ďťż

gn02_prokopiuk_pieszcz_ost

Lemur zaprasza

Otwieramy
dział recenzji książek i innych tekstów, bezpośrednio lub
pośrednio związanych z problematyką gnozy.







Pech czy reguła?
O pewnym haśle w Encyklopedii Katolickiej





Jerzy
Prokopiuk







 


W I tomie Encyklopedii Katolickiej, wydawanej
przez KUL (Lublin 1981),
znajduje się hasło „Antropozofia" pióra ks. Romualda Waszkinela,
uzupełnione „podhasłem”:
„Antropozofia w wychowaniu", napisanym przez p. Stefana Kunowskiego.
Powinny zostać one nie tylko odnotowane, choćby w formie recenzji, z
myślą o współczesnych czytelnikach, lecz i o przyszłych badaczach
kultury i nauki naszego kraju w końcu XX wieku.


Artykuł otwiera niefortunna
definicja: „Antropozofia (gr. anthropos — człowiek, sophia — mądrość)
— doktryna, wg której najpełniejsza wiedza osiągalna jest
za pomocą szczególniejszej intuicji tajemnej, w przeciwieństwie do
poznania osiągniętego zmysłami i rozumem”. Jest to półprawda.
Antropozofia jest przede wszystkim szkołą inicjacyjną (szkołą
wtajemniczenia), tj. systemem metod przemiany i rozwoju człowieka i
dopiero w drugiej kolejności doktryną (nauką) i propozycją cywilizacji
alternatywnej (wielością inspiracji zmierzających do stworzenia nowego
chrześcijaństwa, nowej sztuki, nowych form nauki — np. pedagogiki,
medycyny czy rolnictwa). W pseudodefinicji ks. Waszkinela trudno
zrozumieć, czym właściwie jest owa „szczególniejsza intuicja tajemna”.
Aby rzecz rozjaśnić, trzeba powiedzieć, że w rozwoju antropozoficznym
postuluje się poznanie wyższego rzędu, tj. takie, które daje dostęp
do głębszych warstw bytu (stanowi ono nie tylko przeciwieństwo, lecz
także uzupełnienie poznania zmysłowo-racjonalnego, które ogranicza się
do świata materialnego i spekulatywnych jego interpretacji); to wyższe
poznanie ma trzy stopnie: imaginatywny (symbolowy), inspiratywny i
intuitywny. Te wyższe stopnie poznania są „tajemne” jedynie o tyle,
o ile większości ludzi są jeszcze niedostępne, ale nie w sensie
celowego utajniania: w dziełach twórcy antropozofii Rudolfa Steinera
znajdujemy ich szczegółowy opis.


Wprawdzie „antropozofia
— jak
czytamy w omawianym haśle — istotnie wywarła wpływ na twórczość niektórych
artystów”, zabrakło w nim jednak choćby kilku nazwisk — tej miary, co Christian Morgenstem, Andriej Biełyj, Albert Steffen, czy Michael Ende.


Wbrew opinii ks. Waszkinela nazwy „antropozofia”
użył po raz pierwszy anonimowy autor dzieła Arbatel
w 1575 r. (Później, poza Vaughanem, Troxlerem i Spickerem, a także
Zimmermannem, wymienionymi przez autora hasła, nazwą tą posługiwali
się von Eckharthausen, Schelling i Fichte.)


Ks. Waszkinel próbując
przedstawić tło historyczno-umysłowe powstania antropozofii (kryzys
idei pozytywistycznych, żywotność pytań o cel i sens życia itp.),
imputuje Steinerowi zarówno chęć „ureligijnienia nauki czy też
unaukowienia religii”, jak i tworzenie gmin o charakterze
religijno-filozoficznym. Antropozofia natomiast jako szkoła
wtajemniczenia, należy do chrześcijańskiej (różokrzyżowej) i
europejskiej tradycji ezoterycznej, tzn. jest metamorfozą gnozy, nie jest
więc ani religią, ani filozofią, ani nauką (choć zawiera pewne ich
elementy); redukcjonistyczna i „analityczna” metoda przedstawiania
czegokolwiek jest zawsze półprawdą lub fałszem. Wbrew twierdzeniu ks.
Waszkinela, Steiner nie „przyjął” terminu antropozofia
od swego nauczyciela Roberta Zimmermanna,
a już z pewnością nie chciał uwydatniać w ten sposób swych związków
z teozofią: Zimmermanna rozumienie terminu antropozofia
nie ma nic wspólnego z rozumieniem go przez Steinera, a co więcej,
Steiner z całą świadomością podkreślał różnice między teozofią,
a antropozofią, którą stworzył.


Do kolejnego twierdzenia ks.
Waszkinela, że antropozofia ma swe źródła w 1) tradycji teozoficznej,
2) ewolucjonizmie XX w. i 3) doświadczeniach mistyków chrześcijańskich,
trzeba dodać jedno istotne uzupełnienie i jedną drobną poprawkę.
Przede wszystkim najpierwszym źródłem antropozofii jest inicjacja
samego Steinera (w tradycji chrześcijańsko-różokrzyżowej), wszystkie
trzy ww. źródła są wtórne. Ponadto Steiner, choć nie negował
historycznej wartości mistyki chrześcijańskiej, uważał ją za
przestarzałą drogę duchową; tym samym, niewątpliwie, „dowolnie
interpretował” doświadczenia mistyków — ale jako niekatolik nie był
skrępowany żadną dogmatyczną wykładnią tych doświadczeń i nie
można mu robić zarzutu „dowolności interpretacji”.


Dwa dalsze zdania artykułu
ks. Waszkinela otwierają całą serię „komedii pomyłek”. Pierwsze
jest wprawdzie zrozumiałe, ale fałszywe, drugie jest niezrozumiałe, ale
przez to bynajmniej nie prawdziwe. Otóż po prostu nie jest prawdą, że
„wg antropozofii [...] Bóg [...] nie istnieje poza [ludźmi], ale jest
immanentny wobec świata”. W rozumieniu antropozofii Bóg jest Istotą
zaróurno transcendentną, jak i immanentną: „nadbytuje” zarówno poza
światem, jak i w świecie (i w człowieku). Natomiast zdanie: [Bóg] „ze swej
nieskończoności wchłania w siebie wszystko, cokolwiek istnieje”, byłoby
sensowne i zrozumiałe, gdyby tyczyło... jednej z postaci Żółtej łodzi podwodnej.


Akapit hasła, zaczynający
się cytowanymi zdaniami, jest nieudaną próbą „streszczenia”
Steinerowskiej nauki o Bogu i antropozoficznej chrystozofii. Chęć
podania ekstraktu dała jeden skutek: karykaturę. W dalszej kolejności
przytoczę kilka reprezentatywnych przykładów.


Według antropozofii
— powiada autor — Bóg jest „jednią pojętą w sposób panteistyczny”.
Jest to nieprawda. „Nie może więc wyświadczyć człowiekowi żadnej
łaski ani wysłuchać jego modlitw”. Kolejny fałsz: Steiner zawsze
podkreślał znaczenie wysiłku człowieka w dążeniu do Boga (świata
duchowego), ale także akceptował fakt, że ostatnie słowo należy do Bóstwa: wysiłek-i-łaska są całością nierozerwalną, nie alternatywą. „Kontemplacja,
medytacja i koncentracja ducha, o których mówi antropozofia — to kolejny
cytat — nie mają nic wspólnego z modlitwą”. Ciekawe, skąd autor to
wie? Czyżby uprawiał był antropozoficzne ćwiczenia i medytacje? Jeśli
nie, to mówi niby ślepiec o kolorach. Jeśli zaś tak, to — łagodnie mówiąc
— mija się z prawdą. (Sam Bóg zaś, według Steinera, jest wprawdzie
„jednią”, ale też — zgodnie z podstawową intuicją
chrześcijaństwa — Trójcą Osób.) Wywody te autor podsumowuje mylnym
wnioskiem: „Antropozofia jest w praktyce deistyczna”. (Panteistyczna
więc, czy deistyczna? Taka i taka być nie może.) Wreszcie ostatni „kwiatek”:
„Steiner wszelkie wzmianki o Bogu zastępował pojęciami: potęga twórcza,
archetyp twórczy, duch pierwotny”. W istocie mówiąc o Bogu Steiner
często posługiwał się różnymi określeniami, lecz nie takimi, jakie
przytacza ks. Waszkinel.


Fragment poświęcony
Steinerowskiej chrystozofii jest, jak powiedziałem, jej karykaturą. W krótkiej
recenzji muszę jednak poprzestać na skromnym sprostowaniu: Steiner
określał Chrystusa mianem Najwyższej Istoty Słonecznej, a nie „wielkiego
ducha słonecznego” — to niby niuans, jakie jednak
istotny.


Reszta artykułu jest
względnie poprawną kompilacją, opartą głównie na pracy Steinera Theosophie
(1904). „Antropozof — pisze ks. Waszkinel — ma wyrobić w sobie poczucie
jedności z Jednią [...] aż do utracenia poczucia swej osobistej jaźni”.
I tu poważny błąd. Prawdą jest, że antropozofia jako ezoteryczna
szkoła chrześcijańska i europejska (w przeciwieństwie do wielu szkół
czy religii orientalnych) mówi o przemianie jaźni człowieka, a nie o
zatraceniu jej w Bóstwie.



Finis coronat opus:
„Antropozofia [...] jest mieszaniną idei
gnostycko-manichejsko-kabalistyczno-indyjsko-chrześcijańskich” — podsumowuje ks. Waszkinel w przedostatnim zdaniu swego artykułu.
(Dokładnie w takim samym stopniu, jak rzymski katolicyzm jest mieszaniną
pogaństwa antycznego, mitraizmu perskiego, judaizmu i nowoczesnego
materializmu.) Takie dictum
nie dziwi, skoro Kongregacja Świętego Oficjum dnia 18 lipca 1919 roku
oficjalnie zabroniła katolikom przynależności do Towarzystwa
Antropozoficznego (a jej decyzję następnego dnia zatwierdził papież
Benedykt XV).


W postscriptum
właściwie — dwa słowa o tekście p. Kunowskiego. Zawiera on tylko jeden
błąd: Steinerowskiej teorii rozwoju dziecka nie cechuje „biopsychiczny
monizm”; autor nie zauważył, jak wielkie znaczenie Steiner przypisuje
tu roli ducha ludzkiego (obok i przez psyche i ciało). Szkoda, że nie
padło ani słowo o wychowaniu do wolności, czy o
harmonijnym kształceniu wszystkich
władz duszy i ciała; nic też nie mówi się o wyjątkowo dynamicznym
rozwoju pedagogiki i szkolnictwa Steinerowskiego w ostatnich 20 latach.



Last but not least: Dobór pozycji bibliograficznych jest wręcz
żenujący: dowolny i przypadkowy. (Np. nie ma ani jednej pozycji
syntetycznie prezentującej antropozofię, pełno zaś przyczynków lub
paszkwili — Waisa,
Kwiatkowskiego i Siwka — część to prace niemieckie przytoczone w
przekładach francuskich, a jedna pozycja — Ugo Bianchiego — nie ma nic wspólnego z antropozofią.)


Była to recenzja jednego
hasła Encyklopedii Katolickiej.
Mogę tylko mieć nadzieję, że wybierając (z racji osobistych)
właśnie hasło „Antropozofia” miałem
pecha. Ale może to
nie pech, może to reguła?











    

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza