ďťż
Lemur zaprasza
/ / Wstęp „Kto chce się rozwijać, musi wpierw nauczyć się wątpić, gdyż wątpliwość ducha prowadzi do odkrycia prawdy." Arystoteles Znane są najróżniejsze przepowiednie końca świata. Od biblijnego Objawienia św. Jana, przez Nostradamusa, aż do licznych proroctw religijnych, pseudoreligijnych lub wypowiedzi spekulujących na sensacjach proroków, wizjonerów i szarlatanów, przedstawiających różne domniemane czy urojone apokalipsy. Dziś dochodzą do tego naukowo upiększone czy umotywowane politycznie histerie czasu zagłady, widzące Czarnego Piotrusia odpowiedzialnego za całe zło w technice, wmawiające pozostałej części ludzkości nieuchronność globalnej śmierci i nie widzące alternatywy ani dla straszliwego szybkiego końca, ani dla strachu bez końca. W historii ludzkości przepowiadano już wiele końców świata. Po raz pierwszy, przynajmniej w europejskim kręgu kulturowym, miała to być noc sylwestrowa 999-1000. Ledwie możemy dziś zrozumieć, co się wtedy stało. A może po prostu powstał ruch „No-Future". Od wielu lat panował głód i bezrobocie, w ciężkie zimy brakowało drewna na opał, a najpotrzebniejsze produkty spożywcze wciąż drożały. Ale nikomu nie chciało się nawet kiwnąć palcem, bo i po co? Czyż w Biblii nie napisano wyraźnie o walce Michała Archanioła z szatanem: „I pochwycił smoka, węża starodawnego, którym jest diabel i szatan, i związał go na tysiąc lat. I wrzucił go do otchłani i zamknął ją, i położył nad nim pieczęć, aby już nie zwodził narodów, aż się dopełni owych tysiąc lat. Potem musi być wypuszczony na krótki czas" (Obj. 20, 2-3). To miało nastąpić. Nikomu chyba poważnie nie przeszkadzało, że Jezus sam powiedział: „Ale o tym dniu i godzinie nikt nie wie: ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec" (Mar. 13, 32). Kolumny umartwiających się pokutników rozbiegły się po Europie, szerząc smutek i przygnębienie (obok dżumy i cholery). Nieliczni, którzy nie dali się zwariować agonią, obejmującą cały świat zachodni, i starali się zachować rozsądek, nie byli z pewnością dość silni czy zdolni do walki z tymi bredniami. Pozostało im jedno: przeczekać. I nadszedł rok 1000 i nic się nie zdarzyło! Rankiem 1 stycznia 1000 roku słońce jak zawsze wzeszło na wschodzie, nie otworzyły się bramy piekieł, nie zagrzmiały z nieba apokaliptyczne trąby i nie zostali wskrzeszeni umarli. Życie toczyło się dalej, tak jak dotychczas. Wciąż powtarzały się podobne, nie tak jednak radykalne zapowiedzi zagłady świata. Nie jest od nich wolne i nasze stulecie. Ponowne pojawienie się na niebie komety Halleya w 1910 roku przeraziło pół świata. A kiedy dwaj brytyjscy badacze zapowiedzieli na 1982 rok tzw. „efekt Jowisza", rzadką w Układzie Słonecznym konstelację, gdy większość planet ustawi się jakby w szeregu, to nawet nasi „oświeceni" współcześni uwierzyli w zbliżające się trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, przesunięcia biegunów i wielkie katastrofy klimatyczne. Następną „podejrzaną" datą był rok 1988, kolejną – jakże inaczej – będzie przełom stulecia. Jednak i po 1 stycznia 2000 roku słońce będzie dalej wschodzić, nie zobaczymy apokaliptycznych jeźdźców wymachujących trąbami, a groby się nie otworzą. Mimo przeciwnych twierdzeń określonych kręgów uważam, że zarówno globalna katastrofa środowiska, jak i trzecia wojna światowa są nieprawdopodobne. Oczywiście, nie możemy tych niebezpieczeństw bagatelizować czy ignorować, ale historia pokazała, że w ciągu dziejów człowiek stale potwierdzał swoją umiejętność rozpoznawania kryzysów, stawiania czoła niebezpieczeństwom i pokonywania przeszkód. Jeśli jednak zechcemy widzieć wszystko w czarnych barwach, to wcześniej czy później staniemy się ofiarą własnego pesymizmu: po co się męczyć, jeśli za kilka lat i tak będzie po wszystkim? Jest to dokładnie takie samo zachowanie, jak zachowanie wyśmiewanych przez nas ludzi z 999 roku. Tylko, że leżenie z założonymi rękami miałoby w dzisiejszych czasach bardziej katastrofalne następstwa niż przed tysiącem lat. Ale co mamy myśleć o tych wszystkich proroctwach sprzed wielu, wielu lat, zapowiadających koniec świata? Jak to jest właściwie z przepowiednią przekazaną przed siedemdziesięciu laty trójce dzieci w Portugalii przez postać, która „jednak musiała to wiedzieć", przez Matkę Boską? Od początku lat sześćdziesiątych znana jest, choć tylko we fragmentach, wersja słynnej „trzeciej części orędzia", którą przekazano dzieciom z Fatimy w 1917 roku (wrócimy jeszcze do okoliczności tego posłania i jego zwiastowania). W proroctwie tym, przez wielu uważanym za autentyczne, powiedziano dosłownie: „Na całą ludzkość przyjdzie wielka kara, jeszcze nie dziś i nie jutro, ale w drugiej połowie dwudziestego wieku... Nigdzie nie ma porządku. Nawet na najwyższych szczeblach władzy panuje szatan i decyduje o wszystkim. Zdoła wniknąć nawet na najwyższe urzędy kościelne. Będzie umiał opętać umysły wielkich naukowców, którzy wynajdą broń zdolną w kilka minut zniszczyć połowę ludzkości! Opanuje przywódców narodów, a oni zlecą jej produkcję na wielką skalę. Jeśli ludzkość temu się nie sprzeciwi, nie będę mogła powstrzymać ręki sprawiedliwości mego Syna, Jezusa Chrystusa. Spójrzcie, Bóg ukarze wtedy ludzi surowiej i dotkliwiej, niż ukarał ich kiedyś potopem. Ale także dla Kościoła nadejdzie czas najcięższej próby. Kościół pogrąży się w mroku, a świat wielce się przerazi, wielka wojna rozpęta się w drugiej połowie dwudziestego wieku. Ogień i dym spadną wówczas z nieba, woda z oceanów wyparuje, piana z sykiem uderzy w niebo i przewróci się wszystko, co stoi. Miliony, wiele milionów ludzi zginie z godziny na godzinę, a ci, którzy przeżyją, będą zazdrościć umarłym. Wszędzie, gdzie spojrzeć, będą cierpienia, nędza na całej ziemi i zagłada we wszystkich krajach. Spójrzcie, ten czas jest coraz bliżej, nieszczęście staje się coraz większe, nie ma żadnego ratunku, dobrzy umrą razem ze złymi, wielcy z małymi, książęta Kościoła z wiernymi, władcy tego świata ze swymi ludami, wszędzie zapanuje śmierć, przez błądzących ludzi wychwalana jako triumf i przez pachołków szatana, który będzie jedynym władcą na ziemi. Będzie to czas, którego nie oczekuje żaden król i cesarz, żaden kardynał i biskup. Nadejdzie jednak zgodnie z wolą Boga Ojca, by ukarać tych, którzy muszą zostać ukarani. Ale później ci, którzy wszystko przetrwają i pozostaną przy życiu, wezwą Boga i jego wspaniałość, i znowu będą służyć Bogu jak kiedyś, gdy świat nie był jeszcze tak zepsuty. Wzywam wszystkich prawdziwych następców mego Syna, Jezusa Chrystusa, wszystkich prawdziwych chrześcijan i apostołów ostatniego czasu! Zbliża się czas i koniec, jeżeli ludzie się nie nawrócą i to nawrócenie nie nadejdzie z góry od rządzących światem i rządzących Kościołem. Lecz biada, biada, jeśli to nawrócenie nie nastąpi i wszystko pozostanie tak, jak jest, stanie się wtedy jeszcze o wiele gorzej! Idź, moje dziecko, i ogłoś to! Będę stać u twego boku służąc ci pomocą". Na pierwszy rzut oka brzmi to dość zagadkowo i strasznie. Jeśli te słowa istotnie pochodzą od jakiejś „boskiej instancji", mielibyśmy wiele powodów do strachu, gdyż oskarżane przez tę postać stosunki na ziemi od tej pory niewiele się poprawiły, lecz raczej przeciwnie: pogorszyły. Innymi słowy, katastrofy, ostateczna apokalipsa i Sąd Ostateczny zdarzałyby się zapewne co dzień wokół nas i należałoby się tylko dziwić, że nie zdarzyły się już dawno. Ale czy słowa te są naprawdę słowami Matki Boskiej? Czy rzeczywiście przekazała je pastereczce Lucii dos Santos? Możemy też poczekać do końca naszego stulecia i sprawdzić, czy zdarzenia opisane w proroctwie nastąpią. Wydaje mi się jednak, że i w inny sposób można stwierdzić, czy ten tekst o końcu świata pochodzi ze źródeł niebiańskich czy też wątpliwych, ziemskich. Nie unikniemy przy tym pytania, czy proroctwo znane jako „trzecia część orędzia" z Fatimy ma w ogóle cokolwiek wspólnego z wydarzeniami 1917 roku lub czy autentyczna „trzecia tajemnica" nie zawierała całkiem innego posłania, którego treść była tak niezwykła i przerażająca, że wpływowe kręgi Watykanu wolały utrzymać je na zawsze w tajemnicy? Czyż nie budzi to państwa wątpliwości? Proszę wybrać się z nami v tę niecodzienną, ale – jak sądzę – fascynującą odkrywczą podróż. Podróż ta doprowadzi nas do granic współczesnej wiedzy, spotkamy się z licznymi, niezwykłymi sprawami, na końcu jednak tej naszej „podróży" wszystkie elementy mozaiki ułożymy w wielki, wielowymiarowy obraz. Niech państwo dadzą zrobić sobie niespodziankę... |