ďťż

58

Lemur zaprasza



PROSTE
ZŁOŻONE
ZSZYWKA
?







informacja o czasie
dostępu


Gazeta Wyborcza
nr 124, wydanie waw (Warszawa) z
dnia 2000/05/29, dział
ŚWIAT, str. 12 ROBERT
KOWALEWSKI
WOJCIECH JAGIELSKI;MAW
Minutka jest pustynią
Nie poznałem Minutki. Zorientowałem się, że minęliśmy plac,
gdy samochód przemknął pod wiaduktem i pędził już centralną ulicą miasta, aleją
Awtorchanowa. Poprosiłem Zaiłanbeka, by zawrócił - z Groznego pisze WOJCIECH
JAGIELSKI
Nie dziw się - wyrozumiale uśmiechnął się Czeczen. - Tego miejsca już nie ma.
Minutka, okrągły plac przy alei biegnącej do śródmieścia czeczeńskiej stolicy
Groznego, była jednym z charakterystycznych punktów miasta. Przed wojną, tą
pierwszą, z lat 1994-96, Minutka była miejscem spotkań przyjaciół, zakochanych.
W kafejkach na parterach okolicznych domów podawano słomkową herbatę, czarną
kawę w maleńkich filiżankach, kaukaskie przysmaki. Gwarny tłum przekrzykiwał się
z głośną muzyką rozbrzmiewającą w każdym barze.
Już podczas pierwszej wojny Minutka znalazła się na linii najważniejszego z
frontów. Plac blokował wszak drogę wiodącą przez most na rzece Sunża do
śródmieścia, gdzie wznosił się prezydencki pałac, reduta partyzantów. Już wtedy
został straszliwie okaleczony, wydawało się, że nie do poznania.
Druga wojna, jaką rozpoczęła Rosja, by ostatecznie złamać opór Czeczenów, obróciła plac w bezkształtną kupę gruzów, do
niczego niepodobną. Z artyleryjskiej nawały nie uratował się żaden z tamtejszych
domów. Po bombardowaniach nie zostały nawet ruiny czy zgliszcza. Minutka
przepoczwarzyła się w równinną, martwą pustynię gruzów. Jedynym miejscem, gdzie
można natknąć się na żywe istoty, jest sam plac, rozdarty zasiekami z drutu
kolczastego. „To pomnik naszej brawury” - rzucił Zaiłanbek, zawracając samochód
w czeluść wiaduktu nad aleją Awtorchanowa.
Wydaje się że grozneńskie śródmieście, podczas pierwszej wojny całkowicie
zrujnowane, tym razem zostało potraktowane przez los łaskawiej niż Minutka. Ale
to tylko złudzenie. Nigdy nie odbudowane, było po prostu zbyt duże, by zmieść je
z powierzchni ziemi jak niewielki plac. O ile Minutka jest pustynią, śródmieście
przypomina labirynt martwych, przepastnych wąwozów zburzonych i wypalonych
budynków.
Pięć lat temu do szturmu na Grozny Rosjanie posłali pancerne pułki i
piechotę, które błyskawicznie wdarły się do centrum miasta, gdzie zostały
otoczone i wybite przez partyzantów. Rosyjscy piloci i kanonierzy nie mogli
przyjść towarzyszom z pomocą - bali się, że zamiast Czeczenów będą razić swoich. Podejmując jesienią drugi
szturm na czeczeńską stolicę, Rosjanie wybrali inną taktykę. Już nie rzucali się
do brawurowych ataków, nie zapuszczali się czołgami w gęstwinę stołecznych ulic.
Powoli, metodycznie, dzielnica po dzielnicy, ulica po ulicy niszczyli miasto,
bombardując je z samolotów, wyrzutni rakietowych, dział dalekiego zasięgu i
czołgów. Piechota wkraczała do akcji dopiero wówczas, gdy reduty partyzantów
milkły. Zanim na początku lutego Czeczeni poddali
stolicę, Rosjanie oblegali ją i bombardowali przez prawie trzy miesiące. W
rezultacie zdobyli miasto tak zniszczone, że można je porównać jedynie ze
zburzonymi w czasie II wojny światowej Warszawą, Dreznem czy Hiroszimą.
Jakby przerażeni swym dziełem Rosjanie zamknęli podbite miasto jak getto.
Otoczyli gęstą siecią stu posterunków, zakazali wizyt cudzoziemcom, a nawet
Czeczenom nie dysponującym dokumentami
potwierdzającymi, że przed wojną rzeczywiście byli mieszkańcami tego do niedawna
jeszcze największego na Kaukazie półmilionowego miasta.
Bramy do miasta otworzyła mi opłacalna dla wszystkich przyjaźń Zaiłanbeka z
rosyjskimi oficerami (Czeczen wynajmował im
samochód, kupował wódkę, stwarzał możliwości pokątnego zarobku, Rosjanie wozili
Czeczena przez swoje posterunki, pozwalając mu
przemieszczać się po kraju i prowadzić sekretne interesy). Bliskość Groznego
zwiastowały już poranione w walkach i spalone podczas bombardowań podmiejskie
lasy, a także wszechobecny nawet na przedmieściach odór spalenizny.
Nie ma w Groznym ani jednej dzielnicy, która choć trochę przypominałaby to
rojne, rozbiegane miasto, jakie po raz pierwszy ujrzałem w styczniu 1992 roku.
Wracałem z Gruzji, gdzie doszło właśnie do zbrojnego przewrotu i ulicznych walk.
W porównaniu z szarym, smutnym i przerażonym gruzińskim Tbilisi Grozny wydawał
się prawdziwą metropolią. Założony pod koniec dziewiętnastego stulecia jako
wojenna twierdza przez podbijających Kaukaz rosyjskich osadników, Grozny wyrósł
na największe, a w zasadzie jedyne z prawdziwego zdarzenia miasto na Kaukazie,
stolicę Kaukazu. Miasto z własnymi uniwersytetami, fabrykami, a przede wszystkim
zakładami petrochemicznymi i instytutami naukowymi, które uczyniły je słynnym na
cały świat. Miasto bogate i po wielkomiejsku zarozumiałe.
Kiedy latem 1991 r. w Moskwie rozpoczęła się ostatnia faza upadku
komunistycznego imperium Związku Radzieckiego, a marzący o kremlowskim tronie
rosyjski prezydent Borys Jelcyn nawoływał, by republiki brały na swoje barki
tyle wolności, ile zdołają udźwignąć, nikt w Groznym nie przypuszczał nawet, że
oto rozpoczyna się najbardziej tragiczna część historii miasta. Czeczeńska
rewolucja zmiotła miejscowy komunistyczny reżim. Nowy przywódca kraju generał
Dżochar Dudajew ogłosił niepodległość. Uznał, że Czeczeni są wystarczająco silni, by nie ugiąć się pod
brzemieniem wolności. Trzy lata później ten sam Jelcyn i jego generałowie
wysłali wojska, by wybić Czeczenom z głów mrzonki
o niepodległości. Pierwsza wojna zakończyła się dla Rosji katastrofą, ale Moskwa
nie pogodziła się z krnąbrnością czeczeńskich górali.
Jesienią ubiegłego roku następca Jelcyna Władimir Putin rozpoczął nową
kaukaską wojnę. Grozny, w przeszłości symbol rosyjskiego panowania na Kaukazie,
który w ostatnich latach stał się symbolem czeczeńskiej rebelii, od początku był
jednym z najważniejszych celów. Choć miasto nie miało już żadnego strategicznego
znaczenia, Rosjanie postanowili je zdobyć i zatknąć na jego ruinach swoje
sztandary, by odpłacić się Czeczenom za dawne
upokorzenia.
W grozneńskich ruinach nie potrafiłem odnaleźć miejsca po hotelu, w którym
kiedyś mieszkałem. W ratuszu, w którym przed laty po raz pierwszy spotkałem się
z Dudajewem, mieści się dziś kwatera główna rosyjskich wojsk. Podziurawiony
pociskami posterunek otoczony jest zasiekami i pajęczyną puszek, porozwieszanych
na drutach tak, by potrącone, głośno ostrzegały wartowników o pojawieniu się
intruzów.
Na podmiecionych śródmiejskich ulicach nieliczne przekupki rozkładają co
ranek swoje stragany z czarnymi, słonecznikowymi pestkami, papierosami,
kolorowymi napojami, owocami. Na ławkach poustawianych pod spalonymi drzewami
grupki starców z niemym niedowierzaniem przypatrują się miejskiemu cmentarzysku.
Od czasu do czasu, wzbijając kurz, przejeżdżają wśród wąwozów pogorzelisk
rosyjskie wozy pancerne.
Poza śródmieściem większość ulic jest wciąż nieprzejezdna, poprzegradzana
barykadami gruzu, potłuczonego szkła, śmieci i żelastwa, poskręcanymi i
spalonymi wrakami. Można wędrować całymi godzinami ścieżkami wydeptanymi wśród
gruzów i nie spotkać nawet jednego całego domu. Te nieliczne mury, które
przetrwały wojnę, upstrzone są napisami: „Śmierć Rosji”, „Witajcie w piekle”,
„Tu żyją ludzie”.
Ludzie żyją przede wszystkim w dzielnicy Czernorieczje, choć i ta wcale nie
jest mniej zniszczona niż inne. Tu jednak najczęściej można dostrzec obłoki dymu
wydobywające się z okien pokiereszowanych domów. Ludzie mieszkają głównie w
piwnicach, w których przetrwali wojnę. Choć z nieba zniknęły samoloty, a
karabinową palbę słychać jedynie nocami, wciąż boją się nocować w ocalałych
cudem mieszkaniach. Wolą cuchnące, ciemne, ale bezpieczne piwnice, z których
wypełzają o świcie na słońce, by zdobyć żywność i przeżyć kolejny dzień. Wędrują
wśród ruin krętymi ścieżkami (nikt nie wie, ile min pozostawili w mieście
zarówno partyzanci, jak Rosjanie, którzy zawsze otaczają się polami minowymi, by
zabezpieczyć się przed Czeczenami) na
przedmieścia, gdzie przy drogach wylotowych z miasta o poranku przybywają chłopi
z warzywami i owocami, a także kupcy z towarami z sąsiednich Inguszetii i
Dagestanu.
Sałambek, który uciekł z Groznego jeszcze w październiku i wrócił do miasta
wiosną, zaczął odbudowywać powoli swój dom w dzielnicy Staroprzemysłowej.
Właśnie skończył zalepiać dach nad jedną z izb, jedyną, która nadawała się do
remontu. Pozostała część domu spłonęła. W odbudowanej izbie Sałambek chce
przetrwać zimę. Wierzy, że Rosjanie dadzą mu kiedyś pieniądze za zniszczony dom.
Wtedy odbuduje pozostałe izby i sprowadzi z Inguszetii rodzinę. Na razie w
zadaszonej już izbie ustawił łóżko i sklecony z cynkowej beczki piec. Wieczorami
w spalonym domu parzy sobie na nim herbatę.
Trzech żołnierzy z wojsk rosyjskiego MSW zginęło w sobotę w zasadzce
zorganizowanej w dzielnicy Groznego Zawodskaja - przyznali rosyjscy wojskowi.
Czeczeńscy partyzanci ostrzelali ciężarówkę, którą żołnierze wracali do koszar
ze służby na posterunku kontrolnym. Rosjanie twierdzą, że wśród kilkudziesięciu
tysięcy mieszkańców Groznego nadal ukrywa się kilkuset bojowników.
Natomiast obradujący w Moskwie międzynarodowy kongres PEN Clubu w sobotę
zażądał natychmiastowego zakończenia przelewu krwi w Czeczenii. Kongres wezwał też prezydenta Putina „do jak
najszybszego podjęcia rokowań ze wszystkimi siłami w Czeczenii, które gotowe są do pokojowego uregulowania
konfliktu, w tym z prawomocnym prezydentem Maschadowem”.
MAW


[podpis pod fot./rys.]
Plac Minutka




(szukano: Czeczenia)
© Archiwum GW, wersja 1998 (1) Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza