ďťż

920

Lemur zaprasza

/
/






2. Doścignięci przez rzeczywistość: Historia doktryn z dziedziny
fizyki
„Często przepowiadano koniec fizyki. Chyba najbardziej
błędną prognozę wydał pod koniec XIX wieku nauczyciel [Phillip von
Jolly (przyp. tłum.).] Maxa Plancka. Odradzał swojemu najlepszemu
studentowi zajmowanie się fizyką, ponieważ jego zdaniem pozostało
zaledwie kilka problemów, nie pasujących do istniejących
teorii, ale i z nimi naukowcy wkrótce sobie poradzą".
Ernst Peter Fischer, historyk nauki
Newton inicjuje rewolucję
„Jawię się sobie niczym chłopiec, który bawi się nad
brzegiem oceanu, zadowolony, że niekiedy znajdzie gładki krzemień
albo wyjątkowo piękną muszlę, choć przed jego oczami rozciąga się
niezbadany olbrzymi ocean prawdy".
Autorem tych słów jest słynny angielski uczony Isaac Newton
(1643-1727), twórca klasycznej fizyki teoretycznej, którego
nazwisko wymienia się dziś jednym tchem z nazwiskami uczonych tej
miary co Max Planck lub Albert Einstein. Bez rewolucyjnych teorii
Newtona nie byłoby nowoczesnej fizyki jądrowej, a jego nazwisko do
dziś wymawiane jest przez wielu uczonych z głębokim szacunkiem.
Newton był człowiekiem nieprawdopodobnie żądnym wiedzy.
Fascynowały go przede wszystkim rozważania nad naturą światła, którym
poświęcił znaczną część swoich badań. Często przesiadywał w
laboratorium aż do świtu, zatopiony w szkicach i obliczeniach.
Pewnego dnia Newton wpadł na pomysł, aby promienie białego światła
przepuścić przez pryzmat i skierować na przeciwległą ścianę.
Bezzwłocznie przeszedł do czynów i wnet, ku jego ogromnemu
zdziwieniu, na ścianie pojawiło się wiele najrozmaitszych kolorów,
które po przejściu przez drugi, odwrotnie ustawiony pryzmat
ponownie zmieniły się w biały promień.
Na podstawie tej obserwacji, która pozwoliła mu przyjąć, że
białe światło składa się z niezliczonych barwnych komponentów,
Newton sformułował teorię widma światła. Przeczyła ona dotychczasowym
poglądom, według których barwy to „mieszanina światła i
ciemności" inaczej mówiąc „zanieczyszczenia białego
światła substancjami materialnymi".
Dziesięć rozpraw krytycznych
Optyczne prace Newtona nie zostały przyjęte z zachwytem. Już w
1672 roku, po pierwszej publikacji związanej z odkryciem, zniechęcony
powiedział Henry'emu Oldenburgowi, sekretarzowi Towarzystwa
Królewskiego: „Myślałem o napisaniu innego traktatu o
barwach, aby przedłożyć ją w czasie któregoś z pańskich
spotkań. Ale wbrew własnym chęciom nie chwycę za pióro dla tej
sprawy".
Nie była to bezpodstawna decyzja. Przez kolejne lata, w
„Philosophical Transactions", organie Royal Society,
ukazało się bowiem aż dziesięć traktatów krytycznych autorstwa
oburzonych specjalistów. Zgodnym chórem sprzeciwiali
się oni teoriom Newtona. Zdaniem Caspera Hakfoorta z Uniwersytetu
Twente (Holandia), współczesnego badacza i znawcy dzieła i
życia Newtona, jest to dowód kontrowersyjnego. o ile nie
rewolucyjnego charakteru zapatrywań angielskiego naukowca: „Gdybyśmy
mogli postawić się w sytuacji kompetentnego badacza z 1672 roku,
który miał ocenić rozprawę Newtona, to zapewne doznalibyśmy
uczucia takiego samego rozdrażnienia i zakłopotania jak ówcześni
renomowani akademicy [...]. Oto spotkali młodego, nieznanego uczonego
z Cambridge, który dysponując zaledwie kilkoma opisanymi w
zarysie eksperymentami obalił uznawaną od dawna teorię zmiany barw".
W 1704 roku Newton przedstawił nową, poprawioną. uzupełnioną i
poszerzoną wersję badań optycznych, choć podstawowe tezy pozostały
nie zmienione. Opatrzył ją tytułem Optics or a Treatise of the
Reflections, Refractions, Inflections and Colours of Light (Optyka
albo Rozprawa o odbiciach, refrakcjach, załamywaniach się i barwach
światła). Do grona jej krytyków należał także słynny poeta
Johann Wolfgang Goethe (1749-1832), który w swojej Nauce o
barwach (zaliczanej zresztą do najsłabszych dzieł mistrza) nie
mógł się powstrzymać przed złośliwym skotnentowaniem idei
Newtona.
Bez wątpienia Newtonowska praca z dziedziny optyki nie jest
pozbawiona słabszych punktów, które Goethemu udało się
zauważyć. Mimo to jego krytyka była zasadniczo błędna, choć rozmaici
autorzy wskazują, że obaj wyszli ze skrajnie odmiennych założeń i
nigdy nie odnaleźliby wspólnej płaszczyzny logicznej.
W jednej sprawie Newton naprawdę się mylił: jego zdaniem światło
składało się z cząsteczek, tak zwanych korpuskuł świetlnych, a jak
wiemy, światło porusza się zgodnie z zasadą ruchu falowego.
Farsa z eterem
Korpuskularna teoria światła przetrwałaby, gdyby następne
dziesięciolecia nie przyniosły obserwacji, które pozwoliły ją
obalić. Około 1800 roku brytyjski fizyk Thomas Young (1773-1828)
rozprawił się z nią definitywnie: on i jego następcy udowodnili
doświadczalnie, że światło to fale. W ten sposób zwrócili
honor Holendrowi Christiaanowi Huygensowi (1629-1695), który
reprezentował taki sam pogląd, ale nie znalazł wystarczającego
posłuchu.
Wkrótce po odkryciu falowego charakteru światła fizycy
zaczęli szukać substancji odpowiedzialnej za przenoszenie jego drgań.
Chcąc naukowo wyjaśnić naturę tego ruchu, sięgnęli po teorię
„kosmicznego eteru". Ówcześni fizycy definiowali
eter jako nieskończenie swobodne medium, które przenika
wszystkie substancje i wypełnia cały Wszechświat. W ten sposób
uczeni uratowali swój mechanistyczny obraz świata, który
bez eteru nie miałby racji bytu. Logiczną konsekwencją było
wprowadzenie do bibliotek uniwersyteckich prac o eterze. Stały się
one lekturą obowiązkową, choć istnienia tego medium nie dało się
udowodnić doświadczalnie.
Publicysta naukowy William C. Vergara: „Odkrycie i
zniknięcie kosmicznego względnie świetlnego eteru jest doskonałym
przykładem naukowej hipotezy. Służy ona wyjaśnianiu procesów,
których nie można wytłumaczyć innym sposobem. Obowiązuje
jednak dopóty, dopóki nie pojawi się mądry człowiek,
który się z nią rozprawi i zastąpi nowymi poglądami".
Einstein wytycza nowe ścieżki
To Albert Einstein (1879-1955), geniusz naszego stulecia, dzięki
swoim dalekosiężnym odkryciom z początku XX wieku ostatecznie obalił
teorię eteru. Młody urzędnik, który w owym czasie pracował w
Szwajcarskim Urzędzie Patentowym w Bernie, opublikował w 1905 roku
Szczególną teorię względności w ramach artykułu
zamieszczonego w czasopiśmie „Annalen der Physik". Kilka
lat później sformułował swoje słynne równanie E=mc2,
a w 1915 roku ukazała się Ogólna teoria względności.
Rzecz jasna natychmiast podniosły się głosy oburzenia i krytyki.
Nowa wizja praw fizyki tak dalece przeciwstawiała się Newtonowskiemu,
mechanistycznemu światopoglądowi, że jego rozważania dawało się
zastosować jedynie jako szczególne przypadki innych praw. Mimo
to środowisko fizyków musiało z czasem przyznać rację
Einsteinowi i uznać ważność jego teorii.
Decydujący punkt przemyśleń Einsteina to odejście od koncepcji
czasu absolutnego. Jako pierwszy zastanawiał się, jak z punktu
widzenia fizyki rozumieć pojęcie równoczesności. Dotychczas
przyjmowano istnienie czasu absolutnego, które definiowało
równoczesność w sposób uniwersalny. Einstein
wypowiedział się jednak przeciwko tej koncepcji, ponieważ nie udało
się jej udowodnić eksperymentalnie.
Genialny badacz zdefiniował nowe, dające się fizycznie zmierzyć
pojęcie równoczesności, rozumiane nie jako absolutne, lecz
jako względnie zależne od układu odniesienia. W ten sposób
Einstein wkroczył na te obszary abstrakcyjnego myślenia, do których
nikt przed nim się nie zbliżył. W każdym razie historia nauki nie zna
takiej osoby. W 1995 roku Hans-Joachim Ehlers, wydawca czasopisma
„Raum und Zeit", opublikował list czytelnika, Gustava
Luthera, który oskarżył Einsteina o plagiat. Opinię na temat
zacytowanych niżej słów pozostawiam Państwu, ale sprawa na
pewno warta jest dokładniejszych badań:
„W archiwum miejskim w Marosvasaheły (obecnie Tigru Mures) w
Siedmiogrodzie jedna z teczek na akta jest prawie pusta. Od 1911 roku
brakuje w niej wielu rękopisów sporządzonych przez Boylaiów,
ojca i syna (Farka Boylai, węgierski matematyk, i jego syn Johann
Boylai, inżynier wojskowy i twórca pierwszych twierdzeń
geometrii nieeuklidesowej). Według notatki zachowanej w teczce,
rękopisy dotyczyły rozważań na temat względności, a wypożyczył je i
nigdy nie oddał młody mężczyzna o nazwisku Einstein".
Tyle relacja zarządcy archiwum, Ladislausa Frentziego,
opublikowana w czasopiśmie „A Nap Fiai" (7-8/1971, str.
165).
Co to znaczy „komplementarny"?
Od czasów Younga wiadomo, że światło ma charakter falowy. W
1889 roku podczas spotkania Towarzystwa Niemieckich Przyrodników
i Lekarzy w Heidelbergu słynny niemiecki fizyk Heinrich Hertz tymi
słowami uspokajał kolegów: „Nie można w to wątpić; dla
fizyków odrzucenie tego poglądu jest nie do pomyślenia. Mówiąc
po ludzku, teoria falowa światła to pewnik".
A mimo to teoria fotonowa Einsteina – za którą w 1921
roku otrzymał zresztą Nagrodę Nobla – bliższa była raczej
poglądom Newtona niż Younga. Według Einsteina światło składa się z
kwantów energii, tak zwanych fotonów. Powyższa hipoteza
przysporzyła kłopotów wielu jego kolegom po fachu.
Wszyscy odetchnęli, gdy Duńczyk Niels Bohr (1885-1962) znalazł
wreszcie rozwiązanie dylematu, wprowadzając do świata pojęć
fizycznych termin „komplementarny". „Jest to
określenie – wyjaśnia Arnold Hildesheimer w znakomitym
podręczniku Die Welt der ungewohnten Dimensionen (Świat
niezwykłych wymiarów) – które powiada, że
natura może dać różne odpowiedzi na te same pytania, w
zależności od tego, w jaki sposób zada się jej pytanie.
Rozmaite odpowiedzi nie są, zdaniem Bohra, sprzecznościami, lecz,
przeciwnie, uzupełniają się i wspólnie opisują prawa rządzące
przyrodą. Światło może funkcjonować jak korpuskuła lub jak fala, co
zależy od eksperymentu, jaki przeprowadzasz. Nigdy jednak nie może
działać jednocześnie jako jedno i drugie".
Niedoceniona praca doktorska
Zasada komplementarności Bohra to cenny kamyczek w mozaice
opracowanej w 1900 roku przez Maxa Plancka teorii kwantów.
Planck uważany jest obecnie za jednego z najznamienitszych fizyków
XX wieku, ale nawet jemu w młodości rzucano kłody pod nogi. Kłopoty
pojawiły się przede wszystkim w 1879 roku, wraz z jego doktoratem
przedłożonym na uniwersytecie w Monachium, w którym zawarł
kilka nowych teorii na temat drugiego prawa termodynamiki. Większość
uczonych wyrażała się o tej pracy nadzwyczaj krytycznie.
„Wrażenie, jakie moja praca wywarła na ówczesnych
fizykach, było praktycznie żadne", napisał Planck w
autobiografii, która po raz pierwszy ukazała się w 1948 roku,
wkrótce po jego śmierci. „Żaden z moich nauczycieli
akademickich nie miał zrozumienia dla jej treści, o czym sami mi
zresztą powiedzieli. Dopuścili mój doktorat tylko dlatego, że
znali mnie i inne moje prace z zajęć praktycznych z fizyki i z
seminarium matematycznego. Ale nawet ci fizycy, którzy byli
bardziej związani z tematem, nie okazali zainteresowania, nie
wspominając już o uznaniu. Helmholtz w ogóle nie czytał mojej
pracy, a Kirchhoff jednoznacznie odrzucił jej treść...”
Kilka linijek dalej Planck napisał, że do „najbardziej
bolesnych doświadczeń" w jego naukowej karierze należy to, że
nigdy nie zdobył ogólnego uznania za nowe twierdzenia, których
prawdziwość, nawet jeśli miał bezsprzecznie rację, mógł
udowodnić jedynie na drodze teoretycznej.
Wielki niemiecki myśliciel stwierdził z goryczą, że w normalnych
okolicznościach nowa prawda naukowa nie „zyskuje akceptacji
dzięki przekonaniu do niej oponentów, którzy są
wreszcie gotowi uznać jej rzetelność, lecz przede wszystkim przez to,
że przeciwnicy powoli wymierają, a nowe pokolenie jest oswojone z tą
prawdą od początku i przyjmuje ją jako coś oczywistego".
„Tragiczne wydarzenie"
Powodem tak drastycznie sformułowanej konkluzji były przede
wszystkim tragiczne wydarzenia związane z austriackim fizykiem i
matematykiem Ludwigiem Boltzmannem (1844-1906), gorącym orędownikiem
koncepcji atomistycznej. Z czasem okazało się, że miał rację.
W jego epoce nie było to takie oczywiste, ponieważ w
przeciwieństwie do chemii, gdzie założenie istnienia atomu zyskało
uznanie już pod koniec XIX wieku, dla większości fizyków
atomistyka była koncepcją dyskusyjną. Głównymi przeciwnikami
Boltzmanna byli austriacki fizyk Ernst Mach (1836-1916) i pótniejszy
niemiecki laureat Nagrody Nobla Wilhelm Ostwald (1853-1932).
Również inne odkrycia tego fizyka stawały się tematem
krytycznych dyskusji specjalistów. Laro Schatzer, fizyk z
Bazylei, wyjaśnił mi kilka ówczesnych kontrowersji: „Boltzmann
jako pierwszy podał statystyczne objaśnienie dynamiki systemów
makroskopowych (np. gaz cząsteczkowy). W słynnym teoremacie H
wykazał, że jednocześnie z prawem chaosu molekularnego istnieje
wielkość fizyczna, która narasta z czasem. ale nigdy się nie
kurczy. Ponieważ jednak równania mechaniki Newtonowskiej nie
zmieniają się nawet wtedy, gdy czas biegnie do tyłu, odkrycie
Boltzmanna nie zadowoliło większości fizyków, którzy
energicznie je zwalczali. Obecnie zaakceptowano, że entropia (miara
chaosu) jest wielkością fizyczną, która narasta z upływem
czasu".
Boltzmann nie doczekał się uznania w świecie nauki: chory,
cierpiący na depresję, 5 września 1906 roku odebrał sobie życie.
Niemiecko-amerykański fizykochemik George Cecil Jaffe ma zatem
podstawy do przypuszczeń, że „nie można wykluczyć wpływu
sytuacji zawodowej na tę decyzję. Będąc w depresji, musiał [...]
odczuć, że rozwój nauki nie idzie w kierunku, dla którego
poświęcił całe swoje życie i o który walczył. [...] Śmierć
Boltzmanna to jedno z najtragiczniejszych wydarzeń w historii nauki
[...]".
Rozszczepienie atomu
Po powstaniu atomistyki teorie Einsteina i Plancka stały się
teoretycznymi filarami nowoczesnej fizyki atomowej, choć w tamtych
latach przyjmowano jeszcze, że atom jest niepodzielny.
W 1919 roku wybuchła sensacja: mimo wszelkich wątpliwości
brytyjskiemu fizykowi Ernestowi Rutherfordowi (1871-1937) udała się
pierwsza sztucznie wywołana reakcja jądrowa. Co ciekawe, jeszcze w
1933 roku, podczas dorocznej sesji British Association for the
Advancement of Science, kategorycznie wykluczył on możliwość
powszechnego wykorzystania energii uwolnionej w trakcie procesu:
„Każdy, kto doszukuje się w przemianie atomów nowego
źródła energii, mówi kompletne bzdury!"
Ernst Zimmer także powoływał się na Rutherforda. W wydanej w 1934
roku książce Umsturz im Weltbild der Physik (Przewrót w
fizycznym obrazie świata) podał podobne argumenty („[...] w
żaden sposób nie można sobie wyobrazić praktycznego
wykorzystania tej energii, co przepowiadają osoby postronne").
Jeszcze w 1945 roku amerykański specjalista od materiałów
wybuchowych i szef sztabu admirał William D. Leahy w podobnie
pesymistyczny sposób wyraził się w czasie rozmowy z
prezydentem Harry S. Trumanem.
Oponenci przejrzeli na oczy dopiero wtedy, gdy pierwsza bomba
atomowa spaliła w Hiroszimie tysiące niewinnych cywilów. a
ludzkość pojęła wreszcie, jak gigantyczne, a zarazem niszczące siły
drzemały przez tysiąclecia we wnętrzu atomu.
Oficjalny komentarz Amerykanów do pierwszej próby z
bombą atomową z 16 lipca 1945 roku uzmysławia wyraźnie, że
naukowo-historyczne opinie, które jeszcze nie tak dawno temu
przyjmowano entuzjastycznie, kilka lat później brzmią już jak
okrutny sarkazm:
„Zakończone sukcesem przejście ludzkości w nową epokę, epokę
atomu, odbyło się [...] na oczach zaciekawionej grupy znamienitych
naukowców i wojskowych, który zebrani na pustyni Nowego
Meksyku stali się świadkami urzeczywistnienia projektu, na który
wydano dwa miliardy dolarów. O godzinie 5.30 przeprowadzono
pierwszą eksplozję atomową zainicjowaną przez człowieka –
nadzwyczajne dokonanie fizyków jądrowych. Pociemniałe niebo,
silna ulewa i błyskawice [...] wzmagały dramaturgię tego wydarzenia.
Umieszczona na stalowej wieży rewolucyjna broń została pomyślana po
to, aby zmienić obraz wojny, jaką znamy, lub zakończyć wszystkie
wojny. Zdetonowano ją z siłą, która oznajmiła wkroczenie
człowieka w nowy świat fizyki. Sukces był większy, niż zakładały
najbardziej optymistyczne oceny. [...] Dokonano wspaniałego,
wielkiego czynu":
Stan faktyczny: eksperymenty na ludziach
Kilka lat temu wyszło na jaw, że skutki „wspaniałego,
wielkiego czynu" nie odstraszyły amerykańskich wojskowych od
przeprowadzania prób na ludziach. Od 1945 do 1947 roku, w
całkowitej tajemnicy, pacjentom szpitali podawano bez ich wiedzy
pluton, aby badać jego wpływ na ludzki organizm!
Około 1950 roku kobiety w zaawansowanej ciąży przyjmowały
radioaktywne żelazo. Oto tragiczny wynik doświadczeń dr. Paula Hahna
(Uniwersytet Vanderbilta): wśród noworodków częściej
występowały choroby nowotworowe. Chorych umysłowo chłopców ze
szkoły w Waltham (Massachusetts) karmiono płatkami kukurydzianymi
wymieszanymi z radioaktywnym żelazem i wapnem. Wprawdzie rodzice
zgodzili się wówczas na eksperymenty, ale nie powiedziano im o
dodawaniu do jedzenia substancji radioaktywnych.
Na ten dramatyczny rozdział historii Ameryki zwrócił uwagę
kongresman Edward Markey. Do 1986 roku zebrał materiały o 31
doświadczeniach na ludziach, w których 700 osób zostało
wykorzystanych jako „nuklearne króliki doświadczalne".
Mimo protestów Markeya amerykańscy urzędnicy przez wiele lat
byli bezkarni. Dopiero w 1993 roku administracja Clintona wyraziła
zgodę na przeprowadzenie wewnętrznego śledztwa. Najwyższy czas, bo
jeszcze do niedawna naukowcy praktycznie nie znali umiaru. Jak bowiem
usprawiedliwić fakt, że w latach 1963-1971 amerykańskim więźniom
naświetlano narządy płciowe podwyższoną dawką promieni rentgena,
ponieważ badacze chcieli sprawdzić wpływ promieniowania na produkcję
nasienia?
Glenn T. Seaborg, profesor chemii i laureat Nagrody Nobla, nie
ocenia tego aż tak surowo. W 1995 roku opublikował artykuł w
„Skeptical Inquirer", w którym napisał, że ówcześni
naukowcy „działali w ramach obowiązuących w tamtych latach norm
etycznych". „Możliwe", dodał Seaborg. "że obecne
standardy badań w dziedzinie medycyny jądrowej za pięćdziesiąt lat
będą szokiem dla naszych potomków".
Czy udało się wytworzyć antygrawitację?
Gdyby kilkadziesiąt lat temu jakiś fizyk wypowiadał się otwarcie o
możliwości podróżowania w czasie lub osiągnięciu prędkości
nadświetlnej, koledzy patrzyliby na niego podejrzliwie. Dziś
zastanawiają się nad tym najtęższe umysły i drukują swoje hipotezy w
uznanych czasopismach specjalistycznych.
Media zainteresowały się nowymi wichrzycielami fizycznego
porządku. 1 września 1996 roku „Sunday Telegraph"
zaskoczył czytelników sensacyjnym doniesieniem, że naukowcy z
uniwersytetu w Tampere w Finlandii już niedługo „podzielą się
szczegółami na temat pierwszej antygrawitacyjnej maszyny na
świecie".
Najwyraźniej fińscy badacze zrealizowali coś, co specjaliści
wyśmiewali ironicznie jako „pobożne życzenia". Jak podał
„Sunday Telegraph", powołując się na szefa projektu,
Eugene'a Podkletnova: za pomocą specjalnego układu doświadczalnego
udało się zmniejszyć grawitację. Obiekty, które znajdowały się
nad układem, w nie wyjaśniony dotychczas sposób straciły na
wadze.
Jak oświadczył Podkletnov, on i jego koledzy zaobserwowali to
tajemnicze zjawisko zupełnie przypadkowo, w trakcie doświadczenia z
obracającą się nadprzewodzącą płytką ceramiczną (średnica 145 mm,
grubość 6 mm). Aby schłodzić płytkę poniżej 77 stopni Kelvina,
zanurzyli ją na kilka minut w płynnym helu, a potem położyli dla
przeprowadzenia doświadczenia na elektromagnesie. Po bokach umieścili
dwa dodatkowe elektromagnesy, a wszystkie trzy podłączyli do prądu
zmiennego o częstotliwości od 50 Hz do 10 MHz, dzięki czemu powstało
wirujące pole magnetyczne.
Płytka w stanie nadprzewodzącym unosiła się swobodnie nad dolnym
magnesem, bo zadziałał tak zwany efekt Meissnera: nadprzewodnik
wypierał ze swego wnętrza pole magnetyczne i :„odpychał się"
od niego. Około 15 milimetrów nad układem doświadczalnym
znajdowała się pięciogramowa masa próbna. Przed działaniem
oparów helu chroniła ją folia z tworzywa sztucznego.
Posługując się precyzyjną wagą określono jej ciężar, to znaczy
oddziałującą na płytkę siłę przyciągania ziemskiego.
Gdy płytka ceramiczna znajdowała się w stanie nadprzewodzącym
(unosiła się swobodnie) i nie wirowała, masa próbna traciła
około 0,005% wagi. Gdy płytka wirowała, pojawiły się nieregularne
wahania siły ciężkości od -2,5 do +5,4 procent. Przy określonych
prędkościach obrotowych i częstotliwościach Podkletnov i jego
współpracownicy mogli nawet obserwować stabilną redukcję
ciężaru o 0,3%. Okazało się także, że utrata wagi utrzymała się przy
wyłączonych polach magnetycznych, pod warunkiem, że płytka nadal się
obracała.
Podkletnov uzyskał stabilne zmiany wagi rzędu dwóch
procent. Równocześnie stwierdził, że efekt redukowania
grawitacji nie dotyczy wyłącznie obszaru znajdującego się
bezpośrednio nad płytką. Przeciwnie, wykazał, że z równą
intensywnością utrzymuje się także na całym piętrze nad laboratorium.
Szwajcarski fizyk Laro Schatzer: „Trzeba wyraźnie
podkreślić, że nie można tego wytłumaczyć posługując się aktualnymi
teoriami, ponieważ zjawisko to przeczy zasadzie superpozycji, która
głosi, że siła wypadkowa dwóch nakładających się na siebie sił
jest sumą tych sił. Jeśli zastosujemy tradycyjne modele
interpretacyjne, to wraz ze wzrastającą odległością moc efektu
zmniejszenia grawitacji powinna maleć".
W październiku 1996 roku Eugene Podkletnov 'chciał poinformować o
swoich wynikach czasopismo „Journal of Physics D: Applied
Physics". Trzej eksperci badali referat pod kątem jego
ewentualnych niepoprawności. Gdy jednak „Sunday Telegraph"
dowiedział się o zaplanowanej publikacji, fiński naukowiec wycofał
artykuł. Ponoć sponsorzy odradzili mu przedwczesne informowanie o
odkryciu, przy czym chodziło im o kwestie związane z ochroną
patentową.
Reprezentanci oficjalnej nauki uważali, że w ten sposób
potwierdzono jedynie ich wątpliwości. Twierdzili, że Podkletnov się
przestraszył. „Sprawdzenie jego prób i tak kosztowałoby
mnóstwo czasu i pieniędzy", wyjaśnił mi po cichu i z
wyraźną ulgą pewien fizyk niemiecki. Na mój zarzut, że badania
mogłyby jednoznacznie wyjaśnić sprawę, zdecydowanie pokręcił głową.
„Szansa, że jakiś nieznany naukowiec mógłby dokonać
sensacyjnego odkrycia, jest praktycznie równa zeru. Dokąd
byśmy zaszli, traktując poważnie każdego oszusta tylko dlatego, że
wysuwa twierdzenia na temat czegoś, co uznawano dotychczas za
niemożliwe?"
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza