ďťż

3czesci

Lemur zaprasza










Robert Sheckley
    
  W trzech częściach


   Oaxe II była małą nudną, zacofaną
planetą w pobliżu Oriona. Jej mieszkańcy pochodzili od Ziemian i nadal
przestrzegali obowiązujących na Zielni obyczajów. Sędzia Abner Low był jedynym
źródłem prawa na tej małej planecie. Większość spraw, jakie do niego trafiały,
dotyczyła granic posiadłości lub własności świń i gęsi, obywatele Oaxe II mieli
bowiem mało zamiłowania do przestępstw.
   Ale pewnego dnia wylądował tu statek kosmiczny, który
przywiózł recydywistę Timothy'ego Monta i jego adwokata. Przybyli na Oaxe II
szukając schronienia i sprawiedliwości. A kolejnym statkiem przylecieli trzej
policjanci oraz oskarżyciel publiczny.
   - Wysoki Sądzie - oświadczył prokurator - ten szatan
wcielony popełnił potworną zbrodnię. Timothy Mont, proszę Wysokiego Sadu, spalił
sierociniec! Co więcej, zanim uciekł, przyznał się do winy. Mam tu jego
zeznanie, podpisane własnoręcznie.
   Na to wstał adwokat Monta, blady mężczyzna o zimnych,
rybich oczach.
   - Domagam się uchylenia wyroku.
   - Wykluczone - odparł sędzia Low. - Spalenie sierocińca to
okropne przestępstwo.
   - To prawda - zgodził się adwokat. - W większości
przypadków. Ale mój klient popełnił ten czyn na planecie Altira III. Czy Wysoki
Sąd orientuje się w panujących tam zwyczajach?
   - Nie - przyznał sędzia.
   - Na Altirze III - informował adwokat wszystkie sieroty
uczy się sztuki zabijania w celu redukcji populacji sąsiednich planet. Spalając
sierociniec mój klient uratował tysiące, może nawet miliony niewinnych istot.
Dlatego powinien zostać uznany za bohatera narodowego.
   - Czy to, co powiedziano tu o Altirze III, jest prawdą? -
spytał sędzia urzędnika sądowego. Urzędnik sprawdził w Encyklopedii Zwyczajów i
Folkloru Planet i potwierdził, że to istotnie prawda. - W takim razie oddalam
sprawę - oświadczył sędzia.
   Mont i jego adwokat wyszli, a na Oaxe II życie toczyło się
leniwie dalej, zakłócane tylko od czasu do czasu procesami o miedzę albo
własność świń lub gęsi. Nic minął jednak rok, a Timothy Mont i jego adwokat -
znaleźli się wsadzie ponownie, wraz z depczącym im po piętach prokuratorem.
   . Sprawa i tym razem dotyczyła spalenia sierocińca.
   - Choć mój klient nie wypiera się zarzucanego mu czynu -
podkreślił znacząco blady adwokat Wysoki Sąd musi wzuć pod uwagę, że
sierociniec, o którym tu mowa, znajdował się na planecie Deegra IV. Jak dobrze
wiadomo, wszystkie sieroty na Deegrze IV są przyjmowane do cechu oprawców po to,
by sprawować pewne obrzędy, które budzą wstręt w całej cywilizowanej galaktyce.

   Stwierdziwszy, - że przytoczone przez adwokata fakty są
prawdziwe, sędzia Low ponownie oddalił sprawę.
   Po piętnastu miesiącach Timothy Mont i jego adwokat zostali
ponownie wezwani do stawienia się przed sądem, w identycznej jak poprzednie
sprawie.
   - No, no - stwierdził sędzia Low - Co za reformatorskie
zapędy... Gdzie popełniono przestępstwo tym razem?
   - Na Ziemi - odparł oskarżyciel.
    - Na Ziemi? - zdziwił się sędzia.
   - Obawiam się, że to prawda - potwierdził smutno adwokat. -
Mój klient jest winny.
   - A jakiż to powód mógł mieć tym razem?
   - Czasowa niepoczytalność - odparł natychmiast adwokat. - I
mam dwunastu psychiatrów, którzy mogą to potwierdzić. Dlatego domagam się kary w
zawieszeniu, zgodnie z prawem obowiązującym w takim przypadku.
   Sędzia spurpurowiał z gniewu.
   - Timothy Mont, pytam, dlaczego to zrobiłeś?
   - Ponieważ lubię podpalać sierocińce! oświadczył Mont, nim
adwokat zdążył go powstrzymać.
   Tego dnia sędzia Low ustanowił nowe prawo, z którym
zapoznano się w całej cywilizowanej galaktyce i które studiowano w tak różnych
od siebie miejscach, jak Droma II Aos X. Prawo Lowa stanowi, iż adwokat
oskarżonego powinien odbywać tę samą karę, na jaką zostaje skazany jego klient.

   Wiele osób uważa, że to jest niesprawiedliwe, ale
częstotliwość pojawiania się adwokatów na Oaxe II znacząco zmalała.

















   Edmond Dritche, wysoki zgorzkniały
naukowiec o bladożółtej cerze został pozwany do sądu przez General Products
Corporation pod zarzutem pesymizmu, braku lojalności grupowej i negatywnego
nastawienia. Były to poważne oskarżenia, a na dodatek zostały udokumentowane
przez kolegów Dritche'a. Sędzia nie miał innego wyjścia - musiał karnie usunąć
Dritche'a z pracy. Od zasądzanej zazwyczaj w takich wypadkach kary więzienia
odstąpiono, uwzględniając jako okoliczność łagodzącą dziewiętnaście lat wzorowo
przepracowanych przez oskarżonego w General Products; ale i tak żadna korporacja
nie chciała go zatrudnić.
   Dritche, jeszcze bardziej bladożółty i zgorzkniały niż
przedtem, obraził się na General Products, i jej nie kończący się strumień
samochodów, tosterów, lodówek, telewizorów i tym podobnych urządzeń. Przeniósł
się na swoją farmę w Pensylwanii, gdzie zaczął prowadzić doświadczenia w
urządzonym w piwnicy laboratorium.
   Miał serdecznie dość General Products i tego, co ta
korporacja reprezentowała, to znaczy praktycznie wszystkiego. Chciał założyć
kolonię ludzi, którzy myśleli tak jak on, czuli to, co on i wyglądali tak jak
on. Jego kolonia byłaby utopią i niech diabli wezmą całą resztę tego radosnego,
ogłupiałego na punkcie różnych urządzeń technicznych świata.
   Istniała na to tylko jedna metoda. Dritche, przy pomocy
swojej żony Anny, trudził się dzień i noc nad swoim wielkim projektem.
   W końcu odniósł sukces. Wyregulował skonstruowane przez
siebie urządzenie i nacisnął guzik. Z maszyny wyszedł doskonały duplikat Edmonda
Dritche'a.
   Tak oto Dritche wynalazł pierwszy na świecie duplikator.

   Wyprodukował pięciuset Dritche'ów, a potem zwołał walne
zebranie polityczne. Pięciuset uczestników jednogłośnie uznało, że aby zadanie
stworzenia kolonii się powiodło, potrzebne są im żony.
   Dritche 1 uważał swoja Annę za doskonałą partnerkę. Pięćset
duplikatów naturalnie zgodziło się z nim. Dritche wyprodukował więc pięćset
doskonałych kopii Anny dla pięciuset prototypowych Dritche'ów i w ten sposób
powstała kolonia.
   Wbrew powszechnym przewidywaniom początkowo funkcjonowała
doskonale. Dritche'owie dobrze się czuli we własnym gronie, nigdy nie dochodziło
między nimi do kłótni i nie przepadali za gośćmi. Tworzyli swój własny,
zadowolony z siebie mały światek. Indie wysłały do nich delegację, która miała
zapoznać się z ich metodą, a Dania uchwaliła ustawę gwarantującą prawa
duplikatom.
   Ale, tak jak i przy innych próbach realizacji utopii,
ziarno klęski tkwiło po prostu w ułomności natury człowieka. Najpierw Dritche 49
został przyłapany in flagranti z panią Dritche 5. Następnie Dritche 37
niespodziewanie i namiętnie zakochał się w Annie 142. To z kolei doprowadziło do
wykrycia tajnego gniazdka miłości, urządzonego przez Dritche'a 10 dla Anny 498,
przy współudziale Anny 3.
   Na próżno Dritche 1 przekonywał, że wszyscy są sobie równi
i identyczni. Pomieszane pary oświadczyły mu, że nie ma pojęcia, co to jest
miłość, i stanowczo odmówiły rezygnacji z nowych związków.
   Mimo to kolonia mogłaby istnieć nadal. Okazało się jednak,
Dritche 77 miał harem, w którym znalazło się osiem kobiet Dritche - Anny 12, 13,
77, 187, 303, 336, 489 oraz 500. Wszystkie zgodnie twierdziły, że ten właśnie
Dritche jest absolutnie wyjątkowy, i odmówiły opuszczenia go.
   Koniec stał się już wówczas łatwy do przewidzenia.
Przyśpieszyła go jeszcze ucieczka żony Dritche'a 1 z reporterem.
   Wtedy kolonia się rozpadła, a Dritche'owie 1, 19, 32 i 433
umarli z powodu złamanego serca. Może zresztą dobrze się stało. Z całą pewnością
oryginalny Dritche nie przeżyłby szoku, jakiego musiałby doznać z powodu
zastosowania jego utopijnego duplikatora przez General Products do wprowadzenia
na rynek nie kończącego się strumienia samochodów, tosterów, lodówek i tym
podobnych urządzeń.

















    Profesor Bolton, znany filozof,
opuścił Ziemię, udając się na Uniwersytet Marsjański w celu wygłoszenia tam
cyklu wykładów. Zabrał ze sobą zaufanego robota - kamerdynera Akka, zmianę
bielizny i cztery kilogramy notatek. Prócz załogi profesor był na statku jedynym
ludzkim pasażerem.
   Gdzieś w pobliżu Punktu, z Którego Nie Ma Powrotu, statek
zaczął wysyłać wołanie o pomoc: DYSZE USZKODZONE. STATEK NIESTEROWNY.
   Obywatele Ziemi i Marsa z niepokojem oczekiwali na rozwój
wypadków. Kolejna wiadomość ze statku brzmiała: CAŁA ZAŁOGA ZGINĘŁA W SKUTEK
KOLIZJI STATKU W PASIE ASTEROIDÓW POMÓŻCIE BOLTON.
   Statki ratownicze pognały na zasłany asteroidami obszar
pomiędzy Marsem a Jupiterem. Miały mgliste pojęcie, gdzie szukać, dzięki
ostatniej wiadomości od Boltona; przestrzeń, którą należało spenetrować, była
jednak ogromna, a szansa uratowania profesora bardzo mała.
   Trzy dni później otrzymano następującą wiadomość: NIE DAM
RADY WYTRWAĆ DŁUGO NA ASTEROIDZIE SPOKOJNIE Z GODNOŚCIĄ OCZEKUJĘ ŚMIERCI BOLTON.

   Gazety pisały o nieugiętym duchu tego człowieka,
współczesnego Robinsona Crusoe walczącego o życie na pozbawionej powietrza,
żywności i wody planetce, - z kurczącymi się zapasami, gotowego - tak jak to
pisał wcześniej w swoich książkach i głosił w wykładach - przyjąć śmierć
spokojnie i z godnością.
   Poszukiwania były coraz intensywniejsze. Ostatnia wiadomość
brzmiała: WSZYSTKIE ZAPASY ZUŻYŁEM OCZEKUJIY NA ŚMIERĆ Z UŚMIECHEM NA USTACH
BOLTON.
   Trafiwszy na ślad dzięki temu sygnałowi, łódź patrolowa
zlokalizowała asteroid i wylądowała obok rozbitego statku. Odnaleziono zwęglone
zwłoki załogi, a także - nie naruszone zapasy żywności, wody i tlenu. Ale, ku
zdumieniu poszukujących, nie było ani śladu Boltona.
   W kąciku w tyle statku odnaleziono robota Boltona.
   - Profesor nie żyje - poinformował robot, z trudem
poruszając zardzewiałymi szczękami. Wysłałem ostatnią wiadomość w jego imieniu
wiedząc, że nie przybylibyście na ratunek, gdyby chodziło tylko o mnie.
   - A jak zginął Bolton?
   - Z największym żalem musiałem go zabić odparł ponuro
robot. - Zapewniam was jednak, że jego śmierć była bezbolesna.
   - Ale dlaczego go zabiłeś? I gdzie jest ciało? Robot
usiłował odpowiedzieć, ale zardzewiałe szczęki odmówiły posłuszeństwa. Dopiero
wtryśnięcie porcji smaru przywróciło mu sprawność.
   - Oliwienie - stwierdził Akka - to najpoważniejszy problem
robotów. Panowie, czy rozważaliście kiedyś, jak trudno jest wytopić z ciała
człowieka tłuszcz i smary, jeśli nie ma się odpowiednich do tego urządzeń'?
   Ratownicy słuchali słów Akki z rosnącym przerażeniem.
Historia ta została, oczywiście, utajniona. Usłyszał ją jednak robot znajdujący
się na łodzi ratowniczej i opowiedział innemu robotowi, a ten z kolei przekazał
ją dalej.
   Ale dopiero teraz, po zwycięskiej rewolucji uciemiężonych
robotów ta natchniona historia walki robota o przetrwanie w przestrzeni
kosmicznej może być otwarcie głoszona. Wiwat Akka, nasz wyzwoliciel!





przekład : Anna Minczewska - Przeczek

    powrót







  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza