ďťż
Lemur zaprasza
GUSTAW Spolowałem piosenkę! Nie będą się gniewać Myśliwi, że do domu wracam bez zwierzyny. Jak tylko wrócę, zaraz muszę im zaśpiewać.- Lecz gdzież zaszedłem? nigdzie śladu ni drożyny. Hola! jak w kniei głucho - ni trąby, ni strzału. Zbłądziłem - otóż skutek wieszczego zapału! Goniąc muzę, wyszedłem z obławy. - Mróz ciśnie. Trzeba ogień nałożyć; gdy światło zabłyśnie, Nuż jaki spółtowarzysz z myśliwej czeladzi Błądzi jak ja, ten ogień razem nas sprowadzi, Łacniej drogę znajdziemy. O mój przyjacielu! Takich jak ty myśliwych nie znalazłbyś wielu. Oni z lasu nie zwykli spoglądać w obłoki, ˇ Ogarami na piękne polować widoki; Z jednym zawsze zamiarem i z jedyną żądzą, Na ziemi tropią zdobycz - tym lepiej - nie błądzą! Pewnie już z rzeźwym sercem i spoconym czołem Dzienną zabawę kończą za biesiadnym stołem. Każdy chlubi się z przeszłych lub przyszłych zdobyczy; Każdy swe trafne strzały, cudze pudła liczy; Żartują z siebie głośno lub szepcą do ucha; Wszyscy mówią, a jeden stary ojciec słucha. A jeśli się pod koniec uprzykrzyły łowy, Natenczas do sąsiadek - uśmiechy, rozmowy, Czasem strzelecka miłość - wędrowna ptaszyna; Serce przelotem zwiedzi - tak mija godzina, I tydzień, i rok przeszły, - tak bywało wczora, Tak jest dzisiaj i będzie każdego wieczora. Szczęśliwi! - A ja... czemuż nie jestem jak oni? Wyjechaliśmy razem - cóż mię w pole goni? Ach, nie zabawy ścigam - uciekam od nudy; Nie rozkosze myśliwskie lubię - ale trudy. Ze się myśl, a przynajmniej że się miejsce zmienia, I że tu nikt mojego nie śledzi marzenia, Łez pustych, które nie wiem, skąd w oczach zaświecą, Westchnień bez celu, które nie wiem, kędy lecą. Nie do sąsiadek pewnie! na wiatry, na gaje, Ku marzeniom!.. Myśl dziwna! Zawsze mi się zdaje, Że ktoś łzy moje widzi i słyszy westchnienia, I wiecznie około mnie krąży na kształt cienia. Ileż razy w dzień cichy szeleszczą na łące Jakoby nimfy jakiejś stopki latające; Spojrzę: chwieją się kwiaty i podnoszą głowy, Jakby z lekka trącone. - Nieraz śród alkowy Samotny książkę czytam; książka z rąk wypadła, Spojrzałem i mignęła naprzeciw zwierciadła Lekka postać, szepnęła jej powietrzna szata. Nieraz dumałem w nocy; gdy się myśl rozlata, Wzdycham, i coś westchnieniem dawało znak życia, Serce biło i czułem drugie serca bicia, Słowo nawet częstokroć, niewyraźnie, głucho, Jak przelot nocnej muszki pogłaska mi ucho!... Zasnąłem we mgle jasnej; z góry i z daleka Coś błyszczy, choć widocznych kształtów nie obleka; I czuję promień oczu i uśmiech oblicza! Gdzież jesteś, samotności córo tajemnicza? Niechaj się twój duch uwieńczy Choćby marnym, nikłym ciałem; Okryj się choć rąbkiem tęczy Lub jasnym źródła kryształem! Niechaj twojej blask obsłony Długo, długo w oczach stoi! Niech twych ust rajskimi tony Długo, długo słuch się poi! Świeć mi, słońca niech źrenica Olsnie marz[ąc] twoje lica; Piej, syreno! w lubych głosach Usnę, marzyć o niebiosach! Ach, gdzie cię szukać? - od ludzi ucieknę, Ach, bądź ty ze mną, świata się wyrzeknę! |