ďťż

20 (21)

Lemur zaprasza










Robert Silverberg     
  Umierając żyjemy

   
. 20 .    





    Zawsze istniało niebezpieczeństwo zdemaskowania. Wiedział, że
musi się pilnować. Była to epoka polowań na czarownice i każdy, kto nie mieścił
się w schemacie danej społeczności, był ścigany i palony na stosie. Wszędzie
roiło się od szpiegów polujących na tajemnicę młodego Seliga, na tę potworną
prawdę. Dotyczyło to nawet jego nauczycielki biologii, panny Mueller. Była
krępą, małą, podobną do pudla kobietą około czterdziestki, o ponurej twarzy i
ciemnych sińcach pod oczami. Jej włosy były zawsze brutalnie podcięte. Wyglądała
jak jakiś zakonspirowany rekrut. Tył jej szyi pokrywał zwykle szorstki meszek
świadczący o niedawnym podgalaniu. Do klasy przychodziła codziennie w szarym,
laboratoryjnym fartuchu. Panna Mueller "siedziała bardzo mocno" w królestwie
okultyzmu i ponadzmysłowych zjawisk. Oczywiście, takiego wyrażenia wtedy jeszcze
nie używano (kiedy uczyła Dawida Seliga, był rok 1949), ale pozostawmy ten
anachronizm. Wyprzedzała swój czas, miała duszę hippisa. Wszędzie węszyła rzeczy
irracjonalne, nieznane. Nawet we śnie poruszałaby się sprawnie po terytorium
biologii szkoły średniej - zresztą uczyła też jak we śnie. Ale tak naprawdę, to
zajmowały ją problemy w rodzaju telepatii, jasnowidztwa, telekinezy, astrologii
- cała parapsychologia. Wystarczała najdelikatniejsza prowokacja, by wytrącić ją
z rytmu programowych zajęć, studiowania metabolizmu, systemu krążenia czy czegoś
podobnego i skierować jej myśli ku tej pasji. Była pierwszą osobą, jaką znałem,
która posiadała księgę "I Ching". Spędzała masę czasu nad tablicami
skryptoskopów. Wierzyła, że Wielka Piramida z Gizeh zawierała boskie przesłanie
dla ludzkości. Poszukiwała głębszych prawd przy pomocy Zen, semantyki ogólnej,
ćwiczeń wzrokowych Batesa, i wskazówek Edgara Cayce'a. (Jakże łatwo mógłbym
rozszerzyć listę jej fascynacji, wychodząc poza okres naszych wzajemnych
oddziaływań! Musiała przejść przez dianetykę, Velikovskiego, Brideya Murphy'ego,
Timothy'ego Leary, po to by na starość skończyć jako Lady Guru uzależniona od
psylocybiny i pejotlu, dożywająca swych dni w jakiejś ustronnej kryjówce w Los
Angeles. Biedna, głupia, naiwna stara suka.)
    Naturalnie czytała na bieżąco wyniki badań percepcji
pozazmysłowej prowadzonych na Duke University przez J. B. Rhine'a. Dawid wpadał
w przerażenie, ilekroć o tym wspominała. Ciągle obawiał się, że nauczycielka
ulegnie pokusie, by przeprowadzić parę eksperymentów Rhine'a w klasie i
zdemaskuje go. Sam też czytał Rhine'a "Osiągnięcia umysłu", "Nowe granice
umysłu", zajrzał nawet w zagmatwane artykuły "Dziennika parapsychologii" w
nadziei, że znajdzie tam jakieś wyjaśnienia dotyczące jego własnej osoby, ale
wewnątrz nie było niczego prócz statystyki i mętnych domysłów. Dopóki Rhine
zajmował się głupstewkami, daleko w Północnej Karolinie, nie stanowiło to dla
Dawida zagrożenia. Jednakże otumaniona panna Mueller mogła łatwo skompromitować
go i zaprowadzić na stos.
    Katastrofa zbliżała się nieuchronnie. Niespodziewanie tematem
najbliższego tygodnia okazało się funkcjonowanie i możliwości ludzkiego mózgu.
Spójrzcie, to jest mózg, to móżdżek, a to rdzeń. Układanka receptorów. Norman
Heimlich o tłustych policzkach, klasowy prymus, który zawsze wiedział, jak się
zachować, podniósł w górę rękę:
    - Panno Mueller, jak pani uważa, czy ludzie będą kiedyś mogli
czytać w myślach? Nie chodzi mi o jakieś sztuczki, lecz o prawdziwą telepatię.

    Och, co za radość dla panny Mueller! Jej bryłowata twarz
jaśniała. To był sygnał do rozpoczęcia ożywionej dyskusji o pozazmysłowych
doznaniach, parapsychologii, nie dających się wyjaśnić zjawiskach,
nadnaturalnych sposobach porozumiewania, badaniach Rhine'a, i tak dalej, i tak
dalej, stek metafizycznych bzdur. Dawid pragnął schować się pod ławkę. Dźwięk
słowa telepatia wywoływał bolesny grymas na jego twarzy. Podejrzewał, że co
najmniej połowa klasy wie, kim on jest. I teraz poczuł przypływ paranoicznego
strachu. Czy oni patrzą na mnie, czy już się gapią, pokazują palcami, czy szepcą
coś i kiwają głowami? Były to, oczywiście, irracjonalne obawy. Nieskończoną
ilość razy przeglądał wszystkie zgromadzone w klasie umysły, usiłując rozerwać
się jakoś pomiędzy napadami jałowej nudy, i wiedział, że jego sekret jest
bezpieczny. Jego szkolni towarzysze, młodzi, toporni brooklińczycy nigdy nie
wpadliby na trop zakonspirowanego supermana, który ukrywa się wśród nich. Tak,
uważali, że jest dziwny, ale nie mieli pojęcia j a k b a r d z o dziwny. Czy
panna Mueller otworzy im teraz oczy? Mówiła właśnie o przeprowadzeniu w klasie
eksperymentów parapsychologicznych, żeby zademonstrować możliwości ludzkiego
umysłu. O, gdzież się ukryję? Nie ma ucieczki. Następnego dnia przyniosła jakieś
karty.
    - To są tak zwane karty Zenera - wyjaśniła z powagą. Pokazała
je wszystkim, a potem rozłożyła jak Dziki Bill Hickok serwujący sobie pokera z
ręki. Dawid nigdy wcześniej nie widział takiej talii kart, a jednak było w nich
coś znajomego. Przypominały mu zestaw używany przez rodziców podczas nie
kończących się gier w kanastę.
    - Zostały sporządzone mniej więcej dwadzieścia pięć lat temu na
Duke University przez doktorów Karla E. Zenera i J. B. Rhine'a. Ich druga nazwa
brzmi: karty PPZ. Kto może powiedzieć, co to znaczy?
    Serdelkowaty palec Normana Heimlicha znowu wzniósł się w
powietrze.
    - To znaczy percepcja pozazmysłowa, panno Mueller!
    - Bardzo dobrze, Normanie.
    Bezmyślnie zaczęła przesuwać karty. Jej oczy zwykle bez wyrazu
lśniły jak neony w Las Vegas.
    - Zestaw składa się z dwudziestu pięciu kart podzielonych
według pięciu kodów lub symboli. Pięć kart oznaczonych jest gwiazdą, pięć
kółkiem, kolejna piątka kwadratem, potem następuje wzór z falistych linii, a
ostatnia piątka nosi znak krzyża lub matematyczny "plus". Poza tym wyglądają jak
zwykłe karty do gry.
    Wręczyła pakiet Barbarze Stein, jednej z jej klasowych
faworytek, i poprosiła o przerysowanie symboli na tablicy.
    - Rzecz w tym, że badana osoba, oglądając po kolei karty leżące
wierzchem do góry, próbuje nazwać symbol znajdujący się pod spodem. Test można
przeprowadzić na wiele różnych sposobów. Czasami egzaminator ogląda karty, zanim
poda je badanemu. Umożliwia to znalezienie właściwej odpowiedzi w umyśle
egzaminatora, oczywiście, o ile badana osoba to potrafi. Czasami ani badany, ani
badający nie oglądają wcześniej kart. W innej wersji obiekt eksperymentu może
dotykać kart, zanim udzieli odpowiedzi. Możliwe jest odgadywanie z opaską na
oczach, albo długie wpatrywanie się w tył każdej karty. Jednak niezależnie od
sposobu przeprowadzenia eksperymentu podstawowy cel jest zawsze taki sam -
należy odgadnąć wzór na karcie bez oglądania jej, używając jedynie percepcji
pozazmysłowej. Estello, wyobraź sobie, że badany nie ma żadnych nadnaturalnych
zdolności i posługuje się tylko zgadywaniem. Ile prawidłowych odpowiedzi może
przypuszczalnie udzielić na dwadzieścia pięć kart?
    Zaskoczona pytaniem Estella poczerwieniała i bąknęła:
    - Och, dwanaście i pół?
    Panna Mueller uśmiechnęła się kwaśno i spojrzała na
bystrzejszą, weselszą z bliźniaczek. - Beverly?
    - Pięć, panno Mueller?
    - Właściwa odpowiedź. Zgadując, zawsze macie jedną szansę na
pięć, więc na dwadzieścia pięć kart możecie odgadnąć pięć, działając na chybił
trafił. Oczywiście wyniki nie są aż tak dokładne. Przy jednym rozdaniu możecie
mieć cztery trafienia, przy następnym sześć, potem pięć, potem może siedem, a na
koniec może tylko trzy; ale p r z e c i ę t n a po długiej serii prób powinna
wynosić mniej więcej pięć. Tak dzieje się, jeśli jednym czynnikiem jest rachunek
prawdopodobieństwa. Prawdę mówiąc, w eksperymentach Rhine'a pewna grupa badanych
uzyskała przeciętną sześć i pół lub siedem trafień na dwadzieścia pięć w dużej
ilości testów. Rhine uważa, że tak wysoki wynik można wytłumaczyć tylko
percepcją pozazmysłową. Niektóre osoby uzyskiwały jeszcze lepszą średnią. Był
taki człowiek, który przez dwa dni z rzędu odpowiedział prawidłowo na dziewięć
kolejnych pytań. Parę dni później miał piętnaście kolejnych trafień, potem
dwadzieścia jeden na dwadzieścia pięć. Wnioski mogą być zupełnie fantastyczne.
Ilu z was uważa, że był to tylko przypadek?
    Mniej więcej jedna trzecia rąk podniosła się do góry. Niektóre
z nich należały do tępaków, którzy nie wykorzystali okazji, by sprytnie
zamanifestować sympatię dla pasji swojej nauczycielki. Inne należały do
niepoprawnych sceptyków, którzy odrzucali takie cyniczne manipulacje. Była tam
też dłoń Dawida Seliga. Chciał tylko przywdziać barwy ochronne.
    Panna Mueller rzekła:
    - Przeprowadźmy dzisiaj parę testów. Wiktorku, czy zechciałbyś
być naszym pierwszym królikiem doświadczalnym? Podejdź tutaj.
    Wiktor Schlitz z nerwowym uśmiechem ruszył naprzód. Stał
sztywno obok panny Mueller, która bez końca mieszała karty. Potem obrzuciwszy
szybkim spojrzeniem pierwszą z nich, przesunęła ją w kierunku Wiktora.
    - Jaki symbol? - spytała.
    - Kółko?
    - Zaraz sprawdzimy. Klasa, proszę nic nie mówić. - Podała kartę
Barbarze Stein, każąc jej narysować kreseczkę pod właściwym symbolem na tablicy.
Barbara podkreśliła kwadrat. Panna Mueller przyjrzała się następnej karcie. G w
i a z d a, pomyślał Dawid.
    - Fale - powiedział Wiktor. Barbara podkreśliła gwiazdę.
   
    - Plus. - K w a d r a t, g ł u p k u! Barbara podkreśliła
kwadrat.
    - Kółko. - K ó ł k o. Kółko. Wiktor trafił i przez klasę
przebiegł nagły dreszcz podniecenia. Panna Mueller z promieniejącym spojrzeniem
poprosiła o ciszę.
    - Gwiazda. - F a 1 e. I Barbara podkreśliła fale.
    - Kwadrat. - K w a d r a t, zgodził się Dawid. Na tablicy też
pojawił się kwadrat. I jeszcze jeden dreszcz, ale już łagodniejszy.
    Wiktor przeszedł przez wszystkie karty. Panna Mueller policzyła
wyniki; cztery trafienia. Mniej niż przeciętna. Test powtórzono. Pięć trafień. W
porządku, Wiktorze, może i jesteś sexy, ale z pewnością nie nadajesz się na
telepatę. Panna Mueller powiodła oczami po klasie. Kto następny? Żeby tylko nie
ja, modlił się Dawid. Boże, nie dopuść, żebym to był ja. Udało się. Wybrała
Sheldona Feinberga. W pierwszym podejściu miał pięć, w drugim sześć trafień.
Całkiem przyzwoicie. Potem Alicja Cohen. Cztery i cztery. Kamienisty grunt,
panno Mueller. Dawid, śledząc każdą turę eksperymentu, nieodmiennie odgadywał
dwadzieścia pięć na dwadzieścia pięć kart. Ale tylko on o tym wiedział.
    - Następny? - pytała panna Mueller. Dawid skurczył się w swojej
ławce. Ile jeszcze do dzwonka?
    - Norman Heimlich.
    Norman podszedł do pulpitu nauczycielki. Spojrzała na kartę.
Dawid wyłowił z jej myśli znak gwiazdy. Przerzucił się do mózgu Normana i
spotkała go niespodzianka. Obraz rozmazywał się, gwiazda przekornie zaokrąglała
swoje ramiona przybierając kształt koła, a potem znów wracała do pierwotnej
formy. Co to było? Czy ten obmierzły Heimlich posiadał jakąś szczątkową moc?

    - Kółko - wymruczał Norman. Ale odgadł następną kartę, fale, a
potem jeszcze jedną, kwadrat. On chyba naprawdę odbierał jakieś emanacje,
zamazane i niewyraźne, niemniej jednak niewątpliwie były to emanacje z mózgu
panny Mueller. Gruby Heimlich posiadał odrobinę mocy. Ale tylko odrobinę. Dawid,
obserwując jednocześnie umysły Normana i nauczycielki, patrzał, jak obrazy
powoli słabną, by zniknąć całkowicie przy dziesiątej karcie. Zmęczenie
zniszczyło resztki niepozornej mocy Normana. Ale i tak trafił siedem razy, co
dawało mu pierwszą pozycję. Dzwonek, modlił się Dawid. Dzwonek, dzwonek,
dzwonek! Jeszcze dwadzieścia minut.
    Jeszcze chwila miłosierdzia. Panna Mueller szybko rozdała
kartki. Chciała przebadać całą klasę za jednym zamachem.
    - Będę wyliczała numery od jeden do dwadzieścia pięć rzekła. -
Przy każdym numerze napiszcie symbol, który według was odpowiada danej cyfrze.
Gotowi? Jeden.
    Dawid zobaczył kółko. F a 1 e, napisał. Gwiazda. Kwadrat.
    Fale. K ó ł k o. Gwiazda. F a 1 e.
    Kiedy test zbliżał się do końca, nagle błysnęła mu myśl, że
wszystkie nieprawidłowe odpowiedzi to taktyczny błąd. Uznał, że przynajmniej
dwie lub trzy powinny być prawidłowe. Po prostu dla zmylenia. Ale już było za
późno. Zostały jeszcze tylko cztery cyfry. Byłoby to podejrzane, gdyby nagle dał
cztery prawidłowe odpowiedzi, myląc się we wszystkich innych. A więc mylił się
dalej. Panna Mueller wydała polecenie:
    - Teraz wymieńcie karteczki z sąsiadami i podkreślcie
odpowiedzi. Gotowi? Numer jeden: Kółko. Numer dwa: Gwiazda. Numer trzy: Fale.
Numer cztery:...
    Z napięciem oczekiwała wyników. Może ktoś trafił dziesięć razy,
może jeszcze więcej? Niestety, nie. Dziewięć? Osiem? Siedem? Norman Heimlich
miał znowu siedem. Rozpierała go duma. Norman Heimlich - telepata. Fakt, że
Heimlich miał choć okruch mocy, budził w Dawidzie obrzydzenie. Sześć? Czterech
uczniów miało sześć trafień. Pięć? Cztery? Panna Mueller skrupulatnie zapisywała
wyniki. Jakieś inne możliwości? Sidney Goldblatt zaczął chichotać.
    - Panno Mueller, a jeśli ktoś ma zero? Była zaskoczona.
    - Zero? Czy jest ktoś, kto nie odgadł ani j e d n e j karty?

    - Dawid Selig!
    Dawid Selig chciał się zapaść pod ziemię. Wszystkie oczy
skierowały się na niego. Uderzył w niego pełen okrucieństwa śmiech. Dawid Selig
nie odgadł ani jednej. To brzmiało jak: Dawid Selig zsikał się w majtki, Dawid
Selig ściągał na egzaminie, Dawid Selig wszedł do damskiej toalety. Zamiast
zniknąć w tłumie skierował na siebie straszliwe podejrzenia. Panna Mueller
oznajmiła poważnym, mentorskim tonem:
    - Moi drodzy, wynik zerowy może oznaczać bardzo wiele. Zamiast
całkowitego braku zdolności telepatycznych, co zapewne przypuszczacie, może to
sugerować wyjątkowo silne natężenie PPZ. - O, Boże. Wyjątkowo silne natężenie
PPZ. Nauczycielka kontynuowała: - Rhine mówi o takich zjawiskach, jak
"przemieszczenie wsteczne" lub "wyprzedzające", kiedy to wyjątkowo silne PPZ
może przypadkowo skupiać się na karcie wyprzedzającej właściwą, na jednej karcie
wstecz, czasami ta różnica wynosi dwie lub trzy karty. Tak więc wydaje się, że
badany uzyskuje wyniki znacznie niższe od przeciętnych, podczas gdy w
rzeczywistości trafia idealnie, tylko z pewnym przesunięciem! Dawid, pokaż mi
twoje odpowiedzi.
    - Ja nic takiego nie robiłem, panno Mueller. Po prostu
zapisywałem przypadkowe odpowiedzi, i zdaje się, że za każdym razem złe.
    - Zobaczymy.
    Zaniósł jej kartkę, czując się, jakby szedł na szafot. Położyła
ją obok własnej listy, próbując je jakoś pokojarzyć, szukając korelacji,
"sekwencji przemieszczeń". Ale chroniła go całkowita przypadkowość jego
rozmyślnych pomyłek. Przemieszczenie wyprzedzające jednej karty dało mu dwa
punkty, przemieszczenie wsteczne oznaczało dopiero trzy. Nic szczególnego. Mimo
to panna Mueller nie poddawała się.
    - Chciałabym cię jeszcze raz przetestować - oświadczyła. -
Zrobimy parę różnych prób. Wynik zerowy jest fascynujący. Zaczęła tasować karty.
Boże, Boże, Boże, gdzie się podziałeś? Och. Dzwonek! Dzwonek go uratował!
    - Czy możesz zostać po lekcji? - zapytała. W rozpaczy
potrząsnął głową.
    - Mam teraz geometrię, panno Mueller.
    Wycofała się. A więc jutro. Przeprowadzimy te testy jutro.
Boże! Przez całą noc nie zmrużył oka. Pocił się, dygotał, owładnięty strachem -
koło czwartej nad ranem zwymiotował. Miał nadzieję, że matka zatrzyma go w domu.
Nic z tego, o wpół do ósmej siedział już w autobusie. A może panna Mueller
zapomni o testach? Nie zapomniała. Złowieszcze karty leżały na jej biurku. Nie
było wyjścia. Znalazł się w centrum uwagi. No dobrze, Daw, postaraj się tym
razem.
    - Czy możemy zaczynać? - spytała, podnosząc pierwszą kartę. W
jej mózgu pojawił się znak plus.
    - Kwadrat! - wykrzyknął.
    Zobaczył kółko.
    - Fale - powiedział.
    Zobaczył jeszcze jedno kółko.
    - Plus - rzekł.
    Zobaczył gwiazdę.
    - Kółko - oświadczył.
    Teraz ujrzał kwadrat.
    - Kwadrat - powiedział. To jeden.
    Dokładnie liczył punkty. Cztery złe odpowiedzi, potem jedno
trafienie. Trzy złe odpowiedzi i jedna właściwa. W pierwszym teście pozwolił
sobie na pięć trafień rozłożonych z fałszywą przypadkowością. W drugim na
cztery. W trzecim sześć. Za czwartym razem zdecydował się na cztery. Czy nie
jestem zbyt przeciętny, zastanawiał się. Może teraz zaserwować jej tylko jedno
trafienie? Ale nauczycielka powoli traciła zainteresowanie.
    - Ciągle nie mogę zrozumieć, skąd wziął się ten zerowy wynik,
Dawidzie - mówiła. - Ale wydaje mi się, że nie masz żadnych zdolności PPZ.
    Próbował udawać zawiedzionego. Przygniecionego poczuciem winy.
Przykro mi, proszę pani. Kiepsko z moimi PPZ. Słabiutki uczeń skromnie wrócił na
swoje miejsce.
* * *

    Panno Mueller, jednym nagłym uchyleniem zasłony, jedną chwilą
całkowitego zbliżenia mogłem usprawiedliwić całe pani życie, wypełnione
tropieniem tego, co niemożliwe, nieznane, niewyjaśnione, irracjonalne. Tego, co
cudowne. Ale zabrakło mi ikry, by to zrobić. Musiałem bronić własnej skóry,
panno Mueller. Pozostać przeciętniakiem. Czy pani mi wybaczy? Zamiast wyznać
prawdę, oszukałem panią, dopuściłem, by wpadła pani w błędne koło tarota, znaków
zodiaku, latających talerzy, tysiąca surrealistycznych wibracji, miliona
apokaliptycznych astralnych światów. A przecież wystarczyłoby jedno zetknięcie
naszych umysłów, by uleczyć cię z twego szaleństwa. Jedno moje dotknięcie. W
jednej chwili. W mgnieniu oka.


następny    






  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza