ďťż

212

Lemur zaprasza

/ Spis
Treści /
Fałsz wiedzy

Osho, czego nauczasz i jaka jest twoja doktryna?


Nie nauczam doktryny. Nauczanie doktryny nie ma żadnego znaczenia. Nie jestem filozofem, mój umysł jest anty-filozoficzny. Filozofia prowadzi donikąd i nigdzie nie może doprowadzić. Umysł, który myśli, który poddaje w wątpliwość, nie może poznać.

Jest tyle doktryn. Ale doktryna to fikcja, ludzka fikcja. Nie jest odkryciem, ale wymysłem. Ludzki umysł zdolny jest do tworzenia nieskończonych systemów i doktryn, ale poznanie prawdy przy pomocy teorii jest niemożliwe. Umysł, który jest napchany wiedzą, to umysł, który musi pozostać w niewiedzy.

Objawienie pojawia się z chwilą, gdy ustaje wiedza. Są dwie możliwości: albo o czymś myślimy, albo w to wkraczamy egzystencjalnie. Im więcej człowiek myśli, tym bardziej oddala się od tego, co jest tu i teraz. Myślenie o czymś oznacza utracenie z tym kontaktu.

Dlatego to, czego nauczam, jest przeżyciem anty-doktrynarnym, anty-filozoficznym, anty-spekulacyjnym. Jak być, zwyczajnie być. Jak być w tej chwili, która jest tu i teraz. Otwartym, wrażliwym, jednym z nią. To jest to, co nazywam medytacją.

Wiedza może doprowadzić jedynie do fikcji, do rzutowania różnych rzeczy. Nie może być nośnikiem osiągnięcia prawdy. Ale gdy poznasz prawdę, wiedza może być środkiem przekazu, dzielenie się z kimś, kto nie wie. Wtedy język, doktryny, teorie, mogą stać się środkiem. Ale nadal nie jest to wszystko. Musi prowadzić do fałszu.

Cokolwiek zostało poznane egzystencjalnie, nie można tego wyrazić totalnie. Można tylko to wskazać. Z chwilą, gdy wyrażam to, co poznałem, słowo dociera do ciebie, a znaczenie pozostaje. Dociera do ciebie martwe słowo. W pewnej mierze jest ono bez znaczenia, ponieważ znaczeniem było samo przeżycie.

Dlatego wiedza może stać się środkiem wyrazu, ale nie środkiem prowadzącym do osiągnięcia urzeczywistnienia. Umysł wiedzący jest przeszkodą, ponieważ kiedy wiesz, nie jesteś pokorny. Gdy jesteś napchany wiedzą, nie ma w tobie przestrzeni na przyjmowanie nieznanego. Umysł musi stać się pusty, próżny -jak łono, totalne przyjmowanie.

Wiedza to twoja przeszłość. Jest nią to, co poznałeś. Jest to twoja pamięć, twoje nagromadzone zasoby, posiadany przez ciebie dobytek. To nagromadzenie staje się barierą. Wchodzi między ciebie i to, co nowe, między ciebie i to, co nieznane.

Możesz być otwarty na nieznane tylko wtedy, gdy jesteś pokorny. Trzeba stale być świadomym własnej niewiedzy, że wciąż jest coś nieznanego. Umysł, który jest oparty na wspomnieniach, informacjach, świętych pismach, teoriach, doktrynach, dogmatach, jest egocentryczny, nie jest pokorny. Wiedza nie może dać ci pokory. Tylko bezmiar nieznanego może uczynić cię pokornym.

Dlatego pamięć musi zaniknąć. Nie chodzi o to, że nie powinieneś mieć pamięci, ale o to, że w chwili poznania, w chwili przeżywania, pamięć nie może istnieć. W takiej chwili potrzebny jest umysł otwarty, wrażliwy. Ta chwila pustki, próżni, jest medytacją - dhyana.

Czy samo przeżycie może stać się doktryną?


Przeżycie można przekazać innym tylko w sposób negatywny. Nie mogę powiedzieć co to jest, ale mogę powiedzieć czym to nie jest. Język może być środkiem do wyrażenia tego, czym sam nie jest. Gdy mówię, że język nie może tego wyrazić, jednak to wyrażam. Gdy mówię, że nie jest żadna możliwa doktryna na ten temat, to jest moja doktryna. Ale jest to negatywne. Niczego nie stwierdzam, niczemu nie zaprzeczam. Nie można wypowiedzieć, tak nie można wypowiedzieć. Tak musi być urzeczywistnione.

Jeśli będzie ukryta wiara w wiedzę, stanie się przeszkodą w osiągnięciu pustki, w osiągnięciu medytacji. Najpierw trzeba zrozumieć próżność przeszłości, znanego, wiedzy umysłu. Jeśli chodzi o to, co nieznane, jeśli chodzi o prawdę, taka wiedza jest bezużyteczna.

Albo utożsamiasz się z tym, co poznałeś, albo stajesz się tego świadkiem. Jeśli utożsamisz się z tym, ty i twoja pamięć stają się jednością. Ale gdy nie ma utożsamienia, jeśli pozostajesz z dystansem do swych wspomnień, oddzielny, nie utożsamiony z nimi, jesteś świadomy siebie jako czegoś różnego od swych wspomnień. Ta świadomość staje się ścieżką do nieznanego.

Im bardziej zdołasz być świadkiem swojej wiedzy, im mniej utożsamiasz się ze sobą jako osobą poznającą, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo, że twoje ego stanie się posiadaczem tej wiedzy. Kiedy jesteś odrębny od swoich wspomnień, te wspomnienia stają się jedynie pewnego rodzaju zgromadzonym kurzem. Powstały wskutek doświadczenia i stały się nieodłączną częścią twojego umysłu, ale twoja świadomość jest czymś innym. Ten, kto pamięta, jest czymś różnym od tego, co jest pamiętane. Ten, kto poznał, jest czymś różnym od tego, co zostało poznane. Jeśli jasno zdajesz sobie sprawę z tej różnicy, zbliżasz się coraz bardziej do pustki. Nieutożsamiony, możesz być otwarty; możesz być bez wspomnień, które wchodzą między ciebie i to, co nieznane.

Tą pustkę można osiągnąć, ale nie można jej stworzyć. Jeśli ją tworzysz, musi ją tworzyć twój stary umysł, twoja wiedza. To dlatego nie ma metody, dzięki której można byłoby ją osiągnąć. Metoda może wynikać tylko z nagromadzonych informacji, jeśli więc spróbujesz wykorzystać jakąkolwiek metodę, musi ona być ciągłością twojego starego umysłu. A to, co nieznane, nie może przyjść do ciebie jako ciągłość. Może przyjść tylko jaki przerwa bez ciągłości. Tylko wtedy jest to poza tym, co znane, poza twoją wiedzą.

Nie może więc być metody jako takiej, żadnej metodologii; tylko zrozumienie, że “jestem oddzielny od tego, co nagromadziłem." Jeśli to zostanie zrozumiane, nie będzie potrzeby kultywowania pustki. To już się stało! Ty jesteś tą pustką! Teraz nie ma potrzeby stwarzania jej.

Nie można stworzyć pustki. Pustka stworzona nie będzie pustką, będzie tylko twoją kreacją. Twoja kreacja nie może być nicością, pustką, bo ma granice. Stworzyłeś ją, nie może więc być czymś więcej niż ty, nie może być czymś więcej niż umysł, który ją stworzył. Nie możesz stworzyć pustki, ona musi do ciebie wejść. Możesz ją tylko przyjąć. A przygotowanym na jej przyjęcie możesz być tylko w sposób negatywny. Przygotowanym w tym sensie, że nie wolno ci utożsamiać się z twoją wiedzą, przygotowanym w tym sensie, że zrozumiałeś próżność, bezsensowność wszystkiego tego, co poznałeś.

Tylko ta uważność procesu myślenia może rzucić cię w przepaść, w której to-co-jest ogarnia cię, w której to-co-jest zawsze jest obecne. Teraz nie ma bariery między tobą i tym. Stałeś się jednością z tą chwilą, jednością z wiecznością, z nieskończonym.

Z chwilą, gdy dokonujesz przekładu tej chwili na wiedzę, znów staje się to nieodłączną częścią pamięci. Wtedy zostaje stracone. Nie można więc nigdy powiedzieć: “Poznałem." To, co nieznane, pozostaje nieznane. Obojętne jak bardzo tego doświadczyłeś, to, co nieznane, nadal pozostaje nieznane. Jego urok, jego piękno, jego przyciąganie pozostają takie same.

Proces poznania jest wieczny, nigdy nie można więc dotrzeć do punktu, w którym możesz powiedzieć “Dotarłem." Jeśli ktoś to powie, znów wpada we wzorce pamięci, wzorce wiedzy. Wtedy staje się martwy. Chwila deklaracji i potwierdzenia wiedzy jest chwilą śmierci. Życie trwa. Życie zawsze jest od nieznanego do nieznanego. Wywodzi się z tego, co poza, i prowadzi tam, gdzie jest to, co poza. Dlatego dla mnie człowiekiem religijnym nie jest taki człowiek, który deklaruje wiedzę. Człowiek, który deklaruje wiedzę, może być teologiem, filozofem, ale nigdy nie będzie człowiekiem religijnym. Umysł religijny uznaje ostateczną tajemnicę, ostateczną niepoznawalność, ostateczną ekstazę niewiedzy, ostateczną błogość niewiedzy.

Chwili medytacji, pustki, nie można stworzyć, nie można jej rzutować. Nie możesz sprawić, by twój umysł stał się wyciszony.

Jeśli to uczynisz, albo go otumaniłeś jakimiś środkami, albo go zahipnotyzowałeś, ale to nie jest pustka. Pustka przychodzi. Nigdy nie można jej stworzyć, nigdy nie można jej wywołać.

Dlatego nie nauczam żadnej metody. W sensie metod, technik, doktryn, nie jestem nauczycielem.

Przekonaleś mnie. Jak mogę przemienić to przekonanie w doświadczenie?


Nie ma jak, ponieważ jak implikuje metodę. Jest tylko przebudzenie. Jeśli mnie słuchasz i coś wewnątrz ciebie budzi się, to doświadczenie zdarzy ci się, coś odczujesz. Nie próbuję cię przekonać. Przekonanie intelektualne nie jest żadnym przekonaniem. Ja jedynie przekazuję ci fakt.

Dlaczego przekonało cię to, co mówię? Są dwie możliwości: albo przekonały cię moje argumenty, albo w tym, co powiedziałem, ujrzałeś prawdę jako własny fakt. Jeśli moja argumentacja staje się przekonaniem, zapytasz jak, ale jeśli doświadczysz tego, co mówię, jeśli urzeczywistnisz to jako coś prawdziwego w sobie, ta wiedza będzie czymś oddzielnym ode mnie. Nie daję ci żadnej wiedzy. Raczej podczas mojego mówienia zdarza się to przeżycie.

Kiedy intelekt zostaje przekonany, pyta jak? W jaki sposób? Chce wiedzieć. Ale ja nie daję ci żadnej doktryny. Jedynie opowiadam ci o swoim doświadczeniu. Gdy mówię, że wspomnienie jest nagromadzeniem, że jest martwe, że jest tylko przeżytkiem z przeszłości, mam na myśli to, że jest częścią przeszłości, która kurczowo się ciebie trzyma, ale ty jesteś od niej oddzielny. Jeśli pojawi ci się odczucie tego, co mówię, i będziesz miał przebłysk tej odległości między tobą i twoimi wspomnieniami, twoją świadomością i twoją pamięcią, nie będzie jak. Coś się zdarzyło, i to coś może stale przenikać cię z chwili na chwilę - nie dzięki jakiejś metodzie, ale dzięki twojej uważności, twojemu ciągłemu pamiętaniu.

Teraz wiesz, że świadomość jest oddzielna od treści świadomości. Jeśli stanie się to uważnością z chwili na chwilę, wtedy, gdy spacerujesz, rozmawiasz, jesz, śpisz - coś się zdarza. Jeśli jesteś ciągle świadomy tego, że umysł jest jedynie skomputeryzowanym, wbudowanym w ciebie procesem służącym gromadzeniu wspomnień, nie jest częścią twojego istnienia, sama ta świadomość, sama ta nie-metoda, pomoże w tym, aby to cos zdarzyło się w tobie.

Nikt nie może powiedzieć kiedy to nastąpi, jak to nastąpi, gdzie to nastąpi, ale jeśli ta uważność będzie trwała, sama z siebie pogłębia się coraz bardziej. Jest to proces automatyczny. Od intelektu przechodzi do serca, od inteligencji przechodzi do twojego umysłu intuicyjnego, od świadomości powoli przechodzi do nieświadomości. I pewnego dnia stajesz się totalnie przebudzony. Coś się zdarzyło. Nie jako kultywowanie, ale jako produkt uboczny pamiętania. Nie wskutek kultywowania jakiejś doktryny, ale dlatego, że przebudziłeś się na pewien wewnętrzny fakt, pewną wewnętrzną wizję. Coś weszło głęboko w ciebie.

Gdy przychodzi ta chwila, przychodzi zupełnie bez uprzedzenia, nieznana, jako eksplozja. W tej chwili eksplozji jesteś całkowicie pusty. Nie ma cię, przestajesz być. Nie ma intelektu, nie ma rozumu, nie ma pamięci. Jest po prostu świadomość, świadomość nicości, pustki. W tej pustce jest wiedza. Ale jest to wiedza o zupełnie innym sensie. Teraz nie ma poznającego i nie ma poznawanego. Jest po prostu poznawanie. Jest to egzystencjalne.

To, co istnieje w tej pustce, to, czym jest ta pustka - nie można tego przekazać. Przekazać można tylko przejście, proces. Ale nie można myśleć o tym procesie jako o metodzie, nie jest ono czymś, co należy praktykować. Nie ma nic, co należałoby praktykować. Albo pamiętasz, albo nie.

Czy zalecasz jakiś szczególny sposób życia jako przygotowanie?

Z chwilą, gdy stajesz się świadomy, zmienia się całe twoje życie, cały twój sposób życia. Ale te zmiany przyjdą do ciebie, nie należy ich praktykować. Z chwilą, gdy zaczynasz coś praktykować, traci to wszystko to, co jest w tym istotne. Dlatego jakiekolwiek pojawiają się zmiany, powinny nastąpić spontanicznie.

Nie ma kwestii praktykowania czegokolwiek. Kwestią jest tylko zrozumienie, że nie możesz pragnąć pustki. Jest to sprzeczność nie tylko słów, ale sprzeczność egzystencjalna. Nie możesz jej pragnąć, ponieważ samo pragnienie pochodzi z twojego starego umysłu, z twojej wiedzy. Jedynym, co możesz zrobić, jest bycie świadomym tego, czym jesteś. Z chwilą, gdy stajesz się świadomym siebie takim, jaki jesteś, pojawia się rozdzielenie, podział, częściowość. Jedna część ciebie staje się nieutożsamiona z resztą ciebie.

Wtedy jest rozdwojenie: Ja i ja. To “ja" jest pamięcią, umysłem; “Ja" jest świadomością, atmanem.


Musisz mnie słuchać, i równocześnie słuchaj swego wewnętrznego umysłu. Ten proces powinien trwać cały czas. To, co mówię, staje się częścią twojego “ja", częścią twojego nagromadzenia, częścią twojej wiedzy. Ta wiedza będzie domagać się dalszej wiedzy - jak, metody. A jeśli pokazać ci jakąś metodę, to również stanie się częścią twojej wiedzy. Twoje “ja" zostanie wzmocnione, stanie się bardziej pełne wiedzy.

Mój nacisk jest nie na twoje “ja", nie mówię do twojego “ja". Jeśli twoje “ja" wtrąci się, porozumienie nie stanie się komunią. Wtedy jest to tylko dyskusja, nie dialog. Staje się to dialogiem tylko wtedy, gdy nie ma “ja". Jeśli ty jesteś tutaj, ale nie ma tu twojego “ja", nie ma kwestii jak. To, co mówię, albo będzie widziane jako prawda, albo jako nieprawda, albo jako fakt, albo jako fantazyjna doktryna.

Moim zadaniem tu jest jedynie stworzenie sytuacji, albo poprzez mówienie, albo poprzez ciszę, albo poprzez wprowadzenie zamieszania w tobie. Moim celem jest stworzenie sytuacji, w której twoje “Ja" wychodzi z ciebie, twoje “Ja" wykracza ponad twoje “ja". Próbuję tworzyć wiele takich sytuacji.

To też jest taka sytuacja. Mówię ci jakieś absurdy. Mówię o osiąganiu czegoś, a mimo tego neguję wszelkie metody. Jest to absurdalne! Jak mogę coś mówić i równocześnie mówić, że nie można tego powiedzieć? Ale to sama absurdalność może stworzyć taką sytuację. Jeśli cię przekonam, nie stworzy to tej sytuacji. Stanie się to częścią twojego “ja", częścią twojej wiedzy. Twoje “ja" stale pyta: jak? W jaki sposób? Będę negował sposoby, i jednak będę mówił o przemianie. Wtedy ta sytuacja staje się tak irracjonalna, że twój umysł nie jest zaspokojony. Tylko wtedy coś spoza może nad nim zapanować.

Cały czas stwarzam takie sytuacje. Dla ludzi intelektualnych absurdalność musi być taką sytuacją. Uważność pojawia się tylko wtedy, gdy stworzona zostaje jakaś sytuacja, w której następuje przerwanie ciągłości. Sama ta absurdalność i brak racjonalnego wyjaśnienia sytuacji muszą stworzyć przepaść, rozbicie i zakłócenie człowieka, aż do punktu uważności.

Przypomniało mi się zdarzenie z życia Buddy. Pewnego ranka przybył on do wioski. Gdy wchodził do wioski, ktoś spytał go: “Wierzę w To, co Najwyższe. Proszę, powiedz czy Bóg istnieje."

Budda zdecydowanie temu zaprzeczył. Powiedział: “Boga nie ma. Nigdy nie było i nigdy nie będzie. Jakie bzdury wygadujesz!" Ten człowiek był rozbity, ale sytuacja została stworzona.

Po południu przybył do Buddy ktoś inny i rzekł: “Jestem ateistą. Nie wierzę w Boga. Czy Bóg istnieje? Co o tym powiesz?"

Budda odparł: “Tylko Bóg istnieje. Nic nie istnieje prócz niego." Ten człowiek poczuł się rozbity.

Potem, wieczorem, przyszedł do Buddy trzeci człowiek i rzekł: “Jestem agnostykiem. Ani nie wierzę, ani nie nie wierzę. Co powiesz? Czy jest Bóg czy go nie ma?"

Budda pozostał w milczeniu. Ten człowiek poczuł się rozbity.

Ale pewien mnich, Anand, który zawsze towarzyszył Buddzie, rozbity był jeszcze bardziej. Rano Budda rzekł: “Nie ma Boga", po południu rzekł: “Tylko Bóg istnieje", a wieczorem pozostał w milczeniu. Tej nocy Anand powiedział do Buddy: “Zanim położysz się spać, proszę, odpowiedz na moje pytanie. Rozbiłeś mój pokój! Nie wiem co mam myśleć! Co rozumiesz przez te absurdalne, sprzeczne odpowiedzi?"

Budda rzekł: “Żadna z nich nie była skierowana do ciebie. Dlaczego ich słuchałeś? Te odpowiedzi zostały udzielone osobom, które pytały. Jeśli te odpowiedzi zaburzyły cię, dobrze. To jest twoja odpowiedź."

Tak więc można tworzyć takie sytuacje. Mnich zen tworzy takie sytuacje na swój sposób. Może wypchnie cię z pokoju, albo uderzy cię w twarz. Wygląda to absurdalnie. Pytasz o jedno, a odpowiedź dotyczy czegoś innego. Ktoś pyta: “Co jest Drogą?" ale odpowiedź mnicha zen w ogóle nie odnosi się do Drogi. Może od odpowie: “Popatrz na rzekę!" albo “Zobacz to drzewo! Jakie jest wysokie!" Jest to absurdalne.

Umysł szuka ciągłości. Obawia się absurdów. Obawia się nieracjonalności, nieznanego. Ale prawda nie jest produktem ubocznym intelektualizacji. Nie jest ani dedukcją, ani indukcją. Nie jest logiczna, nie jest wnioskiem.

Niczego ci nie przekazuję. Ja po prostu stwarzam pewną sytuację. Jeśli taka sytuacja zostanie stworzona, wtedy przekazane będzie coś, czego nie można przekazać. Dlatego nie pytaj jak. Po prostu bądź. Bądź uważny, jeśli możesz, a jeśli nie możesz, bądź uważny swojej nieuważności. Zwracaj uwagę na to, co jest. Jeśli nie potrafisz, zwracaj uwagę na swój brak uwagi. I to nastąpi. To się dzieje.

Czy przez “stwarzanie sytuacji absurdalnej" rozumiesz, że jakoś należy człowieka zaburzyć? Jaki będzie tego rezultat?


Ludzie już są dostatecznie zaburzeni. Ale ponieważ już są zaburzeni, utożsamili się ze swoim zaburzeniem. Doszli z nim do ładu. Te zaburzenia stały się nawykowe. Już jesteśmy zaburzeni! Niemożliwe jest być nie-zaburzonym i nie znać prawdy.

Zaburzenie jest naszą normalną sytuacją, dlatego gdy ja cię zaburzam, zaburzone zostaje twoje zaburzenie. Wtedy to zaburzenie jest negowane. Po raz pierwszy stajesz się wyciszony. Kiedy mówię o stwarzaniu sytuacji absurdalnej, nie jest to po to, aby osiągnąć jakikolwiek rezultat, a jest jedynie środkiem służącym przekazaniu pewnego przesłania, które zasadniczo jest nieprzekazywalne.

Pytasz: “Jaki będzie rezultat?" Coś można o tym powiedzieć, pod warunkiem, że to, co będzie powiedziane, nie zostanie uznane za prawdę. Należy to potraktować jedynie jako mające sens symboliczny, poetycki, mityczny. Dla mnie każde święte pismo jest pewnym mitem i każde stwierdzenie pochodzące od osoby, która przeszła przez to zdarzenie, jest w pewnym sensie nie

prawdziwe. Nie jest prawdą, a jedynie pewnym wskazaniem. Aby prawda mogła być poznana, to wskazanie trzeba zapomnieć.

Są trzy słowa, które wskazują granicę, za którą jest już tylko cisza. Te słowa to sat-chit-anand: egzystencja, świadomość, błogość. Doświadczenie jest jedno, ale czyniąc z niego koncepcję, dzielimy je na takie trzy fazy. Zawsze doznawane jest ono jako jedno, a konceptualizowane jako te trzy.

W tej totalnej egzystencji (sat), tym totalnym jest-nieniu, tylko ty jesteś. Nie jesteś ani tym, ani tamtym, nie jesteś z niczym utożsamiony. Jest po prostu jest-nienie.

Drugim jest świadomość (chit). Nie oznacza to umysłu świadomego. Umysł świadomy jest tylko częścią większego, nieświadomego. Zazwyczaj, gdy jesteśmy świadomi, jesteśmy świadomi czegoś. Ta świadomość jest obiektywna, czegoś dotyczy. Chit jest czystą świadomością, nie świadomością czegoś. Nie ma obiektu. Świadomość nie jest skierowana ku czemuś, jest nieukierunkowana. Jest nieskończona, czysta.

Ostatnim jest anand, błogość. Nie szczęście, nie radość, ale błogość. Szczęście zawiera w sobie stan nieszczęścia, jego wspomnienie, jego kontrast. Radość też ma w sobie pewne napięcie, coś, co trzeba uwolnić, co ma wygasnąć. Błogość jest szczęściem bez żadnego śladu nieszczęścia, jest radością bez otoczenia jakiejkolwiek otchłani. Jest szczęściem bez żadnego napięcia.

Błogość jest punktem pośrednim między radością na jednym krańcu i smutkiem na drugim. Jest punktem pośrednim, punktem transcendencji. Ma w sobie głębię smutku i wysokość radości, jedno i drugie. Radość ma wysokość, ale nie ma głębi, zaś smutek ma głębię, głębię otchłani, ale nie ma szczytu. Błogość ma i wysokość radości i głębię smutku, dlatego wykracza ponad jedno i drugie. Tylko punkt pośredni może być totalną transcendencją tych dwóch ekstremów.

Te trzy określenia, sat-chit-anand, są granicą - jest to najwięcej, co można powiedzieć, i najmniej, czego można doświadczyć. Jest to ostatnia rzecz, którą można wyrazić, i granica, od której można wskoczyć w to, co niewyrażalne. To nie jest koniec. Jest to ledwie początek.

Sat-chit-anand to tylko pewne wyrażenie, nie rzeczywistość. Jeśli o tym pamiętasz, żadnej szkody nie będzie. Ale umysł zapomina, a potem wyrażenie sat-chit-anand staje się rzeczywistością. Tworzymy wokół niego teorie, doktryny, i umysł staje się zamknięty. Wtedy nie ma przeskoku. To stało się w Indiach. Cała tradycja została upleciona wokół tych trzech słów. Ale rzeczywistość nie jest sat-chit-anand, jest poza tym. Tylko tyle można jej włożyć w słowa. Należy to traktować jako metaforę. Wszelka literatura religijna jest przypowieścią, jest symboliczna. Jest to werbalizacja tego, co ze swej natury jest niewyrażalne.

Nie chciałbym nawet używać słowa sat-chit-anand, bo odkąd umysł wie co ma nastąpić, zaczyna prosić i wymagać. Wtedy domaga się sat-chit-anand, i pojawiają się nauczyciele, którzy zaspokajają tę potrzebę mantrami, technikami, metodami. Każdą potrzebę można zaspokoić, dlatego bzdurna potrzeba będzie zaspokojona absurdami. Wszystkie teologie i wszystkie teorie guru powstają w ten sposób.

Cały czas trzeba być świadomym tego, aby nie czynić z ostatecznego jakiegoś celu, którego trzeba pragnąć. Nie czyń z tego życzenia, albo przedmiotu, który można osiągnąć, albo celu, do którego można zmierzać. To jest tu i teraz! Jeśli staniemy się świadomi, ta eksplozja może nastąpić. Już jest blisko, jest naszym najbliższym sąsiadem, ale my stale pragniemy czegoś odległego. Jest to obok nas, a my wyruszamy na długą pielgrzymkę. Idzie za nami niczym cień, ale my nigdy tego nie widzimy, ponieważ nasze oczy zwrócone są gdzieś daleko.

Życie musi być w istnieniu. Jest takie powiedzenie Lao Tzu: “Szukaj, a utracisz. Nie szukaj, a znajdziesz."

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza