ďťż

kuron

Lemur zaprasza

  okienko Kuronia 




Pięknie K... Pięknie czyli Wars wita was


Przepis na kanapki, gdy Wars
zawodzi:

1 średnia bagietka (ok.
40 cm), 1/2 łyżki margaryny jogurtowej lub masła, 1 jajko ugotowane na twardo, 2 łyżki
posiekanego szczypiorku, 2 plastry szynski lub innej wędliny, 1 mały serek topiony, sól,
pieprz do smaku

Gorące jajko, po obraniu, rozgniatamy widelcem i mieszamy z margaryną.
Dodajemy szczypiorek i mieszamy z posiekaną szynką i takimż serkiem. Doprawiamy
pieprzem i solą. Masą wypełniamy wnętrze bułki i zawijamy ją w folię. Kiedy farsz
zastygnie, możemy bagietkę podzielić na mniejsze porcje.


W Polskich Kolejach Państwowych dzięki immanentnemu opóźnieniu
najlepiej widać dziś, gdzie byliśmy wczoraj. Dlatego perspektywa ta nastraja mnie
optymistycznie, a przed firmą widzę lepsze dni.

Każdy z nas może opowiedzieć wiele historii o pociągach i kilkusetminutowych
opóźnieniach. O mrozie w zimie i saunie w lecie, o takich szczegółach, jak brudne
toalety bez wody, nawet nie wspomnę.

Dawno, dawno temu moja dzielna małżonka pracowała na Zachodzie, zarabiając prawdziwe
pieniądze dla całej naszej rodziny. Miała wrócić tuż przed Bożym Narodzeniem z
całą furą prezentów dla dzieciaków i wielkim telewizorem dla ich tatusia. Okazało
się jednak, że przed świętami brakowało biletów na jakikolwiek samolot, pociąg czy
autobus. Zadzwoniła, że zdobyła bilet na prom do Świnoujścia i żebym tam po nią
przyjechał. Wizja podróży "maluchem" z obładowaną małżonką i z
telewizorem na dachu po oblodzonych drogach na trasie Warszawa-Świnoujście-Warszawa,
była tak nęcąca, że miałem przebłysk geniuszu. Udałem się na dworzec i po długim
oczekiwaniu nabyłem dwa bilety sypialne I klasy w nocnym pociągu relacji
Świnoujście-Warszawa, i oczywiście dla siebie do Świnoujścia. I otóż witam moją
śliczną, obładowaną jak wielbłąd... A kiedy ona pyta, gdzie zaparkowałem
"wóz", wyjaśniam z wyższością w głosie, że może liznęła trochę
Europy, ale u nas też sytuacja się normalizuje i jak asa z rękawa wykładam swój
szampański plan. Zamiast gnieść się i trząść po nocy w samochodzie zostawiamy teraz
bagaże w przechowalni, idziemy na dobrą kolację do restauracji, a potem wygodny
przedział 2-osobowy, szampan i nocne rozmowy aż do Warszawy. Każdy, kto widział film
"Transamerican Express", wie, o co chodzi. Błysk podziwu w oczach mojej
małżonki był dla mnie najwyższą nagrodą. Dlatego kiedy w parę godzin później do
podstawionego pociągu rzucił się dziki tłum, ja z iście angielską flegmą kroczyłem
wzdłuż składu pełen godności z biletami w ręku. Powtarzałem tę trasę po raz
trzeci, poruszałem się już nerwowym truchtem, lecz mimo to nie mogłem odnaleźć
mojego wagonu. Na szczęście kierownik pociągu zachował zimną krew, tłumacząc
cierpliwie: "i skąd ja panu znajdę taki wagon, jak mnie go nie podstawili, ale
może podstawią... w Szczecinie albo... w Poznaniu". Próby wepchnięcia żony z
dobytkiem do przeładowanego pociągu nawet nie podejmowałem, powiem więcej - nawet
starałem się nie patrzeć w jej stronę. W ostatnim desperackim ataku próbowałem od
obsługi pociągu wydobyć oświadczenie, iż mimo posiadania ważnego biletu nie mogłem
skorzystać z miejsca z powodu jego braku, czym rozśmieszyłem drużynę konduktorską do
łez. Na pocieszenie pozostał mi fakt, że kiedy po dwóch godzinach udało mi się
namówić taksówkarza z "dieslem" (paliwo na kartki) na kurs do Warszawy,
podróż upłynęła w spokoju i ciszy.

A teraz optymistycznie, bo to był właśnie ten moment, od którego robiło się coraz
lepiej. Bo, kochani, w moim odczuciu, pociąg to najwspanialszy ze środków transportu.
Bez niepokoju, jaki wywołuje samolot. Z przestrzenią, jakiej nie zaznasz w autokarze czy
samochodzie. Siadasz i jedziesz, a krajobrazy jak w panoramicznym kinie zmieniają się za
oknem. A w pociągu, pamiętacie, jeszcze nie ruszył i wszyscy już skubali jajka na
twardo, odwijali pieczone kurczaki, kanapki i otwierali termosy!

I tak dochodzimy w naszym pociągu do Warsu, miejsca magicznego. W dzieciństwie już sama
jazda pociągiem była frajdą, bo jechało się albo w góry, albo nad morze, albo
gdzieś..., gdzie - co najważniejsze - nie było szkoły! Bo często jechało się w nocy
i nie trzeba było iść spać i w końcu, kiedy pożarło się całą wałówkę, można
było tak długo suszyć głowę starym, że jest się głodnym, aż w końcu pękli i
poszli z nami do Warsu. A tam inny, lepszy świat, oranżada, batony, parówki z
musztardą i tak w koło Macieju! A kiedy już sam z kumplami jeździłem na wakacje, to w
Warsie było piwo, parówki z musztardą i tak dalej... A parę lat później, w czasach,
gdy w sklepach królował listek z octem, a w restauracjach żółty suchy ser posypany
papryką do konsumpcji po trzynastej, pewien znany krytyk kulinarny zaprosił mnie na
swoje urodziny. Zamiast chodzić po warszawskich knajpach oferujących
"niedobór", wsiadamy ze znajomymi do pociągu Moskwa-Berlin, a tam w Warsie
tatarek, śledzik, zimna wódeczka. Wysiadamy w Poznaniu, jedną godzinę czekamy i
łapiemy Berlin-Moskwa, a tam stroganow, schabowy, zimna wódeczka i tak w koło... Taki
polski Orient Express.

Smacznego!


Maciej Kuroń




  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza