ďťż

czesc_03

Lemur zaprasza

Card Orson Scott - Cień Endera - Część Trzecia - 01 Uczony



UCZONY
Ogród Sofii


    - Więc dowiedział się, ile mamy pokładów. Na co mu potrzebna ta informacja?
    - Tak, słuszne pytanie. Co on planuje, że koniecznie chciał się tego dowiedzieć? Nikt nigdy tego nie sprawdzał, w całej historii szkoły.
    - Myślisz, że on planuje rewolucję?
    - Wiemy o tym dzieciaku tylko tyle, że przeżył na ulicach Rotterdamu. To piekielne miejsce, jak słyszałem. Dzieciaki są wredne. Przy nich „Władca much" wygląda jak „Polyanna".
    - Kiedyś ty czytał „Polyannę"?
    - To była książka?
    - Jak on może planować rewolucję? Nie ma żadnych przyjaciół.
    - Nic nie mówiłem o rewolucji, to pańska teoria.
    - Nie mam żadnej teorii. Nie rozumiem tego dzieciaka. Nawet nie chciałem go tutaj sprowadzać. Myślę, że powinniśmy go odesłać do domu.
    - Nie.
    - Nie, sir, chciałeś powiedzieć.
    - Po trzech miesiącach w Szkole Bojowej on wykalkulował, że defensywna wojna nie ma sensu i że musieliśmy wysłać flotę na ojczysty świat robali zaraz po zakończeniu ostatniej wojny.
    - On o tym wie? A ty mi mówisz, że on wie, ile mamy pokładów?
    - On tego nie wie. Domyślił się. Powiedziałem mu, że się myli.
    - Na pewno ci uwierzył.
    - Na pewno ma wątpliwości.
    - Tym więcej powodów, żeby wysłać go z powrotem na Ziemię. Albo gdzieś do jakiejś odległej bazy. Czy ty sobie wyobrażasz ten koszmar, jeśli powstanie przeciek?
    - Wszystko zależy od tego, jak on wykorzysta tę informację.
    - Tylko że nic o nim nie wiemy, więc nie mamy pojęcia, jak on to wykorzysta.
    - Siostra Carlotta...
    - Chcesz mnie dobić? Ta kobieta jest jeszcze bardziej tajemnicza niż twój krasnoludek.
    - Umysłu takiego jak Groszka nie wolno wyrzucać na śmietnik tylko dlatego, że boimy się ewentualnego przecieku.
    - Ani przepisów bezpieczeństwa nie wolno wyrzucać na śmietnik ze względu na jednego superinteligentnego bachora.
    - Czy wystarczy nam inteligencji, żeby stworzyć dla niego nowe warstwy kamuflażu? Pozwolimy mu dowiedzieć się czegoś, co uzna za prawdę. Musimy tylko wymyślić kłamstwo, w które naszym zdaniem uwierzy.
    
    
    Siostra Carlotta siedziała w tarasowym ogrodzie przy małym stoliku, naprzeciwko skurczonego starego wygnańca.
    - Jestem tylko postarzałym rosyjskim uczonym, dożywającym swoich lat nad brzegami Morza Czarnego. - Anton mocno zaciągnął się papierosem i wydmuchnął nad balustradą smugę dymu, która dołączyła do innych zanieczyszczeń płynących nad wodą z Sofii.
    - Nie przyjechałam tutaj z ramienia wymiaru sprawiedliwości - powiedziała siostra Carlotta.
    - Masz coś dużo bardziej niebezpiecznego dla mnie. Jesteś z Floty.
    - Nic ci nie grozi.
    - To prawda, ale tylko dlatego, że nic ci nie powiem.
    - Dziękuję ci za szczerość.
    - Cenisz sobie szczerość, ale obraziłabyś się, gdybym ci powiedział, jakie myśli wzbudza twoje ciało w pewnym starym Rosjaninie.
    - Próby zaszokowania zakonnicy to kiepska zabawa. Nie ma nagrody.
    - Więc traktujesz poważnie swoje powołanie. Siostra Carlotta westchnęła.
    - Myślisz, że przyjechałam tutaj, bo wiem coś o tobie, a ty nie chcesz, żebym dowiedziała się więcej. Ale przyjechałam tutaj, bo nie wiem czegoś o tobie.
    - Czego?
    - Właściwie niczego. Ponieważ prowadziłam specjalne badania dla M.F., dali mi streszczenie artykułów na temat badań nad zmianami ludzkiego genomu.
    - I moje nazwisko wypłynęło?
    - Wręcz przeciwnie, ani razu nie wymieniono twojego nazwiska.
    - Jak szybko zapominają.
    - Ale kiedy przeczytałam kilka dostępnych prac naukowych ludzi, których wymienili... zawsze wczesne prace, zanim bezpieka M.F. przykręciła śrubę... zauważyłam pewien trend. Zawsze cytowali twoje nazwisko w odsyłaczach. Cytowali bez przerwy. A jednak nie znalazłam ani słowa twojego autorstwa. Nawet streszczeń artykułów. Widocznie nigdy niczego nie publikowałeś.
    - A jednak mnie cytują. Prawie cud, no nie? Tacy jak ty zbierają cuda, nie? Żeby tworzyć świętych?
    - Przepraszam, beatyfikacja dopiero po śmierci.
    - Zostało mi tylko jedno płuco - odparł Anton. - Więc nie muszę czekać zbyt długo, jeśli dalej będę palił.
    - Możesz rzucić.
    - Z jednym płucem potrzebuję dwa razy więcej papierosów, żeby dostać tyle samo nikotyny. Zatem powinienem zwiększyć palenie, nie rzucić. To powinno być oczywiste, no, ale ty nie myślisz jak naukowiec, myślisz jak kobieta wierząca. Myślisz jak posłuszna osoba. Kiedy ci mówią, że coś jest złe, nie robisz tego.
    - Prowadziłeś badania nad genetycznymi ograniczeniami ludzkiej inteligencji.
    - Czyżby?
    - Ponieważ właśnie w tej dziedzinie zawsze cię cytują. Oczywiście te prace nigdy nie dotyczyły dokładnie tego tematu, bo inaczej też by je utajniono. Ale tytuły artykułów wymienionych w odsyłaczach... których nigdy nie napisałeś, skoro nigdy niczego nie opublikowałeś... wszystkie są związane z tym zagadnieniem.
    - W trakcie kariery tak łatwo wpaść w rutynę.
    - Więc chcę ci zadać hipotetyczne pytanie.
    - Mój ulubiony rodzaj pytań. Zaraz po retorycznych. Zasypiam równie łatwo przy obu rodzajach.
    - Załóżmy, że ktoś złamie prawo i spróbuje zmienić ludzki genom, konkretnie w celu zwiększenia inteligencji.
    - Wtedy ten ktoś naraża się na złapanie i karę.
    - Załóżmy, że stosując najlepsze istniejące techniki badawcze, odnajduje pewne geny, które może zmodyfikować u ludzkiego embrionu, co zwiększy inteligencję narodzonego dziecka.
    - Embrion! Sprawdzasz mnie? Takie zmiany można wprowadzić tylko w jaju. W pojedynczej komórce.
    - I załóżmy, że urodziło się dziecko z tymi modyfikacjami. Urodziło się i podrosło na tyle, że jego olbrzymia inteligencja została zauważona.
    - Zakładam, że nie mówisz o własnym dziecku.
    - Nie mówię o żadnym rzeczywistym dziecku. Tylko o hipotetycznym dziecku. Jak można rozpoznać, że takie dziecko zostało genetycznie zmodyfikowane? Bez badań genetycznych.
    Anton wzruszył ramionami.
    - Co to da, jeśli zbadasz geny? Będą normalne.
    - Nawet jeśli je zmodyfikowałeś?
    - To taka mała zmiana. Mówiąc hipotetycznie.
    - Mieści się w granicach normalnych mutacji?
    - To są dwa przełączniki, jeden do włączania, jeden do wyłączania. Gen już tam jest, rozumiesz.
    - Jaki gen?
    - Kluczem byli dla mnie uczeni. Zwykle autystyczni. Dysfunkcjonalni. Posiadają niezwykłe zdolności umysłowe. Obliczenia z prędkością światła. Fenomenalna pamięć. Ale są nieprzystosowani, wręcz niedorozwinięci w innych dziedzinach. Pierwiastek kwadratowy z dwunastocyfrowej liczby w kilka sekund, ale nie potrafią zrobić zwyczajnych zakupów. Jak mogą być tacy mądrzy i tacy głupi?
    - Ten gen?
    - Nie, to inny, ale pokazał mi możliwości. Mózg ludzki może być znacznie mądrzejszy niż teraz. Ale jest, jak wy mówicie, cena wymiany?
    - Coś za coś.
    - Straszna cena. Żeby zdobyć ten wielki intelekt, musisz zrezygnować ze wszystkiego innego. Dlatego umysły autystycznych uczonych osiągają takie wyniki. Robią tylko jedno, a reszta to przeszkody, zakłócenia, poza zasięgiem wszelkiego zainteresowania. Oni naprawdę mają niepodzielną uwagę.
    - Więc wszyscy superinteligentni ludzie będą niedorozwinięci pod jakimś względem.
    - Właśnie tak wszyscy zakładaliśmy, bo coś takiego widzieliśmy. Wyjątki to byli chyba sami średni uczeni, którzy mogli poświęcić trochę uwagi na codzienne życie. Potem pomyślałem... ale nie mogę ci powiedzieć, co pomyślałem, bo otrzymałem rozkaz milczenia.
    Uśmiechnął się bezradnie. Siostra Carlotta upadła na duchu. Osobom, które okazały się zagrożeniem dla bezpieczeństwa, implantowano do mózgu urządzenie powodujące, że wszelkiego rodzaju niepokój aktywizował pętlę sprzężenia zwrotnego, co prowadziło do ataku paniki. Następnie osobom tym aplikowano okresowe seanse uwrażliwienia, żeby na pewno odczuwały wielki niepokój na samą myśl o omawianiu zakazanych tematów. Z jednej strony było to potworne pogwałcenie ludzkiej indywidualności; lecz w porównaniu z powszechnie stosowanym zabijaniem lub zamykaniem w więzieniu osób, którym nie można powierzyć ważnej tajemnicy, ten rodzaj interwencji wydawał się całkowicie humanitarny.
    Oczywiście to wyjaśniało przyczynę wesołości Antona. Nic dziwnego, że traktował wszystko z rozbawieniem. Gdyby pozwolił sobie na gniew lub niepokój - na jakąkolwiek silną negatywną emocję - dostałby ataku paniki, nawet nie wspominając zakazanych tematów. Siostra Carlotta czytała kiedyś artykuł, w którym żona mężczyzny wyposażonego w takie urządzenie twierdziła, że ich wspólne życie nigdy nie było równie szczęśliwe, ponieważ teraz on przyjmował wszystko tak spokojnie, z humorem. „Teraz dzieci go uwielbiają, zamiast chować się przed nim po kątach". Artykuł podawał, że powiedziała to zaledwie parę godzin wcześniej, zanim jej mąż rzucił się ze skały. Widocznie życie stało się lepsze dla wszystkich oprócz niego.
    A teraz siostra Carlotta spotkała człowieka, któremu odmówiono dostępu do własnych wspomnień.
    - Co za szkoda - powiedziała.
    - Ale zostań, proszę. Żyję tutaj sam jak palec. Jesteś siostrą miłosierdzia, prawda? Zmiłuj się nad samotnym starym człowiekiem i pójdź ze mną na spacer.
    Chciała odmówić i natychmiast odejść. Ale w tej samej chwili on odchylił się na oparcie fotela i zaczął oddychać głęboko, regularnie, z zamkniętymi oczami, nucąc pod nosem jakąś melodyjkę.
    Rytuał uspokojenia. Więc... kiedy tylko zaprosił ją na spacer, poczuł jakiś niepokój, który uruchomił urządzenie. Czyli jego zaproszenie oznaczało coś ważnego.
    - Oczywiście przespaceruję się z tobą - powiedziała siostra Carlotta. - Chociaż technicznie biorąc, mój zakon raczej nie zajmuje się miłosierdziem wobec jednostek. Mamy znacznie bardziej pretensjonalne aspiracje. Próbujemy ocalić świat.
    Zachichotał.
    - Jedna osoba na raz to trochę powoli, prawda?
    - Poświęcamy życie w służbie dla większej sprawy. Zbawiciel umarł już za grzechy. My próbujemy uprzątnąć konsekwencje grzechu dla innych ludzi.
    - Interesująca religijna misja - stwierdził Anton. - Ciekawe, czy moje dawne badania należy uznać za przysługę dla ludzkości, czy za kolejny bałagan, który musisz uprzątnąć.
    - Sama się zastanawiam - mruknęła siostra Carlotta.
    - Nigdy się nie dowiemy.
    Spacerowym krokiem wyszli z ogrodu w alejkę za domem, stamtąd na ulicę i po drugiej stronie jezdni na ścieżkę, która prowadziła przez zaniedbany park.
    - Tutejsze drzewa są bardzo stare - zauważyła siostra Carlotta.
    - Czy siostra jest stara?
    - Obiektywnie czy subiektywnie?
    - Trzymaj się gregoriańskiego kalendarza, jako najpóźniej poprawionego.
    - Odstępstwo od systemu juliańskiego stanęło Rosjanom kością w gardle, co?
    - Przez ponad siedem dekad musieliśmy obchodzić rocznice rewolucji październikowej, która tak naprawdę odbyła się w listopadzie.
    - Jesteś o wiele za młody, żeby pamiętać rządy komunistów w Rosji.
    - Przeciwnie. Jestem dostatecznie stary, żeby posiadać wszystkie wspomnienia moich rodaków zamknięte w mojej głowie. Pamiętam rzeczy, które wydarzyły się na długo przed moimi narodzinami. Pamiętam rzeczy, które wcale się nie wydarzyły. Żyję we wspomnieniach.
    - Czy to przyjemne miejsce?
    - Przyjemne? - wzruszył ramionami. - Śmieję się z tego wszystkiego, bo muszę. Bo to takie rozkosznie smutne... tyle tragedii, a jednak niczego się nie nauczyli.
    - Ponieważ natura ludzka nigdy się nie zmienia.
    - Wyobrażałem sobie - podjął - że Bóg mógł bardziej się postarać, kiedy stworzył człowieka... na swoje podobieństwo, jak wierzę.
    - Stworzył ich mężczyznami i kobietami. Więc anatomiczne podobieństwo jest raczej niewyraźne.
    Anton roześmiał się i klepnął ją trochę za mocno w plecy.
    - Nie wiedziałem, że siostra potrafi żartować z takich rzeczy! Jestem mile zaskoczony!
    - Cieszę się, że rozweselam twoją ponurą egzystencję.
    - A potem wbijasz haczyk w ciało. - Dotarli do miejsca widokowego, z gorszym widokiem na morze niż z tarasu Antona. - To nie jest ponura egzystencja, Carlotto. Ponieważ mogę świętować wielki kompromis Boga, który stworzył takie istoty ludzkie.
    - Kompromis?
    - Nasze ciała mogą żyć wiecznie, wiesz? Nie musimy się zużywać. Wszystkie nasze komórki żyją; umieją same się naprawiać i odnawiać albo zastępować nowymi. Mamy nawet mechanizmy do uzupełniania ubytków kości. Menopauza nie musi przeszkadzać kobiecie w rodzeniu dzieci. Nasze mózgi nie muszą się rozkładać, gubić wspomnień albo przyswajać nowych. Ale Bóg stworzył nas ze śmiercią w środku.
    - Zaczynasz mówić poważnie o Bogu.
    - Bóg stworzył nas ze śmiercią w środku, a także z inteligencją. Mamy swoje siedemdziesiąt lat, czasami do dziewięćdziesięciu przy starannej opiece... w górach Gruzji czasami dożywają nawet stu trzydziestu, chociaż osobiście uważam, że to wszystko łgarze. Ogłosiliby własną nieśmiertelność, gdyby myśleli, że ich nie przyłapią. Moglibyśmy żyć wiecznie, gdybyśmy chcieli przez cały czas być głupi.
    - Chyba nie chcesz powiedzieć, że Bóg musiał wybierać pomiędzy długim życiem a inteligencją dla istot ludzkich!
    - To jest w twojej własnej Biblii, Carlotto. Dwa drzewa: wiadomości i życia. Zjesz z drzewa wiadomości i na pewno umrzesz. Zjesz z drzewa życia i pozostaniesz na zawsze dzieckiem w ogrodzie, bez umierania.
    - Używasz teologicznych określeń, chociaż myślałam, że jesteś niewierzący.
    - Teologia to dla mnie żart. Zabawne! Śmieję się z tego. Mogę ci opowiedzieć zabawne historyjki teologiczne, żeby zakpić z wierzących. Widzisz? To mi sprawia przyjemność i uspokaja.
    W końcu zrozumiała. Czy musiał to wykładać łopatą? Przekazywał jej informacje, o które prosiła, ale w zaszyfrowany sposób, żeby zmylić nie tylko podsłuch - prawdopodobnie ktoś słyszał każde wypowiedziane przez nich słowo - lecz nawet własny umysł. To wszystko było żartem; zatem w tej formie mógł jej powiedzieć prawdę.
    - W takim razie chętnie posłucham pańskich zwariowanych humorystycznych ataków na teologię.
    - Księga Rodzaju mówi o ludziach, którzy żyli ponad dziewięćset lat. Natomiast nie mówi, jakimi byli skończonymi głupcami.
    Siostra Carlotta wybuchnęła śmiechem.
    - Właśnie dlatego Bóg musiał zesłać na ludzkość ten mały potop - ciągnął Anton. - Pozbyć się tych głupich ludzi i zastąpić ich szybszymi. Szybko szybko szybko, przyspieszone umysły, przyspieszony metabolizm. Pędem do grobu.
    - Od prawie tysiącletniego Matuzalema do Mojżesza żyjącego sto dwadzieścia lat, a teraz my. Ale my żyjemy coraz dłużej. - Na tym zamykam sprawę.
    - Więc teraz jesteśmy głupsi?
    - Tacy głupi, że wolimy dać naszym dzieciom długie życie niż pozwolić, żeby upodobniły się do Boga, znały... dobro i zło... wiedziały... wszystko. - Przycisnął ręce do piersi, gwałtownie łapiąc powietrze. - Ach, Boże! Boże w niebiosach!
    Runął na kolana. Oddychał szybko i płytko. Wywrócił oczami. Upadł.
    Widocznie nie zdołał dłużej podtrzymywać samooszustwa. Jego ciało wreszcie wykryło, że zdradził swój sekret tej kobiecie, maskując go językiem religii.
    Przetoczyła go na plecy. Teraz, kiedy zemdlał, atak paniki stopniowo ustępował. Chociaż w wieku Antona omdlenie to poważna sprawa. Ale nie będzie potrzebował żadnego heroizmu, żeby oprzytomnieć, nie tym razem. Obudzi się spokojny.
    Gdzie byli ci ludzie, którzy mieli go nadzorować? Gdzie byli szpiedzy, którzy podsłuchiwali ich rozmowę?
    Tupot nóg na trawie, na liściach.
    - Nie spieszyło wam się, co? - zagadnęła, nie podnosząc wzroku.
    - Przepraszamy, nie spodziewaliśmy się niczego. Mężczyzna był dość młody, ale wydawał się niezbyt rozgarnięty. Implant miał nie dopuścić, żeby Anton się wygadał; jego strażnicy nie musieli błyszczeć inteligencją.
    - Chyba nic mu nie będzie.
    - O czym rozmawialiście?
    - O religii - odparła wiedząc, że na pewno porównają jej odpowiedź z nagraniem. - On krytykował Boga za spartaczenie istot ludzkich. Twierdził, że żartuje, ale myślę, że człowiek w jego wieku nigdy tak całkiem nie żartuje na temat Boga, prawda?
    - Wstępuje w nich strach przed śmiercią - stwierdził inteligentnie młody człowiek... czy raczej na tyle inteligentnie, na ile potrafił.
    - Myśli pan, że on przypadkiem wywołał ten atak paniki, bo obudził się w nim strach przed śmiercią? - Jeśli zadała tylko pytanie, to właściwie nie skłamała.
    - Nie wiem. Dochodzi do siebie.
    - No, z pewnością nie chcę go więcej niepokoić żadnymi religijnymi kwestiami. Kiedy się obudzi, niech pan mu przekaże, że jestem mu bardzo wdzięczna za rozmowę. Niech pan mu powie, że objaśnił mi jeden z wielkich Bożych celów.
    - Tak, powiem mu - zapewnił gorliwie młody człowiek.
    Na pewno beznadziejnie przekręci wiadomość.
    Siostra Carlotta nachyliła się i pocałowała zimne, spocone czoło Antona. Potem podniosła się i odeszła.
    Więc na tym polegała tajemnica. Genom pozwalający na znaczne zwiększenie ludzkiej inteligencji działał na zasadzie przyspieszenia wielu procesów fizjologicznych. Umysł pracował szybciej. Dziecko rozwijało się wcześniej. Groszek rzeczywiście stanowił wynik eksperymentu w odblokowaniu genu mądrości. Otrzymał owoc z drzewa wiadomości. Ale zapłacił określoną cenę. Nie skosztuje owocu z drzewa życia. Cokolwiek zrobi ze swoim życiem, musi tego dokonać za młodu, ponieważ nie dożyje starości.
    Anton nie przeprowadził tego eksperymentu. Nie bawił się w Boga, tworząc istoty ludzkie, których życie było wybuchem inteligencji, gwałtownym fajerwerkiem zamiast pojedynczego spokojnego płomienia. Znalazł jednak klucz ukryty przez Boga w ludzkim genomie. Ktoś inny, jakiś naśladowca gnany nienasyconą ciekawością, jakiś niedoszły wizjoner, który pragnął wynieść ludzkość na następny etap ewolucji lub wymarzył sobie inny szalony, arogancki cel - ten ktoś zdobył się na zuchwały krok i przekręcił klucz, otworzył drzwi, włożył zabójczy, genialny owoc w dłoń Ewy. I na skutek tego czynu - tego zbrodniczego, wężowego postępku - Groszek został wygnany z ogrodu. Groszek, który teraz na pewno umrze - ale umrze jak bóg, poznawszy dobro i zło.


Strona główna
   
Indeks
   
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza