ďťż

311

Lemur zaprasza

Wstecz / Spis treści / Dalej
X
Wczoraj mówiliśmy o różnych wcieleniach naszej planety, o wcieleniu Saturna i o dawnym Słońcu. Mówiliśmy, że na dawnym Słońcu człowiek miał już ciało fizyczne i eteryczne, i wzniósł się do stopnia bytu roślinnego. Mówiliśmy także o tym, że byt ten różnił się znacznie od ziemskiego królestwa roślin, gdyż, jak później zobaczymy, dzisiejsze rośliny powstały dopiero na Ziemi. Opisywaliśmy też, jak w okresie dawnego Słońca przodkowie człowieka dzięki temu, że mieli ciało eteryczne, kształtowali przede wszystkim te organy, które dziś znamy jako gruczoły wydzielania wewnętrznego, odpowiedzialne za wzrost, rozmnażanie i odżywianie. Organy te istniały na Słońcu, tak jak skały, kamienie i rośliny istnieją na Ziemi. Obok nich było drugie królestwo, które można nazwać zatrzymanym w rozwoju królestwem Saturna, a które miało w sobie zadatki przyszłego królestwa minerałów. Nie były to w żadnym razie minerały w dzisiejszym znaczeniu. Były to ciała, które nie osiągnęły zdolności do złączenia się z ciałem eterycznym i wobec tego pozostały na stopniu minerałów, na którym człowiek znajdował się na Saturnie. Tak więc możemy mówić o dwóch królestwach dawnego Słońca. W literaturze teozoficznej spotyka się często wyrażenie, że człowiek przeszedł przez świat mineralny, roślinny i zwierzęcy, ale nie jest to dokładne określenie. Świat mineralny, przez który człowiek przeszedł na Saturnie, miał zupełnie inną postać. Były to jakby pierwsze zalążki naszych narządów zmysłowych. I podobnie na Słońcu nie było takiej roślinności jak nasza dzisiejsza, a tylko to, co dziś żyje w człowieku jako jego organy odpowiedzialne za wzrost. Wszystkie narządy wydzielania wewnętrznego naszego organizmu miały na Słońcu naturę rośliny, ponieważ były przeniknięte ciałem eterycznym.
A teraz musimy sobie wyobrazić, że dawne Słońce wstąpiło w stan snu, zaciemnienia, utajonego bytu. Ale nie sądźmy, że taki okres jest dla planety okresem bezczynności, niebytu. Okres ten podobny jest do czasu spędzonego w dewahanie. Widzieliśmy, że człowiek przebywając pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem w wyższych światach jest cały czas aktywny, że spełnia prace o wielkiej doniosłości dla rozwoju Ziemi. Jedynie dla obecnej świadomości człowieka stan ten wydaje się pewnego rodzaju snem. Dla wyższej świadomości jest to jednak życie o wiele bardziej intensywne niż okresy inkarnacji. Te przejścia są wędrówką przez niebiańskie stany. Są to okresy wielkiej doniosłości w rozwoju planety. Oznaczamy je teozoficznym wyrażeniem pralaja.
A teraz musimy sobie wyobrazić, że dawne Słońce dobiegłszy swojego kresu wstąpiło w taki stan snu, a potem przeobraziło się w to, co wiedza tajemna nazywa dawnym Księżycem, w trzecią inkarnację naszej Ziemi. Gdybyśmy mogli obserwować te wydarzenia, to przedstawiałyby się one mniej więcej tak: dawne Słońce przeszedłszy miliony lat trwającą ewolucję znika, a po milionach lat znowu wyłania się z mroku. Jest to początek cyklu księżycowego.
W pierwszym okresie po wyłonieniu się z mroków pozornego niebytu nie było jeszcze mowy o podziale na Słońce i Księżyc. Były one jeszcze ciągle całością, tak jak w okresie dawnego Słońca. Wtedy nastąpiło powtórzenie stanów poprzednich. Dzieje poprzednich okresów, dawnego Saturna i Słońca powtórzyły się na wyższym stopniu. Dopiero potem zaszła zdumiewająca zmiana w rozwoju tego odrodzonego Słońca; odłączył się Księżyc. Z tego, co przedtem stanowiło jedno ciało, powstały dwie planety, a raczej gwiazda stała i planeta. Mamy więc teraz dwa ciała o różnej masie: Słońce i Księżyc.
Księżyc, o którym teraz jest mowa, zawierał nie tylko to, co zawiera dzisiejszy Księżyc, ale wszystkie substancje i istoty dzisiejszej Ziemi i dzisiejszego Księżyca: Gdybyśmy to wszystko mogli razem zmieszać, otrzymalibyśmy właśnie dawny Księżyc, który wówczas oderwał się od Słońca.
Słońce stało się gwiazdą stałą dzięki temu, że zatrzymało w sobie najlepszą materię razem z najdoskonalszymi istotami duchowymi. Dzięki temu "awansowało" na gwiazdę stałą. Oddając odrębnej, samodzielnej planecie to, co mogłoby duchy słoneczne zatrzymać w rozwoju, Słońce stało się gwiazdą stałą. Mamy więc Słońce, które wzniosło się na stopień gwiazdy stałej i krążącą wokół w przestrzeni planetę, która jeszcze nie zaszła tak daleko jak Słońce - dawny Księżyc, czyli dzisiejszy Księżyc i Ziemia złączone w jedno ciało.
Ruch ówczesnego Księżyca dokoła Słońca był wówczas zupełnie inny, niż dzisiejszej Ziemi. Dzisiejsza Ziemia obraca się po pierwsze wokół Słońca, po drugie, wokół własnej osi. Wiemy, że z obrotem, którego Ziemia dokonuje mniej więcej 365 razy na rok, związane są kolejne zmiany dnia i nocy. Natomiast ruch Ziemi wokół Słońca związany jest z porami roku. W okresie księżycowym było inaczej. Dawny Księżyc okrążając Słońce zwracał się doń zawsze tą samą stroną. W ciągu jednego obiegu dokoła Słońca obracał się tylko raz jeden wokół własnej osi. Tego rodzaju ruch miał bardzo doniosły wpływ na istoty rozwijające się na dawnym Księżycu.
Spróbujmy opisać ten dawny Księżyc. Przede wszystkim musimy powiedzieć, że człowiek posunął się w rozwoju znowu o stopień wyżej. Składał się teraz nie tylko z ciała fizycznego i eterycznego, ale doszło do tego jeszcze ciało astralne. Brakowało mu jeszcze jaźni. Dzięki temu człowiek księżycowy osiągnął trzeci stan świadomości, świadomość obrazową, której ostatnią, szczątkową pozostałość mamy w marzeniach sennych. Poza tym dołączenie się ciała astralnego do wcześniejszych członów natury ludzkiej spowodowało w ciele fizycznym szereg przeobrażeń. Wiemy, że w okresie słonecznym najdoskonalszą, najbardziej opracowaną cząstką ciała fizycznego były gruczoły wydzielania wewnętrznego. Poza tym organizm człowieka przenikały z zewnątrz prądy, które zagęszczając się dały dzisiejszy splot słoneczny. W okresie księżycowym, dzięki pracy, jakiej ciało astralne dokonało nad ciałem fizycznym, powstały pierwsze założenia systemu nerwowego, dołączyły się nerwy, które do dziś jeszcze jako nerwy rdzenia kręgowego - zachowały pewne podobieństwo.
Musimy zwrócić uwagę na to, że człowiek nie miał jeszcze w tym okresie samodzielnej jaźni, a tylko trzy niższe człony jego natury były samodzielne. Jaźń człowieka znajdowała się jeszcze w atmosferze Księżyca, podobnie, jak niegdyś ciało astralne na Słońcu, a eteryczne na Saturnie. Jaźń pogrążona w boskiej substancji, pracowała nad ciałem fizycznym. Jeżeli teraz zastanowimy się nad tym, że wówczas nasza jaźń towarzyszyła pracy boskich jestestw, że jeszcze się od nich nie wyodrębniła, nie wydzieliła się z tej duchowej substancji, ze swego boskiego źródła, to zrozumiemy, że jaźń człowieka zbliżając się do Ziemi cofnęła się w pewien sposób w swoim rozwoju, ale jednocześnie rozwinęła się. Rozwinęła przez to, że stała się samodzielna, zaś cofnęła w rozwoju dlatego, że naraziła się na wszelkie błędy, na wszelkie zło i występek.
W okresie dawnego Księżyca jaźń ludzka pracowała tkwiąc jeszcze w boskim elemencie ducha. Dzisiaj jaźń zbiorowa zwierząt działa z planu astralnego na plan fizyczny. Jak dziś dusze zbiorowe pracują nad zwierzętami, tak wówczas jaźń ludzka pracowała z zewnątrz nad potrójnym ciałem człowieka. Mogła jednak wykształcić wyższe ciała niż mają dzisiejsze zwierzęta, działała bowiem z boskich źródeł bytu. Na dawnym Księżycu żyły stworzenia, które stały wyżej od najbardziej rozwiniętych dzisiejszych małp, jednak nie tak wysoko jak dzisiejszy człowiek. Stanowiły królestwo stojące na pograniczu między dzisiejszym człowiekiem i zwierzęciem. Poza tym były tam jeszcze dwa królestwa, które nie dotrzymały kroku w rozwoju. Jedno z nich obejmowało istoty, których ewolucja w okresie słonecznym nie doprowadziła do tego, aby mogły przyjąć ciało astralne. Pozostały one na stopniu, jaki system wydzielania wewnętrznego człowieka osiągnął na Słońcu. To drugie królestwo księżycowe było czymś pośrednim między dzisiejszym zwierzęciem a rośliną, było czymś w rodzaju roślinozwierza. Dzisiejsza Ziemia nie zna podobnych stworzeń, tylko u tu i ówdzie rozpoznajemy ich szczątkowe ślady. Jeszcze trzecie królestwo było na dawnym Księżycu, które na Słońcu żyło zachowując stan bytu Saturna, na pograniczu rośliny i minerału. W ten sposób mamy trzy królestwa na dawnym Księżycu; istoty roślinno-mineralne, zwierzęco-roślinne i zwierzę-coludzkie.
Tego, czym dzisiaj są minerały, czym jest skorupa ziemska, nie było jeszcze na dawnym Księżycu. Nie istniały jeszcze kamienie, skały ani grunt orny. Najniższe królestwo księżycowe było czymś pośrednim po między minerałem a rośliną. Z tego królestwa powstała cała substancja dawnego Księżyca. Powierzchnia Księżyca przypominała trochę podłoże torfowe, gdzie rośliny tworzą miękką masę. Istoty księżycowe chodziły po powierzchni, która była miękką masą mineralno-roślinną, którą można porównać do gotowanej sałaty. Skał takich jak dzisiaj nie było. Występowały jedynie najwyżej stwardnienia przypominające drewno lub korę niektórych drzew. Z takiej zdrewniałej masy powstawały na Księżycu góry. Było to coś podobnego do zeschniętej starej rośliny. Z tego rozwinąć się miało przyszłe królestwo mineralne. Na tej masie roślinnej, na tym "gruncie" rosły istoty roślinno-zwierzęce, które nie mogły poruszać się samodzielnie, były przytwierdzone do podłoża jak dziś korale.
W legendach i podaniach, w których kryje się głęboka mądrość wtajemniczonych, zawarte jest wspomnienie tych odległych epok rozwojowych; zwłaszcza w micie o śmierci Baldura. Ten germański bóg Słońca lub światła miał sen, który był przepowiednią jego rychłej śmierci. Zasmucili się tym bardzo bogowie, Azowie, którzy go miłowali i rozmyślali, jak go ocalić. Matka bogów, Freya (Frigg), wymogła na wszystkich ziemskich stworzeniach uroczyste przysięgi, że żadne z nich nigdy go nie zabije. Wszystkie ziemskie istoty przysięgły, toteż wydawało się rzeczą niemożliwą, żeby śmierć zagroziła Baldurowi. Pewnego razu, bawiąc się, bogowie rzucali w Baldura rozmaitymi przedmiotami, nie raniąc go; wiedzieli że jest w nim moc, która go broni od rany. Lecz Loki, przeciwnik Azów, bóg ciemności, przemyśliwał, jak zgładzić Baldura. Usłyszał on od Freyi, że wszystkie stworzenia Ziemi przysięgły jej nie zabijać Baldura. Tylko od jednej niepozornej roślinki, która była nieszkodliwa, od jemioły, Freya nie brała przysięgi. Podstępny Loki wziął jemiołę i podał ją ślepemu bogowi Hödurowi. Ten zaś, nie wiedząc co robi, zabił jemiołą Baldura. W ten sposób złowróżbny sen spełnił się. W obyczajach i obrzędach ludu jemioła zawsze odgrywała określoną rolę. Jest ona symbolem pewnych niesamowitych, pozaziemskich sił. To, czego niegdyś uczono w starych misteriach druidów, przeszło potem do obyczajów i podań ludowych.
Na Księżycu grunt stanowiła mineralno-roślinna masa, na której rosły księżycowe roślino-zwierzęta. Jedne z nich rozwinęły się i na Ziemi osiągnęły wyższy stopień bytu. Inne jednak pozostały na księżycowym stopniu rozwoju, a gdy powstała nasza Ziemia, mogły wystąpić tylko w niedoskonałej postaci; musiały pozostać przy zwyczajach z epoki księżycowej. Na Ziemi mogły żyć tylko jako pasożyty na roślinnym podłożu. I tak jemioła żyje na innych drzewach, jest bowiem zatrzymaną w rozwoju pozostałością dawnych roślinno-zwierzęcych istot z Księżyca.
Baldur był symbolem tego wszystkiego, co idzie naprzód w rozwoju, co przynosi Ziemi światło. Loki natomiast był przedstawicielem ciemnych mocy, uwstecznionych sił. Nienawidził on tego, co się rozwija i dlatego był przeciwnikiem Baldura. Żadne ze stworzeń Ziemi nie mogło być wrogiem Baldura, boga, który obdarzył Ziemię światłem, gdyż wszyscy razem z nim szli naprzód w rozwoju. Tylko to, co zatrzymało się na stopniu księżycowym, co czuło się złączone z dawnym bogiem mroku, mogło zabić boga światłości. Jemioła jest również ważnym środkiem leczniczym, tak jak inne trucizny, które mogą działać również leczniczo. Tak więc prawdy kosmiczne znajdujemy często ukryte głęboko w dawnych podaniach i zwyczajach ludowych.
Przypomnijmy sobie istoty, których najniższym ciałem na Saturnie była jaźń, oraz takie, których najniższym ogniwem na Słońcu było ciało astralne. Na Księżycu istniały jestestwa, u których najniższym ogniwem ich natury było ciało eteryczne. Ich istotę stanowiły następujące człony: ciało eteryczne, astralne, jaźń, duch jaźń, duch-życie, duch-człowiek i jeszcze jeden pierwiastek, niedostępny dzisiejszym ludziom, Duch Święty. Istoty te stały wówczas na tym stopniu rozwoju, co dzisiaj człowiek. Ezoteryka chrześcijańska nazywa je Aniołami. Są to istoty, które stoją bezpośrednio nad człowiekiem, a wzniosły się w swym rozwoju aż do stopnia Ducha Świętego. Nazywają je także Duchami Świtu albo księżycowymi Pitri.
Duchy Osobowości, Duchy Jaźni miały jako przewodnika na Saturnie tego, którego nazywamy Bogiem Ojcem. Przewodnikiem Duchów Ognia na Słońcu był Chrystus, Logos. Na Księżycu przywódcą duchów zwanych Aniołami był ten, którego chrześcijańska tradycja nazywa Duchem Świętym. Istoty, które na Księżycu przeszły stopień człowieczeństwa, nie potrzebowały na Ziemi zstępować do postaci ciała fizycznego.
Substancja planetarna stawała się coraz bardziej zagęszczona. Na dawnym Saturnie najgęstszym elementem była substancja cieplna; na Słońcu to, co mamy dzisiaj w postaci gazu, powietrza. Substancje te osiągnęły jednak trochę większy stan skupienia niż dzisiejsze ciepło i gaz. Na Księżycu substancje gazowe dawnego Słońca doszły już do takiego zagęszczenia, że powstała z nich miękka, na pół płynna masa, z której utworzone były ciała wszystkich istot, nawet tych najwyższych, istot zwierzęco-ludzkich. Jeśli wyobrazimy sobie coś gęstszego niż białko kurzego jajka, będziemy mieli substancję podobną do księżycowej. Z takiej substancji powstał w organizmie człowieka system nerwowy.
Księżyc otoczony był pewnego rodzaju atmosferą, która jednak była zupełnie inna niż atmosfera dzisiejszej Ziemi. Charakter tej substancji poznamy, gdy pomyślimy o fragmencie "Fausta" Goethego, w którym Faust chce przywołać duchy i wytwarza ogniste powietrze, tzn. powietrze rozpuszczone w wodnej, podobnej do mgły substancji, która umożliwia ucieleśnienie duchowych istot. Tym powietrzem przenikniętym gęstą mgłą i kłębami oparów oddychały wszystkie stworzenia ha Księżycu. Nie miały one jeszcze płuc, tylko rodzaj skrzeli, tak jak dzisiaj ryby.
"Ogniste powietrze", które hebrajska tradycja nazywa Ruah, można sobie rzeczywiście w pewien szczególny sposób przedstawić. Dzisiaj ludzie nie wiedzą już, co to znaczy, ale dawniej prawdziwi alchemicy umieli wytworzyć warunki potrzebne do powstania tej mgły ognistej. W ten sposób zaprzęgali do służby istoty elementarne. Mgła ognista była dawniej dobrze znana. Im dawniej, tym łatwiej było ludziom ją wytwarzać. Taką właśnie mgłą ognistą oddychali nasi przodkowie na Księżycu. Później uległa ona przeobrażeniu i na Ziemi zróżnicowała się na dzisiejsze powietrze z jednej strony, z drugiej zaś na to wszystko, co powstało na Ziemi pod wpływem ognia.
Atmosfera Księżyca, podobna do mgły i dymu, była gorąca, przenikały ją, czasem silniej, czasem słabiej, prądy, które spuszczały się niby sznury z atmosfery na powierzchnię Księżyca i zanurzały się w ciała ludzkie. Człowiek połączony był z atmosferą Księżyca takim jakby sznurem. Przypominało to połączenie płodu z organizmem matki za pomocą pępowiny. Z tego ognistego powierza dochodziła do człowieka substancja, którą porównać by można z tym, co dzisiaj człowiek wytwarza wewnątrz swego organizmu, z krwią. Jaźń była na zewnątrz człowieka i tą drogą posyłała właśnie substancje przypominające krew, które przypływały i odpływały. Istoty nie dotykały nigdy powierzchni Księżyca, unosiły się w jego płynnej, mglistej atmosferze, poruszając się w niej tak, jak dzisiaj różne stworzenia w wodzie. Zadaniem Aniołów, Duchów Świtu, było właśnie kierowanie dopływem tych soków "krwi" do ludzkich ciał.
Te zupełnie nowe warunki rozwoju powodowały jeszcze inne skutki. Na dawnym Księżycu rozpoczął funkcjonowanie pierwszy zarys obiegu krwi. Soki podobne do krwi dopływały i odpływały z kosmosu, tak jak dzisiaj powietrze, a jednocześnie pojawiła się u księżycowych zwierzęco-ludzkich istot zdolność ściśle związana z krwią. Po raz pierwszy zabrzmiał z ludzkiego wnętrza głos, który wyrażał przeżycia wewnętrzne. Dopiero po dołączeniu się ciała astralnego możliwe było odczuwanie. Te odczucia istota ludzka wyrażała teraz dźwiękami. Nie były to jednak dowolnie wydawane tony. Stworzenia te nie mogły wyrażać swojej radości ani bólu. Nie były samodzielne w wydawaniu dźwięków, odpowiadały one z góry określonym przeżyciom. W pewnych porach roku przeżywały te istoty coś, co można by nazwać pierwszym zalążkiem instynktów rozrodczych. Przeżycia wewnętrzne, jakie przy tym doznawały, wyrażały głosem, poza tym głosu nie wydawały. W pewnym określonym położeniu Księżyca w stosunku do Słońca, w określonej porze roku, dźwięczał ten dawny Księżyc w przestworzach kosmosu. Mieszkańcy jego dawali wyraz swym przeżyciom tonami, które płynęły w świat. Pozostałością tego są dziś krzyki, jakie wydają niektóre zwierzęta, np. jelenie. Głosy te były raczej objawem ogólnych procesów aniżeli dowolnie wyrażonym przeżyciem jednostek. Znajdowało w tym swój wyraz pewne wydarzenie kosmiczne.
Wszystko to musimy traktować jako przybliżony opis. Związani bowiem jesteśmy słowami ukształtowanymi dla wyrażania takiego stanu rzeczy, jaki powstał dopiero na Ziemi. Aby opisać to, co otwiera się przed jasnowidzącym, trzeba by najpierw wynaleźć nowy język. A jednak takie opisy mają swoje znaczenie, są pierwszym krokiem na drodze do prawdy. Przez obraz, przez imaginację znajdziemy drogę do poznania. Nie powinniśmy wytwarzać sobie żadnych oderwanych pojęć, abstrakcyjnych schematów; pozwólmy tylko, aby w duszy naszej powstawały obrazy, przeżywajmy je. Jest to pierwszy stopień poznania. Bowiem jest prawdą, że siły, które dziś w nas żyją, brały już wtedy udział w wielkich wydarzeniach kosmicznych, a powracanie do nich myślą i wyobraźnią prowadzi nas znowu do stanów, które wtedy przeżywaliśmy.
Gdy już wszystkie istoty związane z dawnym Księżycem dobiegły kresu swego ówczesnego rozwoju, przyszedł czas, że Słońce i Księżyc złączyły się znowu w jedno ciało i razem wstąpiły w okres pralai. I kiedy już wspólnie przebyły ten okres utajonego bytu, wynurzyło się z mroku nowe życie, pierwsza zapowiedź naszego ziemskiego bytu.
Teraz nastąpiło na wyższym stopniu krótkie powtórzenie poprzednich stanów. Najpierw byt Saturna, następnie byt Słońca, potem oddzielił się Księżyc i począł okrążać ciało, od którego się oddzielił. Księżyc ten jednak, podobnie jak niegdyś, miał w sobie jeszcze Ziemię.
A teraz następuje kolejna bardzo ważna zmiana. Księżyc wyrzucił z siebie to wszystko, co stanowi dzisiejszą Ziemię. Najgorsze elementy i najgorsze istoty, to co hamuje rozwój, co przeszkadza w pracy zabrał ze sobą dzisiejszy Księżyc. To, co na dawnym Księżycu było wodnistą, płynną masą, skostniało, skamieniało na dzisiejszym Księżycu; to zaś, co było zdolne do dalszego rozwoju, pozostało jako Ziemia. Ziemia osiągnęła wyższy etap rozwoju dzięki rozdzieleniu się dawnego Słońca na trzy ciała: Słońce, Księżyc i Ziemię.
Podział ten nastąpił przed milionami lat, w zamierzchłym okresie lemuryjskim. Wtedy z istot księżycowych, które opisywaliśmy jako istoty mineralno-roślinne, roślinno-zwierzęce i zwierzęco-ludzkie, rozwinęły się dzisiejsze minerały, rośliny i zwierzęta, a wreszcie człowiek zdolny już teraz wziąć w siebie jaźń, która dotąd unosiła się wokół niego i połączona była z boskością.
Przyjęcie jaźni przez człowieka nastąpiło po rozdzieleniu się Słońca, Księżyca i Ziemi. Od tego czasu człowiek mógł wytwarzać w swoim organizmie krew i powoli wznosił się do dzisiejszego stopnia rozwoju.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza