ďťż

203

Lemur zaprasza

Spis
Treści /

PODNOSZENIE KUNDALINI

Nie wiem dlaczego tu przybyliście. Być może wy także tego nie wiecie, ponieważ większość z nas żyje tak, że poznanie dlaczego żyjemy, dokąd zmierzamy i dlaczego tam zmierzamy, staje się niemożliwe.

Przeżywamy całe życie nie zadając tych pytań, nie zaskoczyłoby mnie więc, gdyby większość z was przybyła tu nie wiedząc czemu przybywa. Może niektórzy przybyli świadomie, ale jest to mało prawdopodobne. Wszyscy działamy, słuchamy i patrzymy w takim hipnotycznym śnie, że nie widzimy tego, co jest, nie słyszymy tego, co jest mówione i nie potrafimy doznać tego, co otacza nas ze wszystkich stron, co jest w nas i poza nami.

Dlatego najprawdopodobniej wszyscy przybyliście tu nieświadomie.

Nie wiemy dlaczego żyjemy, nie zdajemy sobie sprawy z własnej karmy, nie zauważamy nawet własnego oddechu. Ale ja doskonale wiem dlaczego przyszedłem, i o tym właśnie chciałbym dziś mówić.

Ludzkie poszukiwanie prawdy trwa wiele żywotów. Po nie kończących się narodzinach człowiek ma przebłysk tego, co możemy nazwać błogością, shanti pokojem, Prawdą, Bogiem, mokshą, wyzwoleniem, albo nirvaną, jak tylko chcemy, choć nie ma słowa oddającego to doświadczenie. Dostępuje się go po wielu żywotach, a ci, którzy go szukają, myślą, że gdy je odnajdą, doznają ulgi. Ci, którym się udało je odnaleźć, odkrywają że ten sukces jest ledwie początkiem nowego wysiłku i nie ma mowy o żadnej uldze.

To, co do wczoraj zdawało się być pogonią za osiągnięciem, teraz staje się pogonią za rozdawaniem tego, co zostało osiągnięte. Dlatego Budda zjawia się u naszych drzwi, a Mahavir i Jezus tak bardzo chcą nam przekazać swoje posłanie. Prawda odnaleziona daje życie nowej pracy. W istocie rzeczy o cokolwiek w życiu warto się starać, daje nam to tyle samo przyjemności podczas osiągania, jak podczas rozdawania. Błogość rozdawania jest wielokrotnie głębsza od błogości doznawanej podczas osiągania. Kto tego doświadcza staje się poruszony niczym kwiat, który musi rozsyłać swój aromat, jak chmura która musi opaść deszczem, czy jak grzywy fal, które muszą uderzyć o brzeg. Podobnie przeznaczeniem tego, co zostaje osiągnięte, jest bycie rozdanym i rozproszonym. To prana, wyzwolona dusza tak bardzo pragnie się powiększać.

Wiem, co mnie tu sprowadziło. Jeśli zdołamy gdzieś się spotkać, jeśli powody twojego przybycia i mojego będą identyczne, nasza obecność tutaj może mieć znaczenie. Często jednak stwierdzamy, że nasze ścieżki krzyżują się, a my się nie spotykamy. Jeśli więc nie przybyłeś tu z tego samego powodu co ja, będziemy blisko siebie fizycznie, ale nie spotkamy się.

Chciałbym, byście zobaczyli to, co ja widzę w tej chwili. Naprawdę jestem zaskoczony, że nie zauważacie tego, co jest takie bliskie.

Wiele razy zdaje mi się, że świadomie zamykacie oczy. Nie chcecie widzieć. Jak inaczej mogłoby uciec waszej uwadze coś tak bliskiego?

Jezus tyle razy mówił, że ludzie mają oczy, ale nie widzą, mają uszy, ale nie słyszą. Nie tylko głusi są głusi, a ślepi są ślepi. Ci, którzy mają oczy i uszy także są ślepi i głusi.

Boskość jest tak blisko, a nie można jej zobaczyć! Tak blisko, a nie można jej usłyszeć! Otacza nas ze wszystkich stron, a nie można jej dotknąć! Dlaczego? Może jest to trudne, ale nie niemożliwe. Wiele się mówi w tym świecie o Bogu, powiadają, że ogromna jest błogość doznawana przez poszukującego, któremu się udało. Wiele jest shastr, doktryn, tylu ludzi modli się i śpiewa w świątyniach bhajany, pieśni duchowe. Mimo to wygląda na to, że ci ludzie nie doświadczają Boskości. Wydaje się, że On jest dla nas niewidzialny, wydaje się, że nie możemy Go usłyszeć, wydaje się, że nie słyszymy bicia Jego serca w naszym oddechu. Wygląda to tak, jakby wszystko to było jedynie mową, tylko mową i mową i niczym więcej, tylko mową.

Ciągle mówimy o Bogu, bo myślimy, że możemy Go nie doświadczyć. Sądzimy, że możemy Go spotkać tylko o Nim mówiąc.

Jeśli przez wiele żywotów głusi ludzie mówić będą o nutach i melodiach, zaś ślepi mówić będą o świetle, niczego nie zyskają.

Mówienie prowadzi tylko do iluzji, że ci ludzie nie są głusi ani ślepi a ślepi mogą dojść do przekonania, że wiedzą czym jest światło.

Świątynie i meczety poświęcone Najwyższemu Istnieniu zdołały stworzyć podobną iluzję. Ci, którzy się wokół nich zbierają i siedzą w ich wnętrzach, ulegają jedynie iluzji.

Możemy najwyżej potwierdzić istnienie Boskości, lecz Jego nie mamy. A to potwierdzenie jest jedynie gadaniem. Jeśli przemowa jest przekonywująca, po prostu uznajemy ją za prawdziwą. Gdy ktoś argumentuje krzykliwie i "dowodzi" istnienia Boga, możemy to uznać i ulec temu. Jeśli ktoś "dowodzi", że Bóg nie istnieje, też to akceptujemy. Ale sama akceptacja nie oznacza poznania. Nawet ślepego człowieka można nakłonić do uznania realności światła, ale to uznanie nie będzie równoważne poznaniu.

Przybyłem tu doskonale zdając sobie sprawę, że to poznanie jest możliwe. Są w nas ośrodki parapsychiczne uśpione; ośrodki, które poznał Krishna i zaczął tańczyć w ekstazie; ośrodki, które poznał Jezus i krzyknął z krzyża: "Ojcze, przebacz im, albowiem nie wiedzą co czynią." Poznał je Mahavir, poznał je też Budda. Jest na pewno taki ośrodek, oko i ucho, który pozostaje w uśpieniu. Przyszedłem tu sprawić, by ośrodki, które są nieprzebudzone, zostały uaktywnione.

Żarówka też emanuje światłem. Jeśli przetniesz przewód, pozostanie nietknięta, ale przestanie świecić. Żarówka, do której nie dochodzi prąd, zapada w ciemność, a tam, gdzie kiedyś było światło, powstaje ciemność. Żarówka jest ta sama, ale przestała działać. Strumień energii przestał dopływać do żarówki. Cóż żarówka może uczynić, skoro strumień energii został zatrzymany?

Jest w nas ośrodek, którym poznajemy to, co nazywane jest Paramatmanem, Najwyższą Jaźnią. Ale nasze życiowe energie nigdy nie docierają do tego ośrodka, dlatego nie jest on aktywny. Jeśli wzrok jest nienaruszony, a oczy nie otrzymują życiowej energii, stają się bezużyteczne.

Znajomi przyprowadzili do mnie młodą dziewczynę, która zakochała się. Kiedy dowiedzieli się o tym jej rodzice, stworzyli mur pomiędzy nią i jej ukochanym. Dotąd nie potrafimy wyobrazić sobie świata, w którym nie wznosilibyśmy murów między dwojgiem zakochanych.

Zbudowali mur i nie pozwalali dziewczynie spotykać się z chłopcem.

Dziewczyna pochodziła z bogatej rodziny. Na dachu jej domu wzniesiono mur, aby zakochani nie mogli się widzieć. W dniu, w którym postawiono mur, dziewczyna nagle oślepła.

Początkowo rodzice byli podejrzliwi. Karali dziewczynę i grozili, że będą ją bić. Groźby jednak nie leczą ślepoty. Zasięgnięto porady okulistów. Ci stwierdzili oni, że oczy są w porządku, dziewczyna jednak nie kłamie: naprawdę nie widzi. Lekarze powiedzieli także, że dziewczyna cierpi na ślepotę psychologiczną i że nic nie mogą zrobić.

Rzeczywiście, energie życia w ciele dziewczyny przestały dochodzić do jej oczu. Energia, która docierała do oczu, zatrzymała się. Choć oczy były nietknięte, energie życia nie docierały do nich.

Dziewczynę przyprowadzono do mnie. Od razu poznałem, co się stało. Spytałem o co chodzi. Powiedziała: "Jeśli moje oczy nie mogą widzieć tego, dla kogo je mam, są bezużyteczne. Lepiej, abym była ślepa. Mój umysł był bardzo zajęty tą jedną myślą, całą ostatnią noc.

Śniłam, że oślepłam, i cieszyłam się, że oślepłam. Jeśli bowiem moim oczom odmówiono przywileju widzenia człowieka, który daje im radość, któremu są przeznaczone, muszą zginąć." Siłą woli spowodowała ślepotę. Energie, które pozwalały jej widzieć, przestały docierać do jej oczu.

W każdym z nas ukryty jest ośrodek, poprzez który rozpoznajemy i poznajemy Boskość, poprzez który mamy przebłysk prawdy, poprzez który nawiązujemy kontakt z pierwotnymi energiami życia, i z którego wypływa muzyka, jakiej żadne zwyczajne instrumenty nie mogą wydobyć. To stąd zaczynamy czuć niewysłowiony aromat, tu znajdujemy drzwi wiodące do tego, co zwane jest mukti, wyzwolenie, gdzie nie ma niewoli, gdzie jest największa wolność, gdzie nie ma granic, jest bezmiar i ogrom nieskończoności, gdzie nie ma dukha, cierpienia, gdzie jest błogość i błogość i błogość i nic innego, tylko błogość. Niestety jednak nasze energie życia nie docierają do tego ośrodka. Coś przeszkadza w ich przepływie.

Konieczne jest zrozumienie tego, bo to, co przez te trzy dni nazywał będę dhyana, medytacją, to próba skierowania energii kundalini do ośrodka, w którym kwiat może rozkwitnąć, lampa może zapłonąć, wewnętrzne oko może się otworzyć, i którym każdy powinien umieć patrzeć. Ale nasienie nie musi przemienić się w drzewo. Każde nasienie może stać się drzewem, ale nie wszystkie nasiona stają się drzewami. Mają potencjał, ale glebę trzeba nawozić, a nasienie zasiać; musi umrzeć, pęknąć, rozsypać się. Drzewo wyrasta tylko z tego nasienia, które chce pęknąć i rozsypać się i samo siebie zatracić.

Jeśli popatrzymy na nasienie położone obok drzewa, trudno nam będzie zrozumieć, jak to maleńkie nasionko mogło stać się tak wielkim drzewem. Wydaje się to niemożliwe. Jak takie małe nasionko może stać się tak wielkim drzewem? Od niepamiętnych czasów mamy te wątpliwości. Stając obok Krishny, mamy to samo poczucie: nigdy nie będziemy kimś takim, jak on! Mówimy: "Ty jesteś Bhagwanem, Boskością, my jesteśmy zwyczajnymi ludźmi, jak więc mamy ciebie naśladować? Ty jesteś avatarem, my jesteśmy zwykłymi ludźmi pełzającymi po ziemi. Nie możemy stać się kimś takim, jak ty." Kiedy przechodzi Budda albo Mahavir, dotykamy ich stóp i powiadamy: "Ty jesteś teerthanker, pomagasz innym przejść z tego świata do tego drugiego, jesteś avatarem, synem Bożym. My jesteśmy zwykłymi ludźmi."

Gdyby nasienie przemówiło do drzewa, także powiedziałoby: "Ty jesteś moim Panem, moim teerthanker, moim avatarem, ja jestem zwykłym nasieniem i dlatego nie mogę być takie, jak ty." Jak nasienie może sobie wyobrazić, że ma w sobie ukryte tak wielkie drzewo?

Jednak to wielkie drzewo było nasieniem, a to, co widzimy dzisiaj, może stać się wielkim drzewem.

Są w nas ukryte nieskończone możliwości. Żadna doktryna nie udowodni ich istnienia jeśli nie zdamy sobie sprawy z istnienia tych nieskończonych możliwości. Nie ufamy temu, co ma przyjść, a zawierzanie temu, co jest nam nieznane, jest czystym oszukiwaniem siebie. Lepiej byłoby powiedzieć, że nie wiemy, czy Bóg istnieje. Ale niektórzy Go poznali. A niektórzy nie tylko Go poznali, ale poznając Go przemienili swoje życie. Wszędzie wokoło nich rozkwitły niebiańskie kwiaty.

Wszystkie religie poprzestają na pujy, rytuałach wielbienia. Jak nowe nasiona mogą rozkwitnąć poprzez samo wielbienie? Bez względu na to, jak bardzo rzeka będzie wielbić ocean, nigdy nie powiększy się do jego rozmiarów i nie stanie się oceanem. Obojętne, jak bardzo jajko będzie wielbiło ptaka, nigdy nie będzie machać skrzydłami w bezkresie nieba. Jajko musi pęknąć. A gdy ptak wydobywa się ze skorupki, robi to bez pewności siebie. Widząc inne ptaki unoszące się na niebie, nie wierzy, że może dokonać tego samego. Siedząc na skraju gałęzi, zbiera odwagę. Rodzice latają i wypychają pisklę w powietrze, ale jego pióra i łapki drżą. Jak ktoś, kto nigdy nie latał, ma uwierzyć, że jego skrzydła będą unosić go w niebiosa i że on także zdoła wyruszyć w tę podróż w nieskończoność i w nieznane? Ale ja wiem, że wy także któregoś z tych trzech dni siądziecie na skraju gałęzi. Obojętne, jak głośno będę krzyczał i zachęcał was do dokonania tego skoku, do lotu, siedząc na skraju gałęzi nie zaufacie sobie, nie macie pewności siebie. Jak skrzydła, które nigdy nie latały, mają uwierzyć, że mogą tego dokonać? Ponieważ jednak nie ma innej możliwości, trzeba wskoczyć w ciemność.

Rację ma ten, kto ucząc się pływać, zastanawia się: "Jak mam wejść do rzeki nie umiejąc pływać?" Jak ma wejść do rzeki, skoro nie umie pływać? Jego nauczyciel powie: "Jak chcesz opanować sztukę pływania nie wchodząc do rzeki?" Rozmowy na brzegu rzeki mogą trwać w nieskończoność. Jakie jest rozwiązanie? Nauczyciel powie: "Skacz!" Jak chcesz nauczyć się pływać nie wchodząc do rzeki?

Nauka zaczyna się tak naprawdę wraz z wejściem ucznia do rzeki.

Każdy umie pływać. Nie musimy się tego uczyć. Gdy się nauczymy, zdamy sobie sprawę, że pływania się nie uczy, że umiemy pływać, nie wiemy tylko jak pływać poprawnie. Z drżeniem nóg wchodząc do wody, uczymy się techniki. Na początku machamy chaotycznie rękami i nogami, potem robimy to sprawniej. Wszyscy wiemy jak się macha rękami i nogami. Dopiero po wejściu do rzeki uczymy się poruszać nimi umiejętnie. Dlatego ci, którzy wiedzą, twierdzą, że pływania się nie uczy, że jest to pamięć i przypominanie.

Dlatego ci, którzy wiedzą, mówią, że doświadczenie Najwyższej Jaźni jest przypomnieniem, nie przeżyciem, w którym się "uczymy".

Przyjdzie dzień, gdy krzykniemy: "To jest pływanie! Już umieliśmy machać rękami i nogami. To machanie rękami i nogami nie miało nic wspólnego z nauką tej umiejętności w rzece. Nigdy nie zebraliśmy dość odwagi, staliśmy na brzegu. Musimy wskoczyć do rzeki." Praca zaczyna się od chwili wskoczenia do rzeki.

Ośrodek, o którym mówię, ukryty jest w umyśle. Psycholog powie, że tylko niewielka część umysłu jest aktywna, a większa jego część nie działa. Trudno ocenić, co jest ukryte w tej większej części. W gruncie rzeczy nawet u wielkich geniuszy świata funkcjonuje jedynie bardzo mała część umysłu.

Ośrodek zwany wewnętrznym okiem znajduje się w umyśle. Jest on ukryty, lecz gdy zostanie ujawniony, zaczniemy widzieć inne oblicza życia. Materia zniknie, odsłoni się Boskość. Wraz ze zniknięciem Formy, pojawi się To, Co Jest Bez Formy. Śmierć stanie się niczym, otworzą się drzwi do eliksiru życia. Ale ośrodek, który umożliwia nam widzenie, nie jest aktywny. Jak mamy go pobudzić?

Powiedziałem, że kiedy prąd nie dociera do żarówki, nie emituje ona światła. Jeśli podłączymy prąd, żarówka przebudzi się. Czekała, aż prąd do niej dotrze. Nawet gdy prąd będzie płynął, światło się nie pojawi. Potrzeba takiej żarówki, w której prąd może się przejawić.

Wszyscy mamy w sobie strumień życia, ale on się nie przejawia. Pozostaje w ukryciu dopóty, dopóki nie dotrze do ośrodka, w którym jego przejawienie się jest możliwe.

Żyjemy jedynie symbolicznie. Czy samo oddychanie nazwiesz życiem? Czy trawienie pokarmu nazwiesz życiem? Czy spanie nocą i wstawanie o poranku jest życiem? Czy dorastanie, a potem starzenie się, nazwiesz życiem? Czy rodzenie się i umieranie w takim samym stanie oraz pozostawianie po sobie synów i córek jest życiem? Nie, bo równie dobrze mogą to robić maszyny; nie dziś, to jutro, dzieci będą rodzić się z probówki. Dzieciństwo, młodość i wiek są procesami niezwykle mechanicznymi. Maszyna też osiąga młodość i starzeje się.

Kupując zegarek mamy gwarancję, że będzie działał bez zarzutu przez dziesięć lat. Dojrzewa, potem starzeje się, w końcu umiera. Wszystkie maszyny rodzą się, dorastają i umierają. To, co nazywasz życiem, nie jest niczym więcej, jak tylko mechanicznym procesem.

Jeśli żarówka nie zda sobie sprawy z istnienia prądu, obecny stan uzna za życie. Powieje wiatr i popchnie ją, a ona wykrzyknie: "Żyję pełnią życia, poruszam się." Śmierć żarówka uzna za życie. Gdyby miała dar mowy, powiedziałaby, że nadszedł dzień, gdy pierwszy raz otrzymała prąd elektryczny. Żarówka wykrzyknęłaby: "Nie da się tego opisać! Nie wiem, co to jest. Wypełniała mnie nieprzenikniona ciemność, teraz wszystko emanuje i płyną ze mnie promienie światła, i rozlewam się wszędzie wokoło." Jak zareaguje nasienie stające się drzewem? Powie: "Nie wiem, co się stało. Nie mogę tego opisać. Byłem jedynie nasionkiem, a teraz nie wiem, co się ze mną stało. I równie trudno jest mi powiedzieć, że byłem tylko narzędziem, by ta zmiana mogła nastąpić."

Ci, którzy poznali Boskość, nie mówią, że poznali. Mówią tylko, że "nie ma oczywistego związku między tym, co było przedtem, i tym, z czego zdaliśmy sobie sprawę. Byliśmy zanurzeni w ciemnościach, lecz teraz jesteśmy w świetle. Byliśmy cierniami, staliśmy się kwiatami. Zamarzaliśmy na śmierć, teraz płynie w nas życie. Nie, niczego nie stworzyliśmy." Ci, którzy dostąpili urzeczywistnienia, powiedzą: "Wszystko to Jego łaska. Wszystko czego dostąpiliśmy, stało się dzięki Jego łasce, nie wskutek naszych działań." Nie znaczy to jednak, że nie było żadnych działań.

Uświadamiając sobie swą Jaźń, czujemy, że wszystko stało się dzięki Jego łasce. Aby dotrzeć do momentu otrzymania łaski trzeba jednak wyruszyć w podróż pociągającą za sobą wielki wysiłek. Na czym polega ten wysiłek? W pewnym sensie jest to bardzo mały wysiłek, w innym – wielki. Wysiłek jest mały, bo wewnętrzne centrum nie jest odległe; miejsce, w którym zbierana jest energia, nie jest odległe od tego miejsca, skąd patrzą oczy pozwalające nam widzieć życie we właściwej perspektywie. Odległość między nimi wynosi najwyżej sześćdziesiąt do dziewięćdziesięciu centymetrów, nie więcej.

Ponieważ mamy od stu pięćdziesięciu do stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu, cały obszar naszego życia zamyka się w odległości od stu pięćdziesięciu do stu osiemdziesięciu centymetrów.

Miejsce, w którym zbierają się energie życia, bliskie jest ośrodkowi seksu i wygląda jak kunda, zbiornik wody. Ta energia nazywana jest kundalini, gdyż przypomina mały zbiornik wody. Nazywana jest tak, bo przypomina śpiącego, zwiniętego węża. Jeśli widziałeś śpiącego węża, na pewno byt zwinięty w spiralę, a głowę miał na wierzchu.

Kiedy zbudzisz śpiącego węża, głowa zostanie uniesiona, a zwoje się rozwiną i wąż rozwinie swoje ciało i podniesie głowę. Energia ta nazywana jest kundalini także dlatego, że mieści się dokładnie przy ośrodku seksu, gdzie znajduje się kunda energii przypominający wyglądem nasienie.

Należy pamiętać, że ta niewielka przyjemność, jaką czerpiemy z aktu seksualnego, nie jest tak naprawdę przyjemnością powstałą w seksie, ale wibracją w kunda energii życia. Śpiący wąż został lekko podrażniony, a my zaczynamy widzieć przyjemności seksualne jako rzeczywiste przyjemności życia. Ani odrobinę nie zdajemy sobie sprawy z tego, co moglibyśmy poznać, gdyby przebudzony został cały wąż, a jego głowa, po przejściu przez wszystkie poziomy psyche, dotarła do ośrodka parapsychicznego w mózgu.

Wszyscy jesteśmy w pierwszym etapie życia. Istnieją też inne etapy, które prowadzą do Najwyższej Jaźni. Odległość stu pięćdziesięciu do stu osiemdziesięciu centymetrów w naszym wnętrzu jest w pewnym sensie bardzo wielka. Jest to odległość między naturą i Bogiem, materią i duchem, przebudzeniem i snem, śmiercią i eliksirem życia.

Ta odległość jest więc i wielka i mała, ale my mamy możliwość podążania do naszego wnętrza.

Przebudzenie drzemiących w nas energii jest równie niebezpieczne jak przebudzenie węża. W gruncie rzeczy, przebudzenie węża nie musi być niebezpieczne, tym bardziej, że dziewięćdziesiąt siedem procent wszystkich węży to gatunki niejadowite, można je więc spokojnie drażnić. A jeśli ktoś umrze od ukąszenia niejadowitego węża, umrze nie od ukąszenia, ale dlatego, że uwierzył, że do ciała dostała się trucizna. Dziewięćdziesiąt siedem procent węży nikogo nie może zabić, choć wielu ludzi umiera od ich ukąszenia. Co więcej, przebudzenie węża jadowitego też nie musi być groźne, bo może on najwyżej pozbawić cię ciała. Ale przebudzona kundalini shakti, siła, o której mówię, jest "niebezpieczna". Nic nie jest bardziej niebezpieczne. Na czym polega to niebezpieczeństwo? Jest to pewnego rodzaju śmierć. Kiedy budzi się w twoim wnętrzu energia, umrze to, czym byłeś przed jej przebudzeniem, zrodzi się w tobie zupełnie nowy człowiek, człowiek, którym nigdy nie byłeś.

Oto jest niebezpieczeństwo nie pozwalające ludziom stać się osobami duchowymi. Jest to taki sam lęk przed śmiercią, jak lęk sprawiający, że nasienie pozostaje nasieniem. Dla nasienia największym niebezpieczeństwem jest upadek na ziemię, otrzymanie nawozu i wody, śmierć. Największym niebezpieczeństwem dla jajka jest pęknięcie skorupki i ucieczka ptaka do wolności niebios. Jajko musi umrzeć; my też jesteśmy w początkowej fazie czegoś, co dopiero ma nastąpić. Dla nas jajko jest wszystkim. Trzymamy się go kurczowo.

Kiedy shakti zacznie się w tobie podnosić, znikniesz. Nic cię nie może ocalić. W tym przestrachu zdarza się coś, co Kabir tak pięknie przedstawia w takim oto dwuwierszu: Kto głęboko nurkuje, znajduje.

A ja, idiota, wybrałem się na poszukiwanie siedząc na brzegu rzeki.

Ktoś zapytał go, czemu siedział. Kabir rzekł: "Kto wybrał się na poszukiwania, nurkował głęboko w wodzie i znajdywał, a ja, idiota, usiadłem na brzegu rzeki, ponieważ bałem się, że utonę."

Ci, którzy poszukiwali, czynili to na głębokich wodach. Potrzebna jest gotowość utonięcia, doświadczenia unicestwienia. Krótko mówiąc, musimy być gotowi na śmierć. Kto boi się utonąć, rzecz jasna, zostanie ocalony, ale przypominał będzie jajko, nie ptaka wędrującego po firmamencie nieba. Kto boi się utonąć, zostanie, rzecz jasna, ocalony, ale przypominał będzie nasienie, a nie drzewo, w cieniu którego mogą odpoczywać tysiące ludzi.

Czy warto żyć jak nasienie? Żadna śmierć nie jest gorsza niż życie nasienia. Twierdzę, że to jest tym wielkim niebezpieczeństwem: dziś jesteśmy czymś innym niż wczoraj. Gdy energia zostanie pobudzona, całkowicie nas przemieni. Nowe ośrodki zostaną przebudzone, powstanie nowy człowiek, przeżyjemy coś nowego, wszystko będzie nowe. Jeśli chcesz być gotowy na powitanie nowego, musisz mieć odwagę porzucenia tego, co stare. Ale stare tak mocno nas ograniczyło i uwięziło, że ta energia nie zostaje przebudzona. Podróż do Boskości jest w istocie rzeczy podróżą do braku poczucia bezpieczeństwa. Kwiat życia i piękna rozkwita w braku poczucia bezpieczeństwa. Pozwólcie więc, że opowiem o paru istotnych i o paru mniej istotnych aspektach tej podróży.

Przede wszystkim, gdy spotkamy się tutaj jutro i przystąpimy do przebudzania tej energii, mam nadzieję, że włożycie w ten proces całych siebie. Nie jest to gra o małą stawkę. Kto ryzykuje najwięcej, zyskuje najwięcej. Drobina powstrzymanej energii sprawi, że przegapicie cel, bo żadne nasienie, które choć cząstkę swego istnienia wstrzyma przed rozkwitem, nie może mieć nadziei na stanie się drzewem. Jeśli nasienie umiera, umiera totalnie. A jeśli przetrwa, żyje totalnie. Śmierć częściowa nie istnieje. Jeśli nie uda ci się zaryzykować wszystkim, co masz, twoja praca pójdzie na marne.

Bardzo często niewielka oszczędność powoduje utratę wszystkiego.

Podobno gdy odkryto kopalnie złota w Kolorado, cała Ameryka tam przyjeżdżała. Ludziom mówiono, że gdzie kupią działkę ziemi, znajdą złoto. I ludzie tak robili. Pewien multimilioner sprzedał wszystkie dobra i kupił całe wzgórze. Sprowadzono olbrzymie maszyny, które miały kopać złoto. Drobniejsi ludzie, którzy kupowali małe działki, tak samo byli zajęci poszukiwaniem cennego metalu, ale milioner sprowadził do tego wielkie maszyny.

Zaczęło się właściwe kopanie, lecz nigdzie nie znajdywano złota.

Wieści rozchodziły się w oka mgnieniu, a milioner tracił spokój, bo wszystko postawił na jedną kartę. Powiedział rodzinie, że kompletnie zbankrutowali. Zastawił wszystko, co miał, a złota nie było widać.

Dał ogłoszenie, że sprzeda cale wzgórze razem ze wszystkimi maszynami i przyrządami służącymi do kopania. Rodzina pytała: "Kto je kupi? Wszyscy wiedzą, że to wzgórze jest puste i że zmarnowałeś miliony. Tylko szaleniec kupi to wzgórze."

Multimilioner twierdził, że na pewno znajdzie się szaleniec, który to zrobi. W końcu znaleziono kupca. Sprzedający czuł, że powinien ostrzec klienta, aby nie był tak szalony, żeby kupować to wzgórze. Nie mógł jednak zebrać dość odwagi, aby go przestrzec, co by się bowiem stało, gdyby wzgórze nie zostało sprzedane? I tak pozbył się tego wzgórza.

Kiedy umowa została zawarta, powiedział kupującemu: "Jesteś dziwakiem. Czy nie zdajesz sobie sprawy z tego, że pozbywam się tego wzgórza, ponieważ mnie ono zrujnowało?" Kupujący odrzekł, że życie jest nieznane i może on znajdzie złoto tam, gdzie milionerowi się nie udało. Jak milioner mógł twierdzić, że złota nie było, skoro nie wykorzystał wszystkich swoich możliwości? Milioner musiał uznać prawdziwość wypowiedzi swego klienta.

Zdarzyło się to, czego się nie spodziewano. Zaczęto kopać o trzydzieści centymetrów głębiej. Multimilioner, który miał powody do żalu, gdy odkryto, że złota nie ma, miał teraz podwójne powody do opłakiwania swego losu. Wszyscy byli zdumieni odkryciem, całe wzgórze okazało się być bryłą złota.

Multimilioner odwiedził dawnego klienta i rzekł: "Jakie masz szczęście!" Ten odrzekł: "To nie szczęście. Po prostu ty nie zrobiłeś wszystkiego, co mogłeś. Odwróciłeś się od tego wzgórza, bo miałeś dość kopania. Powinieneś byt kopać jeszcze odrobinę głębiej."

Podobne wydarzenia zdarzają się w naszym życiu codziennie. Znam niezliczoną ilość mężczyzn i kobiet próbujących dokopać się do Boskości. Nie kopią z całych sił, wracają więc rozczarowani. Ich rozczarowanie jest skutkiem powierzchownego kopania. Czasem przegapiają dosłownie o cal. Odwracają się zanim zdążą przebyć tę odległość jednego cala. Wiele razy widziałem poszukujących wracających wtedy, gdy byli u progu sukcesu.

Trzeba więc pamiętać, że niczego nie wolno powstrzymywać. Cóż cenniejszego można kupić niż Boskość? Większość z nas skąpi nawet w sprawach Boskich, gdy skąpstwo nic nie daje. U drzwi Boskości nie ma miejsca dla ludzi z zamkniętymi dłońmi. Tam trzeba wszystko postawić na jedną kartę. Rzecz nie w tym, że mamy niewiele, czym moglibyśmy ryzykować. Nie chodzi o to, co posiadamy. Chodzi raczej o to, czy daliśmy, czy nie daliśmy tego wszystkiego, bo gdy wszystko zostanie oddane, człowiek dociera do siedziby tej energii, do miejsca z którego zaczyna się ona podnosić. Dlaczego tak bardzo podkreślamy ryzykowanie wszystkim, co mamy? Kiedy włożymy siebie z całych naszych sił, wtedy i tylko wtedy, ta zebrana w zbiorniku energia ma potrzebę podniesienia się – nigdy wcześniej.

Dopóki pozostaje w nas jakaś energia, korzystamy z niej. Zapasy energii wykorzystujemy dopiero wtedy, gdy nie mamy żadnej innej energii. Ten ośrodek budzi się dopiero wtedy, gdy zrobimy wszystko, co tylko możemy. Dopiero wtedy, gdy wszystkie inne energie zostaną zupełnie wyczerpane, czujemy potrzebę korzystania z tego źródła. W innych sytuacjach nie korzystamy z niego.

Poproszę cię, abyś pobiegł i ty zaczniesz biec. Potem powiem ci, byś biegł z całych sił, a ty zaczniesz biec ze wszystkich sił, jakie masz do dyspozycji. Ale zdaje mi się, że gdy myślisz, że wykorzystałeś całą moc, nie zrobiłeś tego. Kiedy jutro będziesz brał udział w zawodach, stwierdzisz, że biegniesz szybciej. Dlaczego? Skąd bierze się ta dodatkowa energia? Wczoraj powiedziałeś, że biegniesz z całych sil.

Dziś zawody spowodowały zwiększenie twojej szybkości. Dziś biegniesz szybciej, ponieważ są zawody.

Nawet wtedy nie wykorzystujesz całej siły. Jutro, gdy ścigał cię będzie ktoś z pistoletem, będziesz biegł szybciej niż kiedykolwiek dotąd. Nie wiedziałeś, że możesz biec tak szybko. Skąd bierze się ta siła? Była w tobie uśpiona. Ale i to też nie wszystko. Twoja szybkość, nawet wtedy, gdy gonił cię człowiek z pistoletem, nie wystarcza. W akcie medytacji powinieneś dać jeszcze więcej. Musisz postawić wszystko, co tylko masz! A kiedy osiągniesz punkt, w którym cała twoja energia życiowa została wykorzystana, stwierdzisz, że nawiązałeś kontakt z jakąś inną siłą, i że jakaś energia wewnątrz ciebie zaczęła się podnosić.

Nagle poczujesz jej przebudzenie. Przypomina to doświadczenie porażenia prądem elektrycznym: jakaś energia wewnątrz nas zaczyna podnosić się od dołu do góry, od ośrodka seksu. Przypomina płonący ogień, a równocześnie jest niezwykle zimna. Przypomina kłucie cierniami ze wszystkich stron, ale jest też tak delikatna jak kwiat. A ty czujesz, jakby coś się podnosiło. A gdy to coś się podnosi, wiele rzeczy może się zdarzyć. Wtedy nie powinieneś się wstrzymywać ani na jedną chwilę. Puść wszystko, bez względu na to, co się zdarzy, jak człowiek płynący z prądem rzeki.

Coś jeszcze: najpierw daj z siebie wszystko, a potem, gdy coś zacznie się dziać w tobie, wszystko puść i daj się unieść, niczym płynąc na powierzchni rzeki. Musisz być gotów pójść wszędzie tam, gdzie ten prąd cię zaprowadzi. Wyzwalanie wszystkich energii następuje tylko do pewnego momentu, a gdy te energie zostaną pobudzone, mamy się odprężyć. Wtedy, ponieważ jesteśmy w większych rękach, o nic nie musimy się martwić. Mamy unosić się na powierzchni wody.

I trzecia sprawa: gdy energie zaczną się podnosić, a wiele rzeczy zacznie dziać się równocześnie, nie trać głowy. To nowe przeżycie na pewno pozbawi cię odwagi. Gdy z łona matki rodzi się dziecko, jest bardzo niespokojne. Psycholodzy twierdzą, że te przeżycia są traumatyczne, niezapomniane, są czymś, od czego nigdy się nie uwolni. Niepokój dziecka zaczyna się od narodzin z łona matki, bo przez dziewięć miesięcy dziecko przebywało w świecie całkowicie bezpiecznym. Niczym się nie przejmowało, nie musiało oddychać, jeść, płakać, śpiewać. W ogóle nic nie musiało robić, miało pełny wypoczynek.

Gdy dziecko wychodzi z łona matki, wkracza w nowy świat. Odtąd pozostaje w pierwszym urazie życia i niepokoju. Dlatego ludzie boją się nowego i chcą kurczowo trzymać się starego. Nasze przeżycia z dzieciństwa wpędzają nas w kłopoty i przypominają, że łono matki było lepszym miejscem. Większość współczesnych wynalazków wzoruje się na łonie matki: poduszki, sofy, samochody, pokoje, wykonywane są tak, by przypominały łono matki. Próbujemy sprawić, by stały się maksymalnie przytulne, ale to się nie udaje. Dlatego to pierwsze przeżycie, to, które zaczyna się naszym wyjściem w świat, jest doświadczeniem niepokoju, niepokoju wywołanego czymś nowym.

Przebudzenie shakti, energii kundalini, jest jeszcze nowszym przeżyciem, ponieważ doświadczenie nowego, jakie mieliśmy podczas narodzin, jest czysto fizyczne. A to obecne dzieje się na planie Atmana, Jaźni. Dlatego są to totalnie nowe narodziny. Tak odrodzonych ludzi nazywamy braminami. Bramin to ten, kto się odrodził, kto jest dwija, dwakroć narodzony.

Gdy shakti budzi się z pełną mocą, człowiek, w którym to następuje, rodzi się powtórnie. W tym odrodzeniu jesteś równocześnie matką i dzieckiem. Dlatego czujesz i bóle narodzin i brak poczucia bezpieczeństwa. Możesz mieć niepokój i być wystraszony. Będziesz doznawał tego samego bólu narodzin, co matka, bo teraz jesteś matką i dzieckiem w jednej osobie. Nie ma tu oddzielnej matki, ani oddzielnego dziecka. Rodzisz się powtórnie, ale dzieje się to w tobie i z ciebie. Te bóle mogą być bardzo ostre.

Wiele razy ludzie krzyczeli, jakby doznając przenikającego bólu, jęczeli. Radzono mi, bym nie pozwolił im na to. Ale oni muszą krzyczeć i jęczeć. Niech tak się dzieje. Tylko oni wiedzą, co dzieje się w ich wnętrzu. Jak kobieta, która nigdy nie doznała bólu porodu, może radzić kobiecie krzyczącej z bólu, aby tego nie robiła? Jak taka kobieta może przestać krzyczeć i jęczeć? Jak można jej mówić, że krzyk jest próżny? Takie bzdury może mówić kobieta, która nigdy nie rodziła. Mężczyźni nigdy nie poznają bólu, jaki kobieta musi przeżyć podczas porodu. Nawet nie mogą sobie tego wyobrazić, bo wykracza to poza ich możliwości. Niemożliwe jest też, aby poznali, czym jest urodzenie dziecka.

W medytacji mężczyźni i kobiety są tacy sami, a w pewnym sensie wszyscy stają się matkami, gdyż rodzi się w nich nowe. Dlatego wstrzymywanie cierpienia i płaczu nie jest konieczne. Nie trzeba wstrzymywać ludzi padających na podłogę, wijących się na ziemi i krzyczących. Niech dzieje się to, co się dzieje. Nie trzeba tego wstrzymywać, wszyscy muszą mieć możliwość swobodnego pójścia za tym poczuciem. A można mieć wiele rozmaitych wewnętrznych doznań. Niektórzy mogą czuć, że lewitują, inni powiększają swoje rozmiary, jeszcze inni się kurczą. Można więc przeżywać wiele różnych nowych doznań, doznań, których nie będę wymieniał.

Wiele może się zdarzyć. Każdy może mieć własne przeżycia i nie powinny one powodować niepokoju czy lęku. A jeśli ktoś chce ze mną porozmawiać, powinien przyjść w południe. O tych doświadczeniach nie należy rozmawiać z innymi. Ta prośba ma uzasadnienie. Powodem jest to, że nasze przeżycia mogą nie być takie, jak przeżycia innych ludzi. A ponieważ inni nie przeżywają tego, co my, po prostu roześmieją się, powiedzą: "To czyste szaleństwo. Niczego takiego nie przeżywam." Każdy sam dla siebie jest miarą. Jeśli ma rację, on ma rację, a nie ktoś inny, jeśli się myli, nikt inny, tylko on się myli. Dlatego taki człowiek albo będzie się z ciebie śmiał, albo sceptycznie stwierdzi, że nie doznaje niczego takiego, jak ty.

Takie przeżycie jest osobiste i subiektywne, nie należy rozmawiać o nim z innymi. Niech mąż nie zdradza tej tajemnicy żonie, bo w tych sprawach żaden człowiek nie jest bliski drugiemu. W medytacji żaden człowiek nie może tak łatwo zrozumieć drugiego. W tym przypadku zrozumienie jest bardzo trudne. Dlatego każdy może stwierdzić, że ktoś jest szalony. Ludzie nazywali Jezusa szalonym, nie ominęło to i Mahavira. Kiedy Mahavir stanął nago na drodze, ludzie musieli nazwać go szalonym. Tylko Mahavir wiedział, co to znaczy być nagim; był szalony.

Dlatego nie powinieneś rozmawiać o tych doświadczeniach z innymi.

Co więcej, gdy tylko przemówisz do innych, nie będą nawet na tyle mądrzy, by zachować milczenie. Zaczną paplać, a cokolwiek powiedzą, będzie to dla ciebie przeszkodą. A ich opinie mogą nawet mieć wpływ na ciebie.

Chciałbym podkreślić, że nie powinieneś rozmawiać z innymi. Jeśli chcesz opowiedzieć o swoich doświadczeniach, przyjdź prosto do mnie.

Przed poranną medytacją nie należy jeść niczego stałego, najwyżej wypić płyny, herbatę czy mleko. Kto może i to pominąć, niech tak zrobi. Efekt medytacji pojawi się łatwiej i szybciej. Rozmowy należy ograniczyć do minimum. Proszę praktykujących o jak najmniej niepotrzebnych rozmów. Najlepiej jest iść do sali medytacyjnej z pustym żołądkiem i w luźnym stroju. Do ciała nie należy niczego przywiązywać. Każdy powinien się wykąpać. Zwłaszcza niczym nie należy obwiązywać się w pasie. Kiedy siedzisz, ubiór powinien luźno okrywać ciało. Ubrania przysparzają ciału wiele kłopotów, stanowią przeszkodę. Kiedy energia zaczyna się podnosić, ubrania na wiele sposobów hamują jej przepływ.

Należy pamiętać o tym, że praktykujący nie powinien mówić na co najmniej pół godziny przed wejściem do sali medytacyjnej. Kto przez te trzy dni może zachować mouna, milczenie, powinien to zrobić. A jeśli ktoś jest w mouna, w milczeniu, nie należy mu przeszkadzać. Im więcej będzie milczących sadhaków, tym lepiej. Jeśli niemożliwa jest zupełna cisza, powinno być jak najmniej rozmów, najwyżej skrótami językowymi. Gdy idziemy nadać telegram, staramy się, aby nie przekraczał on ośmiu słów. Usuwamy słowa z telegramu, dopóki nie pozostaną tylko te najważniejsze, bo za każde słowo w telegramie trzeba zapłacić. Używaj więc tylko tych słów, które są niezbędne.

Podobnie korzystanie z pięciu fizycznych zmysłów powinniśmy ograniczyć do minimum. Używając, na przykład, oczu, spróbuj kierować je w dół, albo ku morzu, albo nawet w niebo, ale nie na ludzi, bo najwięcej skojarzeń w naszych umysłach odnosi się do ludzkich twarzy, nie do drzew, chmur, czy morza. Skieruj tam spojrzenie, a stwierdzisz, że te widoki nie wywołują żadnych myśli.

Ludzkie twarze natychmiast wywołują różnego rodzaju myśli. Wzrok powinien obejmować jedynie odległość półtora metra, a oczy powinny być półprzymknięte. Powinieneś widzieć koniec nosa. I współdziałaj z innymi tak, by i oni mogli jak najmniej widzieć i słyszeć.

Wyłączcie radio i nie czytajcie gazet. Niech zmysły uzyskają tyle odprężenia, ile się tylko da. Jest to potrzebne, pozwoli oszczędzić energię, którą można wykorzystać do medytacji. Jeśli tak się nie stanie, będziesz zupełnie wyczerpany. Większość z nas niemal zupełnie nie ma energii, przypomina puste pojemniki. Przez dwadzieścia cztery godziny pozbywamy się wszystkiego i nic nam nie pozostaje. Cokolwiek pozostanie na ranek po całonocnym śnie, marnujemy na gazety i radio. Nie mamy pojęcia, co oznacza oszczędzanie energii, ile energii można oszczędzić i wykorzystać do medytacji. Pamiętaj, że podczas medytacji należy korzystać ze wszystkich sił. Jeśli nie będziesz oszczędzał energii, z łatwością ulegniesz zmęczeniu.

Niektórzy mówią, że są wyczerpani już po godzinie medytacji. To wyczerpanie nie jest skutkiem medytacji, jest skutkiem naszego ciągłego życia na pograniczu wyczerpania, ciągłego pozbywania się Energii na lewo i prawo. Kiedy podnosimy wzrok, energia też jest użytkowana, tak jak wtedy, gdy podnosimy uszy chcąc słuchać.

Wydatkujemy energię nawet wtedy, gdy myślimy, mówimy, czy robimy cokolwiek. Odrobina energii zachowywana jest w nocy, ponieważ trzeba przestać pracować, ale i jej cząstka jest zużywana na śnienie. Rankiem mamy jeszcze odrobinę własnej energii, czujemy się więc świeżo. Oszczędzaj energię przez trzy dni, abyś mógł całą ją zastosować. Podaję wam tę informację, abym przez te trzy dni nic więcej nie musiał mówić.

Gdy siedzisz, musisz siedzieć w ciszy. Teraz porozumiewam się z wami słowami, ale w trakcie siedzenia będę porozumiewał się z wami za pomocą ciszy. Przyjdźcie tu o trzeciej. Nikt nie powinien zjawić się po godzinie trzeciej, bo jego spóźnienie wyrządziłoby szkodę. Będę siedział przed wami. Co będziecie robić między trzecią i czwartą? Są dwie rzeczy, o których trzeba pamiętać. Po pierwsze, musicie siedzieć w miejscu, z którego będziecie mogli mnie widzieć, choć nie będziecie musieli na mnie patrzeć. Potem zamkniecie oczy. Jeśli wolicie zachować oczy otwarte, możecie to zrobić, ale lepiej je zamknąć.

Przez godzinę będziemy czekać w milczeniu na nieznane. Nie wiemy, kto przyjdzie; czekamy jednak na kogoś. Nie wiemy, co usłyszymy, na pewno coś usłyszymy. Nie wiemy, co zobaczymy; coś zobaczymy.

Trzeba siedzieć w milczeniu, czekając na nieznanego gościa, którego nigdy nie spotkaliście, nigdy nie widzieliście, nigdy nie słyszeliście.

Jeśli macie ochotę położyć się, połóżcie się; jeśli chcecie siedzieć, siedźcie. Przez tę godzinę bądźcie w totalnym przyjmowaniu. Bądźcie bierni, ale czujni i oczekujący. W ciągu tej godziny przekażę wam to, co chcę wam przekazać. Może bycie bez mówienia pozwoli przekazać to, czego słowa nie mogą przekazać.

Wieczorem przez godzinę będę odpowiadał na pytania. W ciągu tych trzech dni spotkamy się dziewięć razy. Od rana musicie dać z siebie wszystko, aby cała wasza siła była wykorzystywana aż do dziewiątego spotkania.

Co masz robić w wolnym czasie? Idź położyć się na plaży i słuchać fal. Kto chce, niech pójdzie z posłaniem w milczeniu na plażę i w samotności śpi na piasku, pod drzewami, z dala od znajomych. Nie twórz kręgów znajomych. Trzy dni bądź w samotności, ponieważ jeśli chcesz spotkać Boskość, nikt nie może ci towarzyszyć. Jesteś samotny i samotnie musisz podróżować. Bądź w samotności ile tylko zdołasz i pamiętaj, że są to moje ostatnie polecenia.

Nie narzekaj. Na trzy dni wstrzymaj się od narzekania. Posiłki będą niepotrzebne, moskity mogą kąsać. Ale nie narzekaj. Masz mieć totalną akceptację wszystkiego, co się dzieje. Zyski, jakie ci przypadną, będą cenniejsze od łupu moskitów. Jeśli będziesz narzekać na jedzenie, szkoda, jaką sobie wyrządzisz, będzie większa niż szkoda dla ciała fizycznego. Są ku temu powody: umysł narzekający nie jest spokojny. Narzekania są nieistotne, straty są znaczne. Nie narzekaj: zachowaj umysł bez narzekań. To, co jest, jest.

Akceptuj to w całej totalności.

Te trzy dni będą wspaniałe. Jeśli przez te trzy dni wyjdziesz poza rozumowanie, jeśli napełni cię rozkosz i będziesz akceptować wszystko, co jest, po trzech dniach przestaniesz kultywować jakiekolwiek narzekania; zrozumiesz, jak cudowne i spokojne jest pozostawanie bez narzekania.

Na trzy dni porzuć wszystko, a jeśli chcesz o cokolwiek zapytać, zrób to jutro rano. Niech będzie to jednak pytanie mające na względzie dobro wszystkich zebranych. Pytaj tylko o to, co jest istotne, o to, co masz w sercu i umyśle.

Powiedziałem wam dlaczego tu przybyłem i że nie wiem dlaczego wy tu przybyliście. Od jutra będę was jednak witał z nadzieją, że i wy macie podobny cel. W gruncie rzeczy mamy już popsute nawyki.

Nawet gdyby u naszych drzwi stanął Budda, chcielibyśmy go odprawić. Wierzymy, że wszyscy, którzy do nas przychodzą, czegoś od nas chcą. Ignorujemy tych, którzy przychodzą, aby dawać, i każemy im odchodzić. Tak popełniamy poważny błąd. Mam nadzieję, że od tej chwili nie będziecie popełniać tego błędu.

Zrób coś, aby atmosfera przez te trzy dni umożliwiała przemianę.

Przemiana jest możliwa, ale tworzenie sprzyjającej atmosfery zależy od każdego z nas. Niech cały ten las sosnowy będzie naładowany nieznanymi siłami, nieznanymi energiami. Wszystkie drzewa, wszystkie ziarnka piasku, wiatry oraz morze, mogą być napełnione nową praną. Możemy współdziałać tworząc ten efekt. Pamiętaj, nie bądź przeszkodą, nie bądź tylko widzem. Niech nikt nie siedzi tu jako widz. Porzuć zahamowania, lęki i obawy, co powie lub pomyśli ktoś inny. Tylko w samotności możesz dotrzeć do Niego.

Chciałbym, byście nie musieli mówić tego, co powiedział Kabir.

Możecie stwierdzić: "Nie, nie boję się." Mówiąc to, już dokonujecie przeskoku. Jestem wdzięczny, że wysłuchaliście mnie w ciszy i wielkiej miłości. Składam pokłon Boskości mieszkającej w was wszystkich. Przyjmijcie mój hołd.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza