziecko i
mogę mieć ponownie. Nie wiem, czy to duchy, czy mężczyzna, ale lekarstwo
działało u Izy, więc myślę, że lepiej je zażyję, w przeciwnym razie będę musiała
zażyć co innego, aby stracić dziecko.
    Wolałabym nie być do tego zmuszona, chciałabym móc je
zatrzymać. Chciałabym mieć dziecko Jondalara. Uśmiechała się tak czule i
zapraszająco, że przyciągnął ją do siebie. Wiszący na jej szyi amulet uderzył go
w nos.
    - Och, Jondalar! Bolało?
    - Co ty tam masz? To musi być pełne kamieni! - powiedział,
siadając i rozcierając nos. - Co to jest?
    - To jest... dla ducha mojego totemu, aby mógł mnie znaleźć.
Zawiera część mojej duszy, którą on rozpoznaje. Przechowuję tu również otrzymane
od niego znaki. Każdy w klanie ma taki. Creb mówił, że jeżeli go zgubię, to
umrę.
    - To zaklęcie albo amulet - powiedział. - Twój klan rozumie
także tajemnice świata duchów. Im więcej się o nich dowiaduję, tym bardziej
przypominają mi ludzi, choć nie są podobni do żadnego ze znanych mi ludów. -
Jego oczy napełniły się skruchą. - Ayla, to moja ciemnota popchnęła mnie do
tego, bym tak się zachował, gdy po raz pierwszy zrozumiałem, kogo nazywasz
klanem. To było niegodziwe, przepraszam.
    - Tak, to było niegodziwe, ale ja już się nie gniewam ani nie
czuję się urażona. Ty sprawiłeś, że poczułam... chciałabym także być uprzejma.
Za dzisiejszy dzień, za Rytuał Pierwszej Rozkoszy chciałabym ci powiedzieć...
dziękuję.
    Jondalar uśmiechnął się szeroko.
    - Zdaje się, że dotąd nikt mi jeszcze nie dziękował za to.
Uśmiech zniknął z jego twarzy, ale w oczach nadal się czaił śmiech. - Jeżeli
ktoś powinien dziękować, to tylko ja. Dziękuję, Ayla. Nawet nie wiesz, czego
dzięki tobie doświadczyłem. Nie czułem się tak zaspokojony od czasu... -
przerwał i dostrzegła grymas bólu na jego twarzy - ...od czasu Zoleny.
    - Kim jest Zolena?
    - Zoleny już nie ma. Była kobietą, którą znałem w młodości. -
Położył się i utkwił wzrok w sklepieniu jaskini, milcząc tak długo, że Ayla
myślała, że już się nie odezwie. Potem, bardziej do siebie niż do niej, zaczął
mówić.
    - Była wtedy piękna. Wszyscy mężczyźni o niej mówili, a wszyscy
chłopcy o niej myśleli, ale żaden tyle, co ja, nawet nim mnie jeszcze nawiedziła
we śnie. Tej nocy, kiedy nawiedziła mnie doni, przyszła do mnie jako Zolem, a
gdy się obudziłem, moje posłanie pełne było mego nasienia, a głowa pełna Zoleny.

    - Pamiętam, jak chodziłem za nią lub znajdowałem miejsca, z
których mogłem ją obserwować. Błagałem o nią Matkę. Ale gdy do mnie przyszła,
nie mogłem w to uwierzyć. Równie dobrze mogła przyjść inna z kobiet, ale ja
pragnąłem tylko Zoleny - och, jak ja jej pragnąłem - i to ona przyszła do mnie.

    - Pierwszy raz po prostu zażyłem z nią rozkoszy. Już wówczas
byłem duży jak na swój wiek - pod wieloma względami. Ona nauczyła mnie, jak nad
sobą panować, jak się posługiwać moją męskością i nauczyła mnie, czego
potrzebuje kobieta. Dowiedziałem się, że mogę zażyć rozkoszy z kobietą, nawet
jeżeli nie była wystarczająco głęboka, jeżeli tylko będę się możliwie długo
powstrzymywać i sprawię, by ona była gotowa. Wtedy zadowoli mnie jej głębokość,
a ona będzie mogła przyjąć mnie więcej.
    - Z Zoleną nie musiałem się tym martwić. Ona potrafiła
uszczęśliwić i mniejszych mężczyzn - również umiała nad sobą panować. Nie było
mężczyzny, który by jej nie pragnął - a ona wybrała mnie. Przez jakiś czas
wybierała mnie za każdym razem, choć byłem ledwie chłopcem.
    - Ale był mężczyzna, który za nią chodził, choć wiedział, że
ona go nie chce. To mnie gniewało. Raz, gdy zobaczył nas razem, zaproponował,
aby wzięła sobie dla odmiany mężczyznę. Nie był starszy od Zoleny, ale był
starszy ode mnie. Ale ja byłem większy. Jondalar zamknął oczy, lecz ciągnął
dalej.
    - To było takie głupie! Nie powinienem był tego robić, to
jedynie zwróciło na nas uwagę, ale on nie pozwoliłby jej odejść. Rozwścieczył
mnie. Pewnego dnia uderzyłem go, a potem począłem bić i nie mogłem przestać.
Mówią, że nie jest dobrze, by młody mężczyzna przebywał zbyt długo z jedną
kobietą. Kiedy ma do czynienia z większą liczbą kobiet, to jest mniejsza szansa
na to, że się do którejś z nich przywiąże. Młodzi mężczyźni powinni brać za
partnerki młode kobiety; starsze kobiety powinny jedynie ich uczyć. Zawsze się
wini kobietę za to, że młody mężczyzna zaczął ją darzyć zbytnim uczuciem. Ja nie
pragnąłem żadnej z tych starszych kobiet, pragnąłem jedynie Zoleny. Tamte
kobiety wydawały mi się takie niezdarne, niewrażliwe, złośliwe. Cały czas
podśmiewały się z mężczyzn, szczególnie, z tych młodych. Być może, ja również
zachowywałem się niegrzecznie odpędzając je od siebie i obrzucając wyzwiskami.
To one wybierają mężczyznę do Rytuału Pierwszej Rozkoszy. Każdy mężczyzna
pragnie być wybrany zawsze o tym mówią. To zaszczytne i podniecające zadanie,
ale mężczyźni lękają się, by nie być zbyt brutalnymi, zbyt popędliwymi albo
jeszcze gorzej. Cóż wart jest mężczyzna, który nie potrafi otworzyć kobiety? Za
każdym razem, gdy mija grupkę kobiet, te stroją sobie z niego żarty.
    Zmienił głos i robiąc miny, począł przedrzeźniać cienkim
głosem. - Patrzcie, ale przystojniaczek. Nie chciałbyś się trochę poduczyć? -
Albo mówiły: - Nie mogłam go niczego nauczyć, może któraś z was chciałaby
spróbować?
    Potem mówił już swym własnym głosem:
    - Większość mężczyzn nauczyła się odpłacać złośliwościami za
złośliwości i znajdowali w tym przyjemność równie wielką, jak kobiety, ale
młodemu mężczyźnie przychodzi to z trudem. Każdy, który mijał grupkę śmiejących
się kobiet, zastanawiał się, czy to jego kosztem się bawią. Zolem taka nie była.
Inne kobiety nie lubiły jej za bardzo, może dlatego, że mężczyźni ją tak lubili.
Przy okazji każdej uroczystości Matki czy innej uroczystości ona zawsze była
pierwsza... Mężczyzna, którego uderzyłem, stracił kilka zębów. To duży kłopot,
gdy mężczyzna traci w młodości zęby. Nie może gryźć i kobiety go nie chcą. Było
mi go żal. To było takie głupie! Moja matka wynagrodziła mu za doznaną krzywdę i
przeprowadził się do innej jaskini. Ale zjawiał się na Letnich Spotkaniach i na
jego widok zawsze odwracałem wzrok. Zolem mówiła o poświęceniu się służbie
Matce. Ja miałem ochotę zostać rzeźbiarzem i w ten sposób jej służyć. Wówczas
właśnie Marthona uznała, że, być może, mam zdolności do obróbki kamienia i
wysłała mnie, abym pracował z Dalanarem. Krótko potem Zolem odeszła, aby poddać
się specjalnym ćwiczeniom, a mnie Willomar zabrał, bym zamieszkał u Lanzadonii.
Marthona miała rację. Byłem najlepszy. Kiedy po trzech latach wróciłem, Zoleny
już nie było.
    - Co się z nią stało? - zapytała Ayla prawie z lękiem.
    - Ci, Którzy Służą Matce, rezygnują z własnej osobowości i
przejmują osobowość ludzi, których stali się orędownikami. W zamian za to Matka
daje im dary nie znane jej pozostałym dzieciom: dary magii, zręczności i wiedzy
- i mocy. Wielu z tych, którzy poszli służyć, nigdy nie osiągnęło szczytów mocy.
Wśród tych, których ona wezwała na swą służbę, jedynie kilku było prawdziwie
zdolnych, ale pośród Tych-Którzy Służyli ich umiejętności ujawniały się bardzo
szybko. Tuż przed moim odejściem Zolem została Najwyższą Osobą Zelandoni,
Pierwszą pośród Tych-Którzy Służyli Matce.
    Nagle Jondalar się poderwał i spostrzegł w wejściu do jaskini
purpurowo złote niebo na zachodzie.
    - Jeszcze jasno. Mam ochotę popływać - powiedział, wychodząc
pospiesznie z jaskini. Ayla podniosła swoje okrycie, długi rzemień i poszła za
nim. Nim dotarła jednak do plaży, on był już w wodzie. Zdjęła swój amulet,
weszła na kilka stóp do wody, a potem odbiła się od dna i popłynęła. Jondalar
był daleko w górze rzeki. Spotkała go, gdy wracał.
    - Jak daleko popłynąłeś? - zapytała.
    - Do wodospadu - powiedział. - Ayla, nigdy tego nikomu przedtem
nie mówiłem... O Zolenie.
    - Czy kiedykolwiek widziałeś Zolenę? Jondalar wybuchnął gorzkim
śmiechem.
    - Nie Zolenę, zelandoni. Tak, widywałem ją. Jesteśmy dobrymi
przyjaciółmi. Nawet dzieliłem rozkosz z zelandoni - powiedział. - Ale już nie
wybierała tylko mnie. - Zaczął płynąć , w dół strumienia, mocno i szybko bijąc
wodę.
    Ayla zmarszczyła czoło i pokręciła głową, a potem popłynęła za
nim na plażę. Zawiesiła na szyi amulet i obwiązała okrycie, idąc za nim ścieżką
do góry. Jondalar stał przy palenisku wpatrzony w ledwie tlący się żar. Ayla
poprawiła okrycie, wzięła trochę drewna i podsyciła ogień. Jondalar nadal był
mokry i spostrzegła, że, drżał. Poszła więc po swe skóry do spania.
    - Pora roku się zmienia - powiedziała. - Wieczory są zimne. Weź
to, bo się zaziębisz.
    Jondalar niezdarnie owinął się skórą. Futrzane okrycie do niego
nie pasuje, pomyślała. A jeżeli ma zamiar odejść, to powinien wyruszyć przed
zmianą pory roku. Poszła do swego posłania i podniosła zawiniątko, które leżało
pod ścianą.
    - Jondalar...?
    Jondalar potrząsnął głową, aby ponownie wrócić do
rzeczywistości i uśmiechnął się do niej, ale ten uśmiech nie rozświetlił jego
oczu.
    Kiedy Ayla zaczęła rozwiązywać zawiniątko, coś z niego wypadło.
Podniosła to.
    - Co to jest? - zapytała z pełnym lęku podziwem. - Jak to się
tu znalazło?
    - To doni - powiedział Jondalar, gdy zobaczyła kawałek
rzeźbionej kości.
    - Doni?
    - Zrobiłem ją dla ciebie, na twój Rytuał Pierwszej Rozkoszy.
Doni zawsze powinna być obecna w trakcie Rytuału Pierwszej Rozkoszy.
    Ayla pochyliła głowę, aby ukryć łzy, które nagle napłynęły jej
do oczu. - Nie wiem, co powiedzieć, nigdy nie widziałam czegoś podobnego. Jest
piękna. Wygląda jak prawdziwa. Prawie tak jak ja. Jondalar uniósł jej brodę.

    - Chciałem, aby wyglądała jak ty. Prawdziwy rzeźbiarz zrobiłby
to lepiej... nie. Prawdziwy rzeźbiarz nie zrobiłby takiej doni. Nie wiem, czy i
ja powinienem był ją robić. Doni zwykle nie ma twarzy - twarz Matki jest
nieznana. Nadanie tej doni twojej twarzy może uwięzić w niej twoją duszę.
Dlatego jest twoja, w twoim posiadaniu, to mój dar dla ciebie.
    - Ciekawa jestem, dlaczego tu właśnie włożyłeś swój prezent -
powiedziała Ayla, gdy skończyła rozwijać pakunek. - Zrobiłam to dla ciebie.
    Rozwinął skórę i na widok części ubrania pojaśniały mu oczy. -
Ayla! Nie wiedziałem, że potrafisz szyć i naszywać paciorki - powiedział,
przyglądając się uważnie ubraniu.
    - To nie ja naszywałam paciorki. Ja tylko dorobiłam nowe części
do twojej starej bluzy. Rozebrałam na części pozostałe ubranie, aby wiedzieć,
jakiej wielkości i kształtu kawałki zrobić. Przypatrzyłam się, w jaki sposób
były razem połączone, aby wiedzieć, jak to zrobić. Użyłam tego szydła, które mi
dałeś - nie wiem, czy dobrze się z nim obchodziłam, lecz spełniło swoje zadanie.

    - To jest doskonałe! - powiedział, trzymając przed sobą bluzę.
Przymierzył spodnie, a potem bluzę. - Sam już myślałem o zrobieniu sobie
odzienia, które byłoby odpowiednie do wędrówki. Przepaska jest dobra tutaj,
ale...
    Stało się. Zostało powiedziane głośno. Odejście Jondalara stało
się faktem, tak jak złe duchy, które według Creba pojawiały się i nabierały
mocy, gdy się wypowiedziało głośno ich imiona. To nie była już jedynie bliżej
nieokreślona myśl - teraz nabrała cech rzeczywistości. A w miarę jak o tym
myśleli, stawała się coraz bardziej przygniatająca, jej obecność w jaskini
nabierała realnych kształtów i nie zamierzała ich opuścić.
    Jondalar pospiesznie zdjął rzeczy i ułożył je na kupkę.
    - Dziękuję, Ayla. Nie potrafię ci powiedzieć, jak wiele to dla
mnie znaczy. To będzie doskonałe odzienie na czas chłodu, ale teraz jeszcze go
nie potrzebuję - powiedział i nałożył ponownie przepaskę.
    Ayla skinęła głową, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Czuła,
jak łzy cisną jej się do oczu, a kościana figurka staje się jedynie rozmytą
plamą. Przycisnęła ją do piersi; była jej bardzo bliska. Została zrobiona jego
dłońmi. Nazwał siebie wyrabiaczem narzędzi, ale potrafił zrobić o wiele więcej.
Jego ręce były wystarczająco sprawne, aby zrobić wizerunek, który wywoływał w
niej uczucie podobnej czułości, jak wtedy, gdy pokazywał jej, co to znaczy być
kobietą.
    - Dziękuję - powiedziała, przypominając sobie o uprzejmości.

    Jondalar zmarszczył czoło.
    - Nigdy jej nie zgub - powiedział. - Ona ma twoją twarz i może
mieć twą duszę, nie byłoby więc bezpiecznie, gdyby ktoś inny ją znalazł.
    - Mój amulet ma w sobie część mojej duszy i ducha mojego
totemu. Ta doni ma w sobie część mojej duszy i twojej Matki Ziemi. Czy to czyni
z niej także mój amulet?
    Nie zastanawiał się nad tym. Czy była teraz częścią Matki?
Jedną z Dzieci Ziemi? Może nie powinien igrać z siłami, których nie potrafił
ogarnąć swym umysłem. A może właśnie działał pod ich wpływem? - Nie wiem -
odparł. - Ale jej nie zgub.
    - Jondalar, skoro uważałeś, że to może być niebezpieczne, to
dlaczego dałeś tej doni moją twarz?
    Jondalar ujął jej dłonie, w których trzymała figurkę.
    - Ponieważ chciałem posiąść twą duszę, Ayla. Nie aby ją
zatrzymać, chciałem ci ją zwrócić. Pragnąłem dać ci rozkosz i nie wiedziałem,
czy potrafię. Nie wiedziałem, czy to zrozumiesz; nie zostałaś wychowana w jej
czci. Pomyślałem sobie, że nadanie jej twojej twarzy przyciągnie cię do mnie.

    - Nie musiałeś w tym celu dawać doni mojej twarzy. Jeszcze nim
poznałam, czym jest rozkosz, przyjęłabym cię z radością, gdybyś tylko wówczas
zechciał zaspokoić ze mną swoje pragnienia. Jondalar zamknął ją w swych
ramionach razem z doni.
    - Nie, Ayla. Mogłaś i być gotowa, ale musiałem zrozumieć, że to
był twój pierwszy raz, inaczej nie byłoby tak, jak trzeba. Ayla znowu utonęła w
jego oczach. Jego ramiona zacisnęły się mocniej, a ona przywarła do niego,
oddając się mu-całkowicie, aż wszystko inne przestało istnieć i pozostały
jedynie obejmujące ją ramiona, głodne usta, jego ciało przytulone do jej ciała i
oszałamiające, dręczące pragnienie. Nie wiedziała, kiedy uniósł ją i zabrał od
ogniska.
    Jej futrzane posłanie było blisko. Czuła, jak Jondalar się
mocuje z rzemieniem, a potem daje za wygraną i po prostu zsuwa z niej okrycie.
Otworzyła się na niego ochoczo, poczuła, jak jego sztywna męskość szuka, a potem
znajduje...
    Zdecydowanie, nieomal gwałtownie zanurzył głęboko swe drzewce,
jakby chciał się ponownie upewnić, że była tu właśnie dla niego, że nie musi się
powstrzymywać. Uniosła się mu na spotkanie, przyjmując go i pragnąc równie
mocno, jak on.
    Cofnął się i wniknął ponownie, czując wrażliwy wzgórek. Naglony
podnieceniem jej całkowitego oddania i szaleńczej przyjemności zupełnego
zapomnienia się w swej namiętności dał ponieść się fali dzikiej rozkoszy. Ona
unosiła się mu na spotkanie w takt jego pchnięć, wyginając się, aby kierować
jego ruchami.
    To, co czuła, było czymś więcej niż tylko podnieceniem
wywołanym jego ruchami. Za każdym razem, gdy w nią wnikał, czuła jego obecność
całym swoim ciałem, każdym nerwem, mięśniem, ścięgnem. Jondalar poczuł
narastające napięcie w lędźwiach, napływające falami, trudne do zniesienia
pragnienie, które w końcu znalazło swe ujście w przyprawiającym o dreszcz
wybuchu, gdy wniknął w nią po raz ostatni. Ayla uniosła się na spotkanie jego
ostatecznego pchnięcia i jej ciało przeniknęła zmysłowa radość spełnienia.





następny    






  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza