ďťż

12

Lemur zaprasza

- Niech będzie pochwalony!
- Na wieki wieków! - odpowiedzieli chórem ławnicy.
- A wy tu czego chceta? - spytał groźnie wójt, który zrazu zmieszał się, ale już przyszedł do siebie. - Sprawę jaką mata?
Pobiliśta się czy co?
Nadspodziewanie pan pisarz wtrącił:
- Dajcie im mówić.
Rzepa zaczął:.
- Jelemożny sądzie... A niech to najjaśniejsze...
- Cichaj! Cichaj! - przerwała kobieta - dajże mnie mówić, a ty cicho siedź.
To rzekłszy obtarta fartuchem łzy i nos i głosem drgającym poczęła opowiadać całą sprawę. Ach! ale gdzież to ona przyszła?
Oto przyszła na skargę na wójta i na pisarza: przed... wójta i pisarza. "Wzięli go - mówiła - obiecowali mu las, byle podpisał, to i podpisał. Dali mu pięćdziesiąt rubli, a on był pijany i nie wiedział, że zaprzedaje dolę swoją i moją, i dzieciaka. Pijany był, wielmożny sądzie, pijany jak nieboskie stworzenie - mówiła dalej już z płaczem. - Toć pijany nie wie, co robi, toć i w sądzie, jak kto po pijanemu przeskrobie, to mu folgują, bo powiadają: nie wiedział, co robił. Na miłosierdzie boże! a toć trzeźwy człowiek nie sprzedałby za pięćdziesiąt rubli doli swojej! Oj! ulitujta wy się nade mną i nad nim, i nad dzieckiem niewinnym! W co ja się obrócę, nieszczęśliwa, sama samiuteńka na świecie
bez niego, bez "nieboracyska" mojego! Oj, Bóg wam za to da szczęście i zapłaci wam za biedaków!"
Tu łkanie przerwało jej dalsze słowa. Rzepa także płakał i wycierał co chwila nos w palce. Ławnicy posowieli i spoglądali jeden na drugiego, to znów na pisarza i wójta, nie wiedząc, co czynić.
Aż Rzepowa znowu zebrała się z głosem i tak mówić poczęła:
- Chłoposko chodzi jak struty. "Ciebie, powiada, zabiję, dzieciaka zgładzę, chałupę spalę, a powiada, nie pójdę i nie pójdę." A cóżem ja winna, nieboga? albo i dzieciak? On już ani do gospodarstwa, ani do kosy, ani do siekiery, ino siedzi w izbie i wzdycha, i wzdycha, ale ja sądu czekałam; toć wy, ludzie, macie Boga w sercu i na naszą krzywdę nie pozwolicie. Jezusie Nazareński, o Matko Boska Częstochowska! przyczyńże Ty się, przyczyń za nami!...
Przez chwilę słychać znów było tylko szlochanie Rzepowej, na koniec stary jeden ławnik mruknął:
- A, dyć to nieładno człeka upoić i zaprzedać
- Bo i nieładno! - odpowiedzieli inni.
- Niech was Bóg i Przenajświętsza Jego Rodzicielka błogosławi - zawołała klękając w progu Rzepowa.
Wójt zasromał się, nie mniej markotny był i ławnik Gomuła; obaj zaś spoglądali na pisarza, który dłubał w nosie, ale gdy Rzepowa skończyła, przestał dłubać w nosie i rzeki do mruczących ławników:
- Jesteście durnie!
Nastała cisza, jak makiem siał, pisarz mówił dalej:
- Wyraźnie stoi napisane, że kto się będzie wtrącał do dobrowolnego kontraktu, będzie sądzony morskim sądem, a czy wiecie, durnie, co to jest morski sąd? Wy tego, durnie, nie wiecie, morski sąd to jest...
Tu wydobył chustkę i utarł nos, w którym przez ten czas nagromadziło się sporo materiału, potem głosem zimnym i urzędowym tak dalej swoją rzecz prowadził:
- Który, kpie jeden z drugim, nie wiesz, co jest morski sąd, to wsadź tylko nos w taką sprawę, a poznasz, co to jest morski sąd, aż cię siódma skóra zaboli. Jak się ochotnik znajdzie za popisowego, to tobie jednemu z drugim wtrącać się do nich wara.
Ugoda podpisana, świadkowie są, i szabas! To się rozumie w konstytucji, w jurysprudencji " i w prawie pierwszego zwodu " komisji najwyższej do spraw włościańskich, a nie wierzysz, to patrz w procedurze i w zsyłkach. A jeśli i piją przy tym, to i cóż? Albo to wy nie pijecie, durnie, zawsze i wszędzie?
Gdyby sama sprawiedliwość z wagą w jednym, a gołym mieczem w drugim ręku wylazła zza wójtowskiego pieca i stanęła nagle między ławnikami, nie byłaby ich więcej przestraszyła jak ten morski sąd, konstytucje, jurysprudencje, procedury i zsyłki. Przez chwilę panowało głuche milczenie i dopiero po niejakim czasie ozwał się Gomuła cichym głosem na który obejrzeli się wszyscy, jakby zdziwieni jego śmiałością:
- Dyć prawda! konie sprzedasz, napijesz się; wołu sprzedasz, też; świnie, też. To już taki obyczaj.
Toćwa napiliśmy się i wtedy ino wedle obyczaju - wtrącił wójt.
A potem ławnicy śmielej zwrócili się do Rzepy:
- Cóż, kiejś sobie piwa nawarzył, to go pij.
- Albo to tobie sześć lat? Albo ty nie wiesz, co robisz?
- Łba ci przecięć nie urwą.
- A jak pójdziesz do wojska, to se do dom możesz parobka nająć: on cię ta zastąpi i przy chałupie, i przy kobiecie.
Wesołość poczęła ogarniać z wolna zgromadzenie.
Nagle pisarz znowu otworzył usta: uciszyło się wszystko.
- Ale wy nie wiecie - mówił - w co wam się wtrącać, a czego nie tykać. W to, że Rzepa groził żonie i dzieciakowi, w to, że obiecywał spalić własną chałupę, w to wy się wtrącać możecie i takiej rzeczy płazem nie puścić. Kiedy Rzepowa przyszła na skargę, niechże od sądu bez sprawiedliwości nie odchodzi.
- Nieprawda! nieprawda! - zawołała z rozpaczą Rzepowa - ja się nie skarżyłam, ja ta nigdy żadny krzywdy od niego nie doznałam. O! Jezusie, o rany słodkie Boga żywego, chyba się świat już skończył!
Ale sąd się zagaił i bezpośrednim jego rezultatem było, że Rzepowie nie tylko nic nie wskórali, ale jeszcze sąd, w słusznej troskliwości tak o porządek publiczny, jako i o całość Rzepowej, postanowił ją ubezpieczyć przez zamknięcie Rzepy w chlewku na dwa dni. Żeby zaś na przyszłość podobne myśli nie przychodziły mu do głowy, postanowionym było przy tym, żeby na kancelarię zapłacił rubli srebrem dwa kopiejek pięćdziesiąt.
Ale Rzepa rzucił się jak wściekły i krzyknął, że do chlewka nie pójdzie; co zaś do kancelaryjnego, to nie dwa, ale pięćdziesiąt rubli wziętych od wójta rzucił na ziemię wołając: "Niech je se ta bierze, kto chce!" Zaczął się rozgardiasz straszny. Stójka wpadł i dalej Rzepę ciągnąć; Rzepa go pięścią, on Rzepę za łeb; Rzepowa w krzyk, aż jeden z ławników wziął ją za kark i wyrzucił za drzwi dawszy pięścią w krzyż na drogę, inni zaś pomogli stójce zaciągnąć Rzepę za kołtuny do chlewka.
Pisarz tymczasem zapisał: "Od Wawrzona Rzepy rs. 1 kop. 25 na kancelarię."
Rzepowa szła do pustej chałupy prawie bez przytomności. Nie widziała nic przed sobą i co kamień, to się o niego potknęła, a ręce łamała nad głową, a zawodziła:
- Oo! oo! oo!
Wójt, że to miał serce dobre, wiec idąc z wolna z Gomułą ku karczmie rzekł:
- Mnie ta cosik tej baby żal. Albo im dołożę jeszcze ćwiartczynę grochu, albo co?
Tymczasem stary ławnik, ten sam, który ujmował się za Rzepową, mówił do drugich:
- A ja wam pojedam, żeby ino panowie na sądy chodzywali, to by takich rzeczy się nie działo.
To rzekłszy siadł na wóz, machnął biczem i pojechał - bo on nie był z Baraniej Głowy.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza