ďťż

eksperyment

Lemur zaprasza










Janusz A. Zajdel
    
  Eksperyment


    - Proszę tędy, profesorze! - wskazał Groos,
przeciskając się wąskim przejściem między stojakami z aparaturą.
    W najdalszym kącie pracowni, pod ścianą obwieszoną
półkami, opleciony zwojami kabli i rurami kompresorów stał nanoskop. Na pozór
nie różnił się niczym od innych przyrządów tego typu.    
- To ma być owo rewelacyjne urządzenie, o którym mi pan wspominał? - w głosie
profesora można było uchwycić nutę rezerwy, a nawet drwiny.
   - Tak, właśnie to... - Groos zdawał się nie zauważać
ironii profesora. - Ten nanoskop został przerobiony według mojego pomysłu.
Pozwala uzyskać powiększenia o trzy rzędy wielkości lep­ sze niż dotychczas
osiągane. Jest uczulony na grawifale w zakre­ sie superwysokich
częstotliwości. Pan zdaje sobie sprawę, co można przez to osiągnąć?
    - No, no... - profesor zgrabnie udawał podziw, choć
naj­ wyraźniej nie wierzył ani jednemu słowu asystenta. - To ci dopie- ro! I
cóż można obserwować przy takich powiększeniach?    -
Właśnie to, o czym komunikowałem panu profesorowi w moim liście.
   - Czy to aż takie ważne... abym musiał przerywać
urlop?    - Ależ... - Groos był bardziej zdumiony niż
zakłopotany. - To przecież sensacja naukowa na miarę... nie, nie potrafię tego
nawet z niczym porównać! To epokowy eksperyment!
   Entuzjazm Groosa rósł z każdym słowem, nie udzielał
się jed­ nak profesorowi który krytycznym okiem oglądał szczegóły
aparatu­ ry. Widać było jednak, że niewiele z tego rozumie.
   - Zakładam nową próbkę - powiedział Groos. - To będzie
trwa­ ło niezmiernie krótko, jednak ekran utrwali na chwilę obraz, roz-
ciągając go nieco w czasie. Proszę dokładnie zapamiętać wyjściowy stan pola
widzenia.    Profesor bez przekonania pochylił się nad
wziernikiem nanoskopu.    - O! - powiedział nagle. - To
ciekawe! Cóż to takiego?    - Proszę pamiętać, że
powiększenie znacznie przekracza to, co osiągnięto dotychczas! - powiedział
Groos z nieznacznym uśmiechem, zadowolony z wywołanego efektu. - Ale nie to jest
ważne. Chodzi nam o sam eksperyment. Proszę uważać, włączam źródło...
   - Nic nie widzę. Wszystko pozostaje w tym samym
stanie, jak na początku...    - Chwileczkę, przełącznik
mi się zaciął. O, już!    - Nic. O, o, ter...
   


















    Pierwszy komunikat pochodził z ośrodka Aldagger,
później potwierdziły go obserwacje mniejszych radioteleskopów. Wreszcie po dwóch
latach od ukazania się pierwszego komunikatu Markow i Stern zaobserwowali to
niezwykłe zjawisko przy pomocy silnych teleskopów optycznych.
    Trzy silne radioźródła, zauważone zrazu w rejonie
gwiaz­ dozbioru Lwa, przesuwały się wyraźnie i to z szybkością niewiary­
godną, jak na obiekty tego typu. Jakiego typu? Otóż właśnie! Tu, niestety nie
było zgodności między poszczególnymi obserwatorami. Nie ulegało jednak
wątpliwości, że są to obiekty bardzo odległe, pozagalaktyczne i posiadające
ogromne objętości. O masie ich trudno było cokolwiek powiedzieć, nie znając ich
natury fizy­ cznej.     Najdziwniejszy jednak wydawał
się fakt, iż tory, po których poruszały się te ogromne i niespotykane dotychczas
ciała niebieskie, były według zgodnych obserwacji wszystkich badaczy... idealnie
równoległe !     Prasa nie omieszkała oczywiście
podchwycić tego faktu, nadając mu smak kosmicznej sensacji: "Karawana pocisków
między­ galaktycznych zdąża w kierunku mgławicy NGC 5194" i tak dalej...
Poruszenia wywołanego takimi przypuszczeniami w niczym nie um­ niejszał
fakt, iż odległość tej galaktyki od Słońca wynosi około dziesięciu milionów lat
światła, a więc to, co obserwowano - działo się przed tyluż laty... Wymieniona
mgławica leżała rzeczy­ wiście na przedłużeniu drogi jednego z tajemniczych
"pocisków". Trudno było jednak powiedzieć, czy ogromne, tajemnicze ciało "trafi"
w mgławicę, gdyż dokładne ustalenie odległości od niego było niezmiernie trudne.
Gdyby bowiem przyjąć za pewnik owych 10 milionów lat światła, prędkość obiektu
przekraczałaby znacznie prędkość światła, natomiast rozmiary obiektu musiałyby
być wprost monstrualne...     Ostatecznie zgodzono się na
hipotezę roboczą, według której "quazony", bo tak nazwano owe poruszające się
obiekty, miały być ciałami o objętości rzędu przeciętnej gromady kulistej,
poruszającymi się z prędkością nadświetlną...    
Dokładnie w dziesięć lat po odkryciu, quazon beta zbliżył się do galaktyki NGC
5194 na tyle, że można było się spodziewać zaobserwowania oddziaływań
wzajemnych. Przypuszczenia nie myliły: quazon naprawdę, a nie tylko pozornie,
zbliżał się do mgławicy! W ciągu kilku następnych miesięcy stwierdzono
zakrzywienie toru. Pozwoliło to z kolei na lepsze określenie masy i odległości.
   Powszechna opinia, urabiana przez popularną prasę
codzienną, coraz bardziej skłania się ku ostatecznemu zaakceptowaniu hipotezy
"kosmicznych megastatków", wysyłanych przez jakieś isto­ ty-giganty z głębi
Wszechświata w kierunku naszej gromady galak­ tyk. Główną pożywką dla tego
rodzaju teorii była owa - stwierdzo­ na już teraz bezspornie - nadświetlna
prędkość quazonów...     Trzeźwo myślący naukowcy nie
ulegali jednak urokowi kuszących hipotez i nie ustawali w wysiłkach
zmierzających ku skonstruowaniu obiektywnej teorii tego zjawiska. Wykluczali oni
oczywiście wszelkie założenia związane z ingerencją "megaistot", uważając takie
pomysły za czystą metafizykę.     Wtedy to powstała
klasyczną hipoteza Kruhma-Jansena, która głosiła, jakoby quazony byty produktami
samorzutnego rozczepienia jakiejś starej galaktyki, która po skurczeniu się do
progowej gęstości materii uległa eksplozji podobnie jak się to obserwuje w
przypadku gwiazd supernowych.    Hipotezę poddano ostrej
krytyce z punktu widzenia energety­ cznego i kosmologicznego. Przytoczone
argumenty, nie pozbawione zresztą pewnych niejasnych sformułowań, zajęłyby zbyt
wiele miejsca, gdybyśmy chcieli je tutaj streścić. Dość, że po niespełna roku
teoria poszła do lamusa, wyparta przez dwie konku­ rujące hipotezy -
Canthona i Poola-Tresnera.     Pierwsza z nich,
przypisująca quazonom strukturę mgławic pyłowo-gazowych o bardzo silnym
zagęszczeniu, wywodziła ich genezę z kondensacji grawitacyjnej cząstek
nadświetlnych, posia­ dających ten sam lub podobny kierunek wektora pędu.
    Druga hipoteza, zakładając jako punkt wyjścia
istnienie skupisk rozdrobnionych cząstek materii międzygalaktycznej, wprowadzała
interesującą skądinąd koncepcję, według której "młode", a więc nie posiadające
jeszcze tak wielkiej objętości i pędu quazony ulegać miałyby stopniowemu
przyspieszeniu poprzez oddziaływanie sprężonego pola grawielektromagnetycznego,
panują- cego, jak wiadomo w przestrzeni międzygalaktycznej. Nabierając stopniowo
prędkości i obrastając niejako w materię w czasie wie- lokrotnych obiegów po
kole o promieniu równym promieniowi Wszech- świata, quazony stawałyby się tym,
czym są: wielkimi skupiskami materii, obdarzonymi nieprawdopodobnie wielkim
pędem...     Przyspieszenie, odbywające się za
pośrednictwem oddziaływań polowych zbliżało ten hipotetyczny proces - w
najogólniejszych zarysach - do procesów przyspieszania cząstek w akceleratorach
cyklicznych, co też zostało natychmiast wykorzystane w publikac­ jach
popularnonaukowych, jako piękny, choć bardzo daleki od ścisłości wywód
poglądowy... "Wyobraźmy sobie zwykły, dobrze znany synchrocyklofazotron o
promieniu równym promieniowi Wszechświata..." Tak to mniej więcej wyglądało w
wykładach popu­ laryzatorów. Trzeba tu dodać, że zarówno ścisłe, jak i
popularne wykłady hipotezy Poola-Tresnera przemilczały dyplomatycznie kwestię
przekroczenia przez quazony prędkości światła. Ktoś tam nawet odkrył, czy
raczej: wydawało mi się, że odkrył coś w rodza­ ju "promieniowania
Czerenkowa", które to promieniowanie to­ warzyszy ruchowi cząstki z
prędkością przekraczającą prędkość światła w danym ośrodku.
   Największe jednak powagi naukowe i uznane autorytety
odnosiły się dość wstrzemięźliwie do całego problemu. Wypowiedzi wielkich
uczonych były raczej wymijające. Nie było w tym nic dzi­ wnego: każdy niemal
dzień mógł przynieść nowe informacje i fakty. Quazon beta zbliżał się
najwyraźniej do mgławicy. W tej ostatniej można było już zaobserwować skutki
tego zbliżania: coś w rodzaju gigantycznego przypływu i rosnącej z miesiąca na
miesiąc deforma­ cji.     Powściągliwe stanowisko
autorytetów naukowych okazało się zupełnie słusznym wyjściem z sytuacji:
następne dwa lata przyniosły rozstrzygnięcie wątpliwości. Profesorowie uniknęli
przykrej konieczności wycofywania się z zajętych przedwcześnie stanowisk, co
przypadło w udziale mniej cierpliwym, a łasym na sukcesy młodszym naukowcom.
    Quazon beta wniknął w głąb mgławicy, która całkowicie
zmieniła formę, dzieląc się na dwie prawie równe części, obdarzo­ ne
stosunkowo dużymi prędkościami oraz trzy części mniejsze, lecz niezmiernie
szybkie, które, po dokonaniu wstępnych obserwacji po- równawczych uznano za
identyczne z... quazonami.     To zaskoczyło wszystkich.
Uczeni w zaciętym milczeniu przystąpili do konstruowania nowych teorii. Tylko
prasa nie straciła rezonu i bębniła teraz o łańcuchowym rozszczepieniu galaktyk
i podobnych bzdurach...


















   ... az! - wykrzyknął profesor. - W tej chwili stało
się coś dziwnego...     - Widział pan?! To jest właśnie
dowód! Wykazałem, że poje­ dyncza galaktyka nie jest niepodzielną cząstką
materii! Strumień quazonów rozszczepia galaktykę na dwie części z wydzieleniem
kilku następnych quazonów! To daje możliwość uzyskania reakcji łańcuchowej,
samopodtrzymującej się... Można będzie wyzwolić w ten sposób kolosalne ilości
energii. To może być bardzo istotne, może mieć znaczenie militarne!
    - Eee... Z tym rozszczepieniem galaktyk, to jeszcze
nic pewnego - powiedział profesor. - Czy próbowałeś wyobrazić sobie, jak świat
nauki przyjąłby taką heretycką hipotezę? Od czasów Toldana wiadomo, że galaktyka
jest elementarną, niepodzielną cząstką materii... Trzeba by zmieniać wszystkie
podręczniki fizy­ ki...    Profesor uśmiechnął się
melancholijnie, po czym podrapał się leniwie prawą macką w szósty (licząc od
prawej) czułek w dziewiątym rzędzie od góry.



    powrót







  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza