ďťż

esej898

Lemur zaprasza

Stanisław Lem


"Trzęsienia informatyczne"



 





1
         Jak już wiadomo wszystkim
czytelnikom gazet na świecie, federalny rząd USA wraz z
całą czeredą prokuratorów reprezentujących
poszczególne stany, wszczął ostatnio postępowanie
przeciwko Microsoftowi, a tym samym Billowi Gatesowi,
jako oskarżonym o próby sprzecznego z ustawodawstwem
USA monopolizowania rynku sieciowego, konkretniej zaś o
wypieranie z tego rynku przeglądarek internetowych
(browserów) innych firm. Ponieważ po obu stronach tego
frontu zostały zaangażowane znaczne siły, z jednej
strony potężnego aparatu państwowego, a z drugiej
finansowego, obserwatorzy sądzą, że tak rozpoczęte
zmagania na wokandach sądowych mogą trwać lata i że w
razie przegranej Bill Gates poniesie uszczerbek
majątkowy rzędu dwu miliardów dolarów, co dla niego
odpowiadałoby utracie dziesięciu groszy przeciętnego
obywatela polskiego. Obie strony będą niechybnie
rzucały w ten bój odwody zarówno prawne, jak
ekspertowe. Rzecz oczywista, nie zamierzam zmienić się
w wojennego korespondenta, śledzącego bieg owych
zmagań. Przykład ów, sporej miary, cytuję dlatego,
ponieważ zauważyłem w poczcie elektronicznej, jaką
otrzymuję, wyrazy ubolewania, wyjawiające, że moim
niegdysiejszym świetlanym wizjom technologicznym
serwuję obecnie aspekty "wiejące grozą". Tak
się jednak składa, że to, co z Polski napiętnowano
jako posypywanie popiołem grozy moich pradawnych
prometejskich wizji, doceniono za pośrednictwem sieci ze
Stanów Zjednoczonych. Amerykański korespondent
pochwalił mnie za, jak się wyraził, "zimne
prysznice", jakie skierowałem na perypetie
internetowe. Chodzi o to, że, jak w samej rzeczy
przewidywałem, przy całej swojej globalnej pojemności,
internet ulega fatalnemu zaśmieceniu i zatykaniu przez
informacyjne odpadki, ponieważ pragnących odezwać się
na skalę światową w sieci jest nieporównanie więcej,
aniżeli osób, które mają cokolwiek rozsądnego do
zakomunikowania. Informatyczne zawały utrudniają więc
przekazywanie informacji ważkich oraz istotnych, tak że
obecnie ośrodki naukowo badawcze (np. uniwersyteckie)
konstruują łącza internetu, tóry miałby umożliwić
im sprawną i szybką komunikację poza oceanami
głupstw. Przypuszczam, że pod wpływem podobnych
nacisków rozpocznie się również funkcjonowanie istnej
wylęgarni sieci, w których obecni będą przede
wszystkim nadawcy i adresaci typu bankowo-komercjalnego.
Zarazem wszystkim takim tworom wyższych rzędów będą
zagrażały inwazje rozmaitych hackerów, czy też
duchowo podobnych do nich osób, które zawsze chcą być
tam, gdzie nie wolno im wejść. W ten sposób zacznie
się konstytuowanie labiryntowego molocha
informatycznego, którego w tej postaci nikt nie chce,
ale który jednak będzie się coraz bardziej
komplikował i powielał, ponieważ, jak się okazało i
jak już wiedzieliśmy wcześniej, niezawodnych sposobów
zawarowania informatycznych sieci i łączy przed
niepożądanymi wtargnięciami nie ma. Ponieważ jednak
całość tych zjawisk będzie podlegała inwencji
rozmaitych szyfrantów i deszyfrantów oraz będzie
stanowiła przemieszczony w obszar komunikacji typowy
obraz ataków, kontrataków i obrony, czyli
działalności w jakiej niestety od wieków - chociaż na
wielu innych polach - lubują się ludzie, na cały ów
teren wstępować nie zamierzam..









2
        Jak głoszą liczni
naukoznawcy, większość odkryć, jakimi instrumentalnie
stoi cywilizacja, nie jest rezultatem świadomie
celowanych prac badawczych, gdyż odkrycia takie
najczęściej zdarzają się przypadkowo, kiedy pragnąc
stworzyć (syntetyzować) jakieś A, zupełnie niechcący
stwarza się jakieś B. Ostatnim, wielce instruktywnym
przykładem tej przypadkowości odkryć, jest
rozbrzmiewająca już we wszystkich mediach świata, jako
lek na męską impotencję, substancja, na której
horrendalne kwoty zarabia Pfizer: viagra. Ale oczywiście
nie miejsce w magazynie komputerowym na zajmowanie się
środkami obracającymi impotentów w jurnych samców.
Bardziej stosownym przykładem, będzie, jak sądzę,
krótka opowieść potwierdzająca zasadę mimowolnego
dokonywania postępów technologicznych bez
pierwoudziału ekspertów. Mam na myśli, sprokurowane
najpierw jako igraszka, konfliktowe gry, w których
uczestniczą tak zwane norny. Są to pseudostworzenia, na
razie mogące istnieć jedynie w wytworzonej wirtualnie
przestrzeni komputerowej, opatrzone informacyjnymi
programami, które umożliwiają im elementarne
działania typu percepcyjnego, tak że norn potrafi
dostrzec, a więc i odróżnić wirtualną marchewkę od
wirtualnego kamienia, a spożywając marchewkę wzbogaci
się energetycznie, ponieważ w tym fantomatycznym
świecie, w jakim bytuje, fantom marchewki pozwala mu
się przerobić na odżywiającą norna glukozę, czy
glikogen. Ponadto dysponują norny również symulatami
stanów emocjonalnych, stanowionych po prostu przez cyfry
od 1 do 256. Zrazu było tak, że kiedy norn dostrzegał
innego norna, potrafił podjąć z nim pojedynek o tak
akrobatycznej sprawności, że twórcom owej gry rychło
przyszła ochota, aby uczynić z nornów pilotów
myśliwców przechwytujących, także dlatego, ponieważ
te digitalnie istniejące stworzenia reagują szybciej,
aniżeli jest w stanie zareagować człowiek. Jak na
razie, poruszamy się jeszcze w sferze nie bardzo
pobożnych życzeń usadowienia syntetycznych pilotów w
realnych samolotach, ale podobno prace takie się już
toczą. Wydaje mi się to bardzwczesnym początkiem drogi
w kierunku wymarzonym przez jak dotąd bezsilnych
twórców sztucznej inteligencji, ponieważ na
elementarnym sensorium nornów będzie można nabudować
dalsze, bardzie zawiłe, bardziej skuteczne, a nawet
bardziej do napędów instynktowych podobne programy
operacyjne. Nie mam pewności, że naprawdę tak się
stanie, ale jeżeliby tak było, to XXI wiek zostanie
zaludniony przez kreatury o rodowodach
wirtualno-fantomatycznych, które najpierw będą mogły
wykonywać czynności proste i przypominać, dajmy na to,
osę Sphex, która nieomylnie atakuje gąsienice, aby
żywym, lecz przez nią porażonym wszczepiać swoje
jajeczka, czyli najpierw będziemy mieli do czynienia z
realizacją zachowań owadopodobnych, a więc
instynktownych, ale takich, które zdołają uczynić
ludzi jako lotników zbędnymi. W ten sposób
rozpoczęłaby się obezludniająca ewolucja kreatur o
proweniencji wirtualnej, obleczonych w materię, zaś
późne skutki tej fazy wstępnej, w której to, co
wirtualne przekształci się w to, co realne, mogą mieć
dalsze konsekwencje, o jakich strach nawet pomyśleć.









3
         Kiedy piszę te słowa, trwa
we Francji strajk pilotów Air France, który
sparaliżował prawie cały ruch lotniczy nad tym krajem
i ofiarami sporu związku zawodowego pilotów z
pracodawcami uczynił dziesiątki tysięcy ludzi. Jest
rzeczą jasną, ze przyszłe pokolenia nornów, których
generacje liczą sobie już teraz około czterystu
pokoleń, mogłyby zastąpić ludzi ze skutkiem tak
fatalnym dla tych ostatnich, iż weszlibyśmy w istne
piekło bezrobocia. To, co napisałem będzie brzmiało
może nieco apokaliptycznie, a zarazem fantasmagoryjnie,
lecz należy zauważyć, ze przeszło pół roku temu
Norbert Wiener w książce "Human use of human
beings" przewidywał możliwość nadejścia epoki
bezrobocia wywołanego najrozmaitszymi postaciami
automatyzacji, które wszystkie razem miałyby być
wnukami, lub prawnukami wykoncypowanej przez Wienera
cybernetyki.



 



3 czerwca 1998

e-mail: lem@apple.phils.uj.edu.pl





sssdasd
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza