ďťż

12 (6)

Lemur zaprasza










Anne McCaffrey     
  Śpiew Smoków

   
. 12 .    








Smoczy jeźdźcu, smoczy jeźdźcu Pomiędzy Tobą a TwoimDaj mi tę
drobinę miłościWiększej niż moja.

    Nazajutrz, Mirrim obudziła Menolly wczesnym rankiem,
niecierpliwie odganiając jaszczurki, którym nie podobało się takie
bezceremonialne potrząsanie za ramię ich pani.
    - Menolly, obudź się. Potrzebujemy twojej pomocy w kuchni.
Dzisiaj wyklują się smoki, a na Wyląg zaproszone jest chyba pół Pernu. Przewróć
się na brzuch. Zaraz przyjdzie Menora oglądnąć twoje stopy.
    - Au! Nie tak ostro!
    - Powiedz Pięknej... auu... nie robię ci przecież krzywdy.
Piękna! Uspokój się, albo poproszę o pomoc Ramoth!
    Menolly ze zdumieniem stwierdziła, że Piękna rzeczywiście
przestała atakować Mirrim i z piskiem wycofała się do najdalszego zakamarka
pokoju.
    - Naprawdę mnie bolało - powiedziała Menolly, zbyt zaspana, by
zachowywać się taktownie.
    - No cóż, powiedziałam już przepraszam. Hmmm. Twoje stopy
rzeczywiście wyglądaj o wiele lepiej.
    - Nie będziemy dzisiaj zakładać takich ciężkich bandaży
powiedziała Menora, która właśnie w tej chwili weszła do pokoju. - Pantofle i
tak dobrze je chroni.
    Menolly odwróciła głowę, czując delikatny choć mocny dotyk
palców Menory, najpierw na prawej, a potem na lewej stopie.
    - Tak, dzisiaj lżejsze bandaże i maść. Wieczorem zdejmiemy je
już całkiem. Rany muszą mieć świeże powietrze. Ale sprawiłaś się bardzo dobrze,
Mirrim. A jaja jaszczurek są zupełnie bezpieczne, Menolly.
    Z tymi słowami Manora opuściła obie dziewczynki, a Mirrim
zajęła się zakładaniem opatrunku. Kiedy skończyła, Menolly wstała, żeby się
ubrać, z wielki radością gładząc przez chwilę delikatni tkaninę koszuli.
Tymczasem Mirrim rzuciła się na łóżko, z przesadnie głośnym westchnieniem.
    - Co się z tobą dzieje? - spytała Menolly.
    - Odpoczywam, dopóki mogę - odparła Mirrim. - Nie wiesz, co to
znaczy Wyląg, kiedy wszyscy ci ludzie z Warowni i Cechów plączą się po całym
Weyrze, zawsze włażą tam, gdzie nie powinni wchodzić, straszą smoki i sami omal
nie umierają ze strachu. A jak oni jedz! - Mirrim przewróciła oczami z irytacją.
Pomyślałabyś, że nigdy nie widzieli jedzenia i... - Mirrim przekręciła się nagle
na brzuch i zaczęła głośno szlochać.
    - Mirrim, co się stało? Och, chodzi o Brekke! Czy jej coś się
stało? Nie będzie próbowała Naznaczyć? Sama powiedziała, że Lessa miała właśnie
nadzieję...
    Menolly pochyliła się nad swoje przyjaciółką, starając się ją
pocieszyć, choć sama była głęboko poruszona tym rozpaczliwym szlochem. Z trudem
domyślała się, co mówi Mirrim, bo jej słowa ginęły w płaczu, w końcu zrozumiała
jednak, że dziewczynka nie chciała, by jej przybrana matka Naznaczała nowi
królową, ale nie bardzo potrafiła wytłumaczyć dlaczego. Brekke nie chciała już
dalej żyć i wszyscy starali się znaleźć jakiś sposób na przywrócenie jej światu.
Utrata smoka była dla jeźdźca niemal równoznaczna ze śmierci i trudno było winić
Brekke za jej stan. Była taka łagodna i wrażliwa, i kochała F'nora, co z jakichś
nie znanych Menolly powodów, także było niemądre.
    Menolly pozwoliła więc Mirrim wypłakać się porządnie, wiedząc z
własnego doświadczenia, jak wielką ulgę może przynieść płacz, i mając głęboką
nadzieję, że jeszcze tego samego dnia Mirrim będzie płakać z radości. Na pewno
tak się stanie. W jednej chwili wybaczyła Mirrim wszystkie jej pozy i
sztuczności, świadoma faktu, że w ten sposób ukrywała swój ogromny strach i
smutek.
    Zasłona pokoju zaszeleściła nagle, potem słychać było piski
zdenerwowanej jaszczurki, a w końcu pojawił się obok nich Tolly, z oczami
pełnymi oburzenia i zmartwienia. Kiedy zobaczył, że Menolly głaszcze włosy
Mirrim, podniósł skrzydła, jakby chciał ją zaatakować. Piękna zaszczebiotała
ostrzegawczo ze swojego rogu i Tolly potrząsnął tylko skrzydłami, lądując
spokojnie na łóżku i patrząc badawczo, najpierw na Mirrim, potem na Menolly.
Chwilę później dołączyły do niego także dwie zielone. Usadowiły się na stołku i
choć nie spuszczały oczu ze swojej pani, nie były też natrętne.
    Piękna obserwowała uważnie całą trójkę.
    - Mirrim? Mirrim? - To był głos Sanry, dochodzący z jaskini
mieszkalnej. - Mirrim, nie skończyłaś jeszcze ze stopami Menolly? Potrzebujemy
was obu! Już!
    Kiedy Menolly posłusznie podniosła się ze swojego miejsca,
Mirrim złapała jej dłoń i uścisnęła ją mocno. Potem i ona wstała, wygładziła
spódnicę i dziarskim krokiem wyszła z pokoju. Menolly, choć nieco wolniej,
podreptała za nią.
    Mirrim wcale nie przesadzała, opowiadając o niesamowitej pracy,
jaka czekała ich wszystkich. Dopiero co zaczął się świt, ale wszystkie kucharki
najwyraźniej. były już na nogach od kilku godzin, sądząc po ilości wypieczonego
chleba - słodkiego, kwaśnego i ostrego - ułożonego do schłodzenia na długim
stole. Dwóch mężczyzn oprawiało potężnego kozła, który miał być opiekany na
największym rożnie, a kilka wherów, już teraz oczyszczanych i wypychanych, miało
smażyć się na mniejszych paleniskach.
    Aby zapobiec jakiemuś nieszczęśliwemu wypadkowi, ktoś
przewidujący postawił nad jej koszem z jajami jaszczurek ognistych ciężki stół.
Piasek w koszyku był odpowiednio ciepły i suchy. Felena, gdy tylko ją
dostrzegła, kazała dziewczynce szybko coś przegryźć i spytała czy przypadkiem
wie, co dobrego można by dodać do suszonych ryb? A może woli pomagać przy
obieraniu warzyw?
    Menolly wolała oczywiście gotować ryby, więc Felena zapytała,
jakich składników będzie potrzebować. Dziewczyna była nieco przerażona, gdy
dowiedziała się, jakie ogromne ilości jedzenia musi przygotować. Nie miała
zielonego pojęcia o tym, ilu ludzi przybędzie na Wyląg do Weyru; miało ich być
więcej niż wszystkich mieszkańców Półkola.
    Najważniejszym elementem przygotowania smakowitego gulaszu z
ryb, było długie duszenie. Menolly zabrała się więc jak najszybciej do
ustawienia ogromnych garnków na ogniu, tak by za moment sos zaczął się już
gotować i gęstnieć. Robiła to tak szybko, że gdy skończyła wszystko ustawiać,
mnóstwo potrzebnych warzyw nie było jeszcze nawet obranych.
    W jaskini kuchennej wszyscy pracowali w pocie czoła. Ogromna
góra jarzyn ułożona przed Menolly topniała całkiem szybko, kiedy słuchała
pogaduszek innych dziewcząt i kobiet. Wiele rozmów dotyczyło tego, kto spośród
młodzieży Naznaczy tego dnia nowe smoki.
    - Nikt nie Naznaczał jeszcze smoka po raz drugi - powiedziała
jedna z kobiet ze smutkiem. - Myślicie, że Brekke się uda?
    - Nikt jeszcze nie próbował tego robić.
    - A czy w ogóle powinniśmy tak ryzykować? - spytał ktoś inny.

    - Nas o to nie pytano - powiedziała Sanra, spoglądając groźnie
na autorkę ostatnich słów. - To pomysł Lessy, a nie F'nora czy Manory.
    - Coś musi jej pomóc - powiedziała pierwsza kobieta. - Serce mi
krwawi, kiedy widzę, jak ona tak leży, po prostu leży, jakby była martwa.
Przypomina się to, co stało się z D'namalem. On, po prostu... hmm... jakby
znikał po trochu.
    - Jeśli szybko skończysz z tymi warzywami, to będziemy mogły
postawić czajnik - powiedziała Sanra gwałtownie się podnosząc. - Czy naprawdę
zjedzą to wszystko? - spytała Menolly siedzącej obok kobiety.
    - Jasne, i na pewno znajdą się tacy, co będą chcieli jeszcze
odparła kobieta z uśmiechem. - Dni Wylęgu to bardzo dobre dni. Mój wychowanek i
jeden syn z krwi stają dzisiaj na piasku Wylęgarni! - dodała ze zrozumiałą dumą.
- Sanra! - Odwróciła głowę, krzycząc przez ramię. - Będzie nam potrzebny jeszcze
jeden większy garnek i to chyba wszystko.
    Potem pokrojono biele warzywa w zgrabne plasterki, ułożono je w
glinianych formach, przykryto ziołami i odstawiono do pieczenia. Smakowity
zapach rybnej mikstury Menolly przysporzył jej sporo pochwał ze strony Feleny,
która była odpowiedzialna za wszystkie paleniska i piecyki. Potem, Menolly,
której przykazano oszczędzać pokaleczone stopy, pomagała przy przybieraniu
ciast. Chichotała wraz z innymi, kiedy Sanra rozkroiła jedno z ciast i rozdała
wszystkim dokoła, mówiąc, że przecież muszą się upewnić, czy ciasta dobrze
wyszły.
    Menolly nie zapominała o przewracaniu jajek ani o nakarmieniu
swych przyjaciół. Piękna pozostawała zawsze w pobliżu Menolly, ale pozostałe
kąpały się w jeziorze i wygrzewały na słońcu, trzymając się jak najdalej od
Ramoth, której ryki rozbrzmiewały od rana.
    - Ona zawsze taka jest w dniu Naznaczenia - powiedział
T'gellan, przegryzając coś szybko przy stoliku Menolly. - Słuchaj, czy namówisz
swoje jaszczurki, żeby znowu śpiewały z tobą dziś wieczorem? Okrzyknięto mnie
kłamcą, kiedy powiedziałem, że nauczyłaś je śpiewać.
    - Nie wiem, mogą się Przestraszyć albo zawstydzić pyry takim
tłumie ludzi.
    - No to poczekamy, aż wszystko się uspokoi i wtedy spróbujemy,
dobrze? Aha, mam dopilnować, żebyś zobaczyła Naznaczenie. Zagnie się gdzieś po
południu, więc bądź gotowa.
    Okazało się jednak, że wcale nie była gotowa. Poczuła dziwne
buczenie, jeszcze zanim je usłyszała. Po kolec wszyscy w jaskini kuchennej
zamierali w bezruchu, w miarę jak i oni stawali się świadomi niezwykłości
chwili. Menolly niemal krzyknęła ze zdumienia, kiedy zorientowała się, że był to
ten sam dźwięk, jaki wydawały ogniste jaszczurki w czasie Wylęgu.
    Nagle okazało się, że nie ma ani chwili czasu, by wrócić do
swojego pokoju i zmienić ubranie. T'gellan ukazał się w wejściu do kuchni i
gestami przywoływał ją do siebie. Ruszyła więc w jego kierunku, idąc najszybciej
jak na to pozwalały obolałe stopy, widziała już bowiem oczekującego na zewnątrz
Monartha. T'gellan wziął ją już za rękę, kiedy z przerażeniem dostrzegła mokre i
tłuste plamy na swym fartuchu.
    - Mówiłem ci, żebyś była gotowa. Posadzę cię w kącie, zresztą
dzisiaj i tak nikt nie zauważy. żadnych plam - zapewnił ją T'gellan.
    Menolly z pewnym oburzeniem zauważyła, że on sam ubrany był w
nowe spodnie, elegancko skrojoną tunikę, pas przyozdobiony metalem i klejnotami,
ale nie stawiała najmniejszego oporu, kiedy posadził ją na grzbiecie smoka.
    - Najpierw muszę cię odstawić na miejsce, bo potem mam zabrać
jakichś gości - powiedział T'gellan sadowiąc się przed nią. - Flar zwozi do
Wylęgarni wszystkich, którzy tylko odważą się polecieć pomiędzy.
    Monarth zaczął już lot, wznosząc się z pochyłej podłogi Niecki
do ogromnego otworu, którego Menolly nie zauważyła wcześniej wysoko w ścianie
Weyru. Inne smoki takie zmierzały w tym kierunku. Wstrzymała oddech, kiedy
wlecieli do środka, w towarzystwie jeszcze dwóch smoków, które zdawały się być
tak blisko Monartha, De przez moment obawiała się zderzenia. Ciemny korytarz
rozjaśnił się nagle na przeciwległym końcu i wkrótce znaleźli się w gigantycznej
Wylęgarni.
    Cała północna część Weyru musi być pusta w środku, pomyślała
zdumiona Menolly. Potem dojrzała błyszczące gniazdo smoczych jaj i westchnęła
cicho. Nieco z boku leżało jedno jajko, większe od pozostałych i to właśnie
wokół niego krążyła złocista postać Ramoth. Jej oczy zdawały się być
nieprawdopodobnie lśniące i podniecone zbliżającym się Naznaczeniem.
    Monarth zaczął się opuszczać z niepokojącą szybkością, potem
wyhamował lekko, by wylądować na jednej z półek.
    - No to jesteśmy, Menolly. Najlepsze miejsce w Wylęgarni.
Przylecę po ciebie, kiedy będzie już po wszystkim.
    Menolly z prawdziwą ulgą usiadła spokojnie po tym niesamowitym
locie. Siedziała w trzecim rzędzie, przy zewnętrznej ścianie, miała więc
doskonały widok na całą Wylęgarnię i wejście, przez które zaczęli się już
schodzić zaproszeni goście. Byli tak elegancko ubrani, że Menolly znowu podjęła
beznadziejną próbę wyczyszczenia co większych plam, ale w końcu zaplotła tylko
ręce na piersiach. Te ubrania przynajmniej były nowe.
    Przez górne wejście wlatywały kolejne smoki, wysadzając swoich
pasażerów, często nawet trzech czy czterech na raz. Obserwowała napływający już
bezustannie strumień gości. Zabawne było przyglądanie się eleganckim, często aż
do przesady, damom, które musiały podnosić swoje ciężkie spódnice i śmiesznymi,
drobnymi kroczkami biegły przez gorący piasek. Kolejne rzędy wypełniały się
bardzo szybko, a podniecone brzęczenie smoków było o kilka tonów wyższe, tak że
Menolly z trudem mogła usiedzieć na miejscu.
    Nagły okrzyk oznajmił wszystkim, że kilka jaj zaczęło się już
kołysać. Spóźnieni goście pospiesznie dobiegali do siedzeń i wszystkie miejsca
przed i obok Menolly zostały zajęte przez grupę górników, sądząc po ich
czerwonobrązowych tunikach. Znowu skrzyżowała ręce na piersiach, ale zaraz je
opuściła; by zobaczyć cokolwiek spoza szerokich pleców górników, musiała się
mocno wychylić.
    Po chwili już wszystkie jaja zaczęły się kołysać; oprócz
małego, szarego jajka, które jakby specjalnie zostało odsunięte pod ścianę.
    Znowu szum skrzydeł, i tym razem to spiżowe smoki wleciały do
gigantycznej Jaskini, wysadzając na piasek dziewczęta, które były kandydatkami
do jaja królowej. Menolly próbowała odgadnąć która z nich to Brekke, ale
wszystkie wyglądały na zdrowe i pełne żyda. Czyż jedna z kobiet w kuchni nie
mówiła dziś rano, że Brekke tylko leży, jakby umarła? Dziewczyny uformowały
luźne, choć i tak niekompletne półkole wokół jaja królowej, podczas gdy Ramoth
cicho syczała po jego drugiej stronie.
    Teraz do Wylęgarni weszli młoda chłopcy, krokiem dziarskim i
zdecydowanym. Szli dumnie wyprostowani, ustawiając się. w pobliżu głównego
gniazda.
    Menolly nie widziała, kiedy weszła Brekke, zajęta była bowiem
zgadywaniem, które z kołyszących się jaj pęknie pierwsze. Nagle jeden z górników
krzyknął i wskazał palcem na wejście, na szczupłą postać, potykającą się i
przystającą co kilka kroków, potem znowu przesuwającą się do przodu, a przy tym
zupełnie niewrażliwą na dotyk gorącego piasku pod stopami.
    - To będzie ta. To na pewno jest Brekke - powiedział do swoich
towarzyszy. - Jeździec mówił, że ma dzisiaj próbować Naznaczyć.
    Tak, pomyślała Menolly, porusza się jakby spała. Potem
dostrzegła Manorę i jakiegoś nieznajomego mężczyznę, stojących tuż przy wejściu,
jakby zrobili wszystko co w ich mocy, by doprowadzić Brekke do Wylęgarni.
    Nagle Brekke wyprostowała plecy i potrząsnęła głowi. Ruszyła
powoli, lecz zdecydowanie, w kierunku pięciu dziewcząt zebranych wokół jaja
królowej. Jedna z nich odwróciła się do Brekke i gestem pokazała jej, gdzie ma
stanąć, by dopełnić półkole.
    Buczenie ustało tak nagle, że przez rzędy publiczności
przebiegł drobny szum zaskoczonych szeptów. W ciszy, która zapadła wyraźnie dało
się słyszeć odgłos pękającej skorupy, najpierw jednej, potem następnych.
    Pierwszy smok, a po nim kolejne niezgrabne, brzydkie i lśniące
stworzenia, wyskakiwały i wytaczały się ze swych skorup, piszcząc i świergocząc,
wysuwając do przodu swe klinowate głowy, na razie o wiele za duże dla cienkich,
długich szyi.
    Menolly zauważyła, że chłopcy stali nieruchomo jak zaklęci, tak
samo jak ona w tamtej małej jaskini, kiedy maleńkie jaszczurki ogniste wypełzały
ze swoich jajek, niemal oszalałe z głodu.
    Teraz pojawiła się jednak znacząca różnicy jaszczurki nie
oczekiwały żadnej pomocy przy swoim Wylęgu, instynkt nakazywał im napełnić
rozpaczliwie puste żołądki najszybciej jak to możliwe. Smoki natomiast
rozglądały się wyczekująco dokoła. Jeden z nich dreptał posłusznie za chłopcem,
który powstrzymał jego bezcelowy pochód przez gorący piasek. Inny upadł prosto
na nos, tuż przed jakimś ciemnowłosym, wysokim młodzieńcem. Ten uklęknął, pomógł
smokowi podnieć się na nogi i spojrzał w jego kolorowe jak tęcza oczy.
    Menolly ozuła, jak ogromne podniecenie niczym pięść ściska jej
serce. Tak, miała swoje jaszczurki, ale Naznaczyć smoka... Nagle zaniepokojona
zaczęła się zastanawiać, gdzie jest Piękna, Skałka, Nurek i inne. Bardzo jej ich
brakowało, brakowało jej czułego ocierania małej królowej, a nawet jej duszącego
uścisku na szyi.
    Głośny trzask pękającej skorupy jaja królowej był sygnałem dla
wszystkich obecnych w Wylęgarni. Jajo rozszczepiło się dokładnie na środku, a
mała królowa piszcząc ze strachu, opadła grzbietem na piasek. Trójka dziewcząt
podeszła do niej, oferując pomoc. Podniosły królową na równe nogi i wróciły do
półkola. Menolly wstrzymała oddech, kiedy wszystkie kandydatki odwróciły się do
Brekke, która nie zdawała sobie w ogóle sprawy z tego, co się wokół niej dzieje.
Siła, która pozwoliła jej dojść do tego miejsca, zupełnie ją teraz opuściła. Jej
ramiona zwisały żałośnie, głowa przechyliła się na bok, jakby była dla niej za
ciężka. Mała królowa odwróciła swą kanciastą głowę w kierunku Hrekke,
spoglądając na nią niesamowicie wielkimi oczyma. Brekke otrząsnęła się,
uświadamiając sobie obecność smoka. Królowa podeszła do niej o krok.
    Menolly dojrzała kątem oka spiżowy błysk i pomyślała z
przerażeniem, że to Nurek. Ale to nie mógł być on, bo spiżowa jaszczurka zawisła
nieruchomo nad głową smoka, krzycząc przeraźliwie. Spiżowy był tak blisko
królowej, że ta cofnęła się, piszcząc ze strachu i instynktownie osłaniając
skrzydłami delikatne oczy.
    Smoki zaczęły ryczeć ostrzegawczo ze swoich półek nad podłogą
Wylęgarni, a Ramoth rozłożyła skrzydła, podnosząc się na łapy, jakby chciała
uderzyć małego agresora. Jedna z dziewcząt stanęła pomiędzy jaszczurką a
małą królową.
    - Berd! Przestań! - Brekke także się poruszyła, wyciągając rękę
do zirytowanego spiżowego.
    Mały smok zapiszczał i ukrył głowę w fałdach spódnicy odważnej
dziewczyny. Obie kobiety spojrzały sobie w oczy, niepewne i zmartwione. Potem ta
druga wyciągnęła dłoń do Brekke, uśmiechając się ciepło. Gest trwał tylko przez
moment, bo młoda królowa pisnęła ponaglające i dziewczyna uklękła na piasku,
obejmując czule i uspokajająco małego smoka.
    W tej samej chwili Brekke odwróciła się od niej, nie była to
już jednak ta sama, złamana cierpieniem, osoba. Ruszyła śmiało do wyjścia, a
spiżowa jaszczurka krążyła jak opętana nad jej głowa piszcząc i świergocząc, to
zrzędliwie, to znów błagalnie; zupełnie jak Piękna, kiedy Menolly robiła coś, co
ją niepokoiło.
    Menolly nie wiedziała, że płacze, dopóki łzy nie zaczęły jej
kapać na ręce. Rozejrzała się wokół przestraszona, sprawdzając, czy któryś z
górników tego nie zauważył, ale ich uwaga skupiona była na głównym gnieździe. Z
ich rozmów wynikało, że jakiś chłopiec z ich Cechu został wybrany w czasie
Poszukiwania i teraz niecierpliwie czekali, aż Naznaczy któregoś ze smoków.
Przez moment Menolly była na nich zła; czyżby nawet nie widzieli wspaniałego
ozdrowienia Brekke? Czyżby nie zdawali sobie sprawy, jakie to było cudowne
wydarzenie? Och, pomyśleć tylko, jaka szczęśliwa musi być teraz Mirrim!
    Menolly oparła się ze znużeniem o kamienie, wyczerpana tym
emocjonującym widowiskiem. I ten wyraz twarzy Brekke, kiedy przechodziła już do
wyjścia! Manora czekała tam na nią, promieniejąc ze szczęścia, wylęgając do niej
ramiona w geście najszczerszej radości. Mężczyzna, a byt to zapewne F'nor,
przygarnął ją mocno, a jego zmęczona twarz wyrażała najwyższą ulgę i
zadowolenie.
    Uradowane okrzyki siedzących obok górników świadczyły o tym, że
ich chłopak wreszcie Naznaczył, choć Menolly nie potrafiła powiedzieć, o którego
z kandydatów im chodziło. Było ich tak wielu, a każdy z nich miał już pod opieką
nieporadne stworzenie, piszczące z głodu, potykające się i upadające w drodze do
wyjścia. Górnicy przywoływali swojego pupila, a kiedy szczupły chłopiec o
kręconych włosach przechodził obok nich z szerokim uśmiechem na twarzy, Menolly
zobaczyła, że nieźle się spisał, Naznaczając brunatnego. I kiedy triumfujący
mężczyźni odwrócili się do niej, by podzielić się swą radością, zdobyła się na
właściwą reakcję, ale jednak odetchnęła z ulgą, gdy ruszyli wreszcie do wyjścia.

    Menolly pozostała na swoim miejscu, odtwarzając w pamięci
jeszcze raz wskrzeszenie Brekke, determinację i inteligencję spiżowego Herda,
jego oddanie i odwagę, bo drażnienie Ramoth w takiej chwili wymagało
niewątpliwie ogromnej odwagi. No tak, zastanawiała się Menolly, ale dlaczego
właściwie Berd nie chciał, by Brekke Naznaczyła nową królową? Tak czy siak to
doświadczenie wyrwało ją ze śmiertelnego letargu.
    Dorosłe smoki zaczęły już zabierać gości w drogę powrotną,
lądując tłumnie na podłodze Wylęgarni. Rzędy siedzeń powoli pustoszały. Wkrótce
pozostał w nich tylko mężczyzna ubrany w kolory Lorda jakiejś Warowni, wraz z
dwoma chłopcami zajmującymi miejsca w pierwszym rzędzie. Mężczyzna wyglądał na
bardzo zmęczonego, tak zmęczonego jak Menolly. Potem jeden z chłopców wstał i
wskazał ręki na małe jajo, które nawet nie zaczęło się kołysać.
    Menolly pomyślała leniwie, że może nic się z niego nie wykluje,
przypominając sobie nie naruszone jajo pozostawione w piasku jaskini, nazajutrz
po tym, jak wylęgły się jej jaszczurki. Potrząsnęła nim wtedy i usłyszała, jak
coś grzechocze w środku. Czasami dzieci rodzą się martwe, pomyślała więc, że to
samo przydarza się zapewne innym stworzeniom.
    Chłopiec biegł teraz wzdłuż pierwszego rzędu. Ku zdumieniu
Menolly zeskoczył na piasek i zaczął kopać małe jajko. Jego okrzyki przyciągnęły
uwagę dowódcy Weyru i kilku kandydatów, którym nie udało się Naznaczyć. Lord
podniósł się ze swojego miejsca, wyciągając rękę w ostrzegawczym geście. Drugi z
dwójki chłopców krzyczał na swojego przyjaciela.
    - Jaxom, co ty robisz? - krzyknął Władca Weyru.
    Wtedy jajo pękło, a chłopiec zaczął rozdzierać skorupę,
rozrywając ją po kawałku i nie przestając w nią kopać. W końcu nawet Menolly
mogła dojrzeć drobne ciało przepychające się przez wewnętrzną błonę.
    Jarom rozciął błonę nożem, i niewielkie, białe ciało, nie
większe niż tułów chłopca, opadło na piasek. Chłopiec pomógł stworzeniu podnieść
się na nogi.
    Menolly widziała jak biały smok podnosi głowę i zawiesza
spojrzenie swych wielkich, lśniących zielenią i żółcią oczu, na twarzy chłopca.

    - Mówi, że nazywa się Ruth! - zawołał chłopiec, zdumiony i
szczęśliwy.
    Z okrzykiem przerażenia starszy mężczyzna opadł na kamienne
siedzenie, a jego twarz przepełniona była głębokim smutkiem. przywódca Weyru i
inni, którzy biegli, by zapobiec temu, co właśnie się stało, zatrzymali się jak
wryci. Dla Menolly stało się jasne, że Naznaczenie białego smoka przez Jaxoma
było nie zaplanowane i niepotrzebne. Nie mogła jednak zrozumieć dlaczego;
chłopiec i jego smok wyglądali na takich szczęśliwych. Dlaczego odmawiać im tej
radości?


następny    






  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza