ďťż

133

Lemur zaprasza

/ Spis
Treści /
ROZDZIAŁ VII: NIEBIESKI TROPICIEL
Śniło mi się coś zupełnie bezsensownego. Była przy mnie Carol Tiggs. Mówiła
do mnie, ale nie mogłem zrozumieć jej słów. Był tam również don Juan i wszyscy
członkowie jego grupy. Próbowali wyciągnąć mnie z jakiegoś szalonego świata,
w którym tliło się mdłe, żółtawe światło.


Po długich zmaganiach, podczas których wiele razy traciłem ich na jakiś czas
z oczu, zdołali mnie wreszcie stamtąd wyratować. Ponieważ nie mogłem pojąć celu
całego przedsięwzięcia, w końcu doszedłem do wniosku, że śni mi się normalny,
chaotyczny sen.


Jakież było moje zdumienie, kiedy obudziłem się i odkryłem, że leżę w łóżku,
w domu don Juana. Nie mogłem się poruszyć. Byłem zupełnie pozbawiony energii.
Nie wiedziałem, co myśleć, chociaż od razu uświadomiłem sobie powagę sytuacji.
Miałem niejasne przeczucie, że straciłem całą energię na skutek wyczerpania
spowodowanego śnieniem.


Towarzysze don Juana zdawali się niezwykle poruszeni tym, co się ze mną działo.
Stale przychodzili do mojego pokoju, ale tylko pojedynczo. Każdy z nich stal
przez chwilę w całkowitym milczeniu, a potem przychodził następny. Wydawało
mi się, że na zmianę mnie pilnują. Byłem jednak zbyt słaby, by poprosić o wyjaśnienie
ich dziwnego zachowania.


W ciągu następnych dni poczułem się lepiej i zaczęli rozmawiać ze mną o moim
śnieniu. Z początku nie wiedziałem, czego ode mnie chcą. W końcu, na podstawie
pytań, które mi zadawali, pojąłem, że mają obsesję na punkcie świata cieni.
Każdy zdawał się przestraszony i mówił mi mniej więcej to samo. Powtarzali mi,
że nigdy nie byli w świecie cieni, a niektórzy utrzymywali nawet, że nic nie
wiedzą o jego istnieniu. Ich wyznania i reakcje sprawiły, że odczuwałem coraz
większy zamęt i strach.


– Kto zabrał cię do tego świata? I skąd w ogóle wiedziałeś, jak tam się dostać?
– pytali wszyscy.


Gdy powiedziałem, że to tropiciele pokazali mi tamten świat, nie mogli mi uwierzyć.
Najwyraźniej przyjęli, że byłem tam naprawdę, nie mogąc jednak odwołać się do
własnego doświadczenia jako punktu odniesienia, nie potrafili zgłębić moich
słów. Chcieli jednak wiedzieć wszystko, co wiem o cieniach i ich świecie. Spełniłem
ich prośby. Wszyscy, z wyjątkiem don Juana, usiedli przy moim łóżku i wsłuchiwali
się z uwagą w każde moje słowo. Gdy tylko jednak pytałem ich o moją sytuację,
rozbiegali się zupełnie jak cienie.


Niepokoiło mnie jeszcze coś. Chorobliwie unikali jakiegokolwiek kontaktu fizycznego
ze mną, co nigdy przedtem się nie zdarzało. Trzymali się z daleka ode mnie,
jakbym był trędowaty. Ich zachowanie tak mnie martwiło, że musiałem ich o to
zapytać. Zaprzeczyli moim zarzutom. Zdawali się urażeni moim pytaniem i to do
tego stopnia, iż usiłowali udowodnić mi, że się mylę. Roześmiałem się serdecznie,
rozbawiony wynikłym z tego napięciem. Sztywnieli bowiem za każdym razem, gdy
próbowali mnie objąć.


Jedynie Florinda Grau, najbliższa towarzyszka don Juana, nie obawiała się fizycznego
kontaktu ze mną; otaczała mnie troskliwą opieką i próbowała wyjaśnić, co się
dzieje. Powiedziała, że utraciłem moją energię w świecie istot nieorganicznych,
po czym ją odzyskałem. Jednak mój nowy ładunek energetyczny dla większości z
nich jest nieco niepokojący.


Florinda kładła mnie do łóżka każdego wieczoru, jakbym był kaleką. Nawet przemawiała
do mnie jak do dziecka, na co reszta reagowała salwami śmiechu. Pomijając jednak
pośmiewisko, które ze mnie robiła, doceniałem jej troskę, chyba zresztą autentyczną.


Pisałem już kiedyś o Florindzie w związku z naszym pierwszym spotkaniem. Była
to najpiękniejsza kobieta, jaką w życiu spotkałem. Kiedyś powiedziałem jej zupełnie
szczerze, że powinna była zostać modelką w magazynie mody.


– Tak, w magazynie z tysiąc dziewięćset dziesiątego roku – odparowała.


Florinda, chociaż miała już swoje lata, wcale nie była stara. Była młoda i
pełna życia. Gdy zapytałem don Juana o źródło jej niezwykłej młodości, dowiedziałem
się, że to magia utrzymuje ją w tak dobrym stanie.


– Energia czarowników – dodał don Juan – dla oka jest młodością i wigorem.


Gdy towarzysze don Juana zaspokoili już swoją pierwotną ciekawość świata cieni,
przestali wchodzić do mojego pokoju. Zadawali jedynie zdawkowe pytania dotyczące
mojego stanu zdrowia. Jednak kiedy tylko próbowałem wstać, zaraz zjawiał się
któryś z nich i delikatnie kładł mnie z powrotem do łóżka. Nie pragnąłem ich
posługi, a jednak najwidoczniej ich potrzebowałem; ciągle jeszcze byłem słaby.
Pogodziłem się z tym. Najbardziej jednak dokuczało mi to, że nie udało mi się
nakłonić nikogo z nich, by wytłumaczył mi, co ja właściwie robię w Meksyku,
skoro położyłem się spać w Los Angeles. Ciągle ich o to pytałem, ale wszyscy
odpowiadali niezmiennie:


– Zapytaj naguala. Tylko on może ci to wyjaśnić. W końcu Florinda się przełamała.


– Wpadłeś w pułapkę – powiedziała. – Właśnie to ci się przytrafiło.


– Gdzie wpadłem w tę pułapkę?


– W świecie istot nieorganicznych, rzecz jasna. To właśnie z nimi miałeś do
czynienia od lat, prawda?


– Tak, jak mówisz, Florindo. Możesz mi powiedzieć, jaka to była pułapka?


– Chyba nie. Wiem tylko, że straciłeś tam całą swoją energię. Ale walczyłeś
bardzo dzielnie.


– Dlaczego jestem chory, Florindo?


– Nie zmogła cię choroba. Doznałeś uszczerbku na swej energii. Byłeś w stanie
krytycznym, ale teraz jesteś tylko poważnie ranny.


– Jak to się stało?


– Stoczyłeś walkę na śmierć i życie z istotami nieorganicznymi i zostałeś pokonany.


– Nie pamiętam żadnej walki, Florindo.


– To nie ma żadnego znaczenia. Walczyłeś i zostałeś zdeklasowany. Nie miałeś
cienia szansy z mistrzami manipulacji.


– Walczyłem z istotami nieorganicznymi?


– Tak. Stoczyłeś z nimi śmiertelny pojedynek. Doprawdy nie wiem, w jaki sposób
zdołałeś przeżyć ich miażdżący cios.


Nie chciała powiedzieć mi już nic więcej. Napomknęła tylko, że może niebawem
odwiedzi mnie nagual.


Następnego dnia pojawił się don Juan. Był bardzo jowialny i dodawał mi otuchy.
Żartobliwie obwieścił, że składa mi wizytę jako pełniący obowiązki lekarza energetycznego.
Zbadał mnie, przypatrując mi się od stóp do głów.


– Jesteś już prawie uleczony – posumował.


– Co się ze mną stało, don Juanie? – zapytałem.


– Wpadłeś w pułapkę, jaką zastawiły na ciebie istoty nieorganiczne – odparł.


– A jak się tutaj znalazłem?


– Tu właśnie kryje się wielka tajemnica, bez dwóch zdań – powiedział i uśmiechnął
się dobrodusznie, najwyraźniej próbując rozładować nieco powagę sytuacji. –Istoty
nieorganiczne pojmały cię całego, łącznie z ciałem. Najpierw, gdy poszedłeś
za jednym z ich tropicieli, ściągnęły do swojego królestwa twoje ciało energetyczne,
a potem fizyczne.


Towarzysze don Juana wyglądali na zszokowanych. Jeden z nich zapytał, czy istoty
nieorganiczne rzeczywiście mogą kogoś porwać. Don Juan odparł, że bez wątpienia
mogą to zrobić. Przypomniał o nagualu Eliasie, który został uprowadzony do ich
świata, chociaż wcale nie zamierzał się tam udać.


Wszyscy przytaknęli, kiwając głowami. Don Juan dalej rozmawiał z nimi, mówiąc
o mnie w trzeciej osobie. Powiedział, że połączona świadomość istot nieorganicznych
najpierw pochłonęła moje ciało energetyczne, zmuszając mnie do gwałtownej reakcji
emocjonalnej na widok uwięzionego tropiciela. Potem ta sama połączona świadomość
ściągnęła do swojego świata moje bezwładne ciało. Don Juan dodał, że bez ciała
energetycznego człowiek jest tylko bryłą organicznej materii, którą świadomość
może z łatwością manipulować.


– Istoty nieorganiczne są sklejone ze sobą jak komórki naszego ciała – ciągnął
don Juan. – Gdy połączą swoją świadomość, są nie do pokonania. Wyrwanie nas
z naszego świata i umieszczenie we własnym nie sprawia im żadnych trudności.
Zwłaszcza jeśli się wyróżniamy i jesteśmy tak dostępni, jak on.


O ściany pokoju odbiły się echem westchnienia i głośne oddechy towarzyszy don
Juana. Wszyscy wydawali się naprawdę przestraszeni i zatroskani.


Chciałem obwinić don Juana, że nie zatrzymał mnie w porę, lecz przypomniałem
sobie, że próbował mnie ostrzec, nakłonić do zmiany postępowania, lecz nadaremnie.
Don Juan doskonale wiedział, o czym myślałem, i posłał mi znaczący uśmiech.


– Myślisz, że jesteś chory – powiedział, zwracając się do mnie – ponieważ istoty
nieorganiczne pozbawiły cię twojej energii i obdarowały swoją. To wystarczy,
by zabić. Jako nagual masz dodatkową energię i tylko dlatego przeżyłeś.


Wspomniałem, że pamiętam jakieś oderwane kawałki snu. Śniło mi się, że przebywałem
w jakimś żółtawym świecie, z którego wyciągnął mnie don Juan wraz z Carol Tiggs
i swymi towarzyszami.


– Dla fizycznego oka królestwo istot nieorganicznych wygląda jak żółtawy, zamglony
świat – wyjaśnił don Juan. – Myślałeś, że oglądasz normalny, chaotyczny sen,
a tymczasem po raz pierwszy patrzyłeś fizycznym wzrokiem na wszechświat istot
nieorganicznych. Może to dziwne, ale dla nas był to również pierwszy raz. Wiedzieliśmy
o tej żółtej mgle jedynie z opowieści czarowników, nie z doświadczenia.


To wszystko nie miało dla mnie sensu. Don Juan zapewnił mnie, że dokładniejsze
wyjaśnienie jest niemożliwe z powodu moich braków energetycznych.


– Musisz się zadowolić na razie tym, co ci mówię i co z tego pojmiesz – powiedział.


– Wcale tego nie pojmuję – zaprotestowałem.


– A zatem nic ci nie umknęło. Gdy poczujesz się lepiej, sam sobie odpowiesz
na wszystkie pytania.


Wyznałem don Juanowi, że odczuwam fale gorączki. Moja temperatura nagle wzrastała;
byłem cały spocony i gorący. Doznawałem wtedy nadzwyczajnego, lecz niepokojącego
uczucia, że rozumiem sytuację, w której się znalazłem. Don Juan zlustrował całe
moje ciało swoim przenikliwym wzrokiem i stwierdził, że znajduję się w stanie
szoku energetycznego. Cierpiałem na tymczasową utratę energii, a to, co interpretuję
jako fale gorączki, to w zasadzie rozbłyski energii, podczas których chwilowo
odzyskuję kontrolę nad moim ciałem energetycznym i mam świadomość wszystkiego,
co mi się przytrafiło.


– Wysil się i powiedz mi, co się wydarzyło w świecie istot nieorganicznych
– nakazał mi don Juan.


Powiedziałem mu, że od czasu do czasu mam wyraźne wrażenie, że wraz ze swoimi
towarzyszami udał się fizycznie do tego świata i wyrwał mnie z uścisku istot
nieorganicznych.


– Zgadza się! – krzyknął don Juan. – Dobrze ci idzie. A teraz zamień to wrażenie
na widok tego, co się zdarzyło.


Nie byłem jednak w stanie tego zrobić, chociaż usilnie się starałem. Poczułem
niesamowite zmęczenie wypalające mnie od środka. Zanim don Juan wyszedł z pokoju,
powiedziałem mu, że jestem bardzo niespokojny.


– To nic nie znaczy – odparł niewzruszony. – Odzyskaj swoją energię i nie martw
się bzdurami.


Minęły dwa tygodnie, w których trakcie odzyskiwałem powoli energię. Jednak
ciągle się wszystkim martwiłem, a najbardziej tym, że będę dla siebie nie znany.
Niepokoił mnie zwłaszcza mój chłód wewnętrzny, którego wcześniej u siebie nie
zauważyłem; rodzaj obojętności, którą wiązałem z chwilowym brakiem energii.
A potem zdałem sobie sprawę, że jest to nowa cecha mojej osobowości, cecha,
która na stałe pozbawiła mnie synchronizacji. Aby wywołać uczucia, do których
byłem przyzwyczajony, musiałem przywołać je i czekać, aż się pojawią w moim
umyśle.


Inną moją nową cechą było jakieś dziwne uczucie tęsknoty, które ogarniało mnie
od czasu do czasu. Tęskniłem za kimś, kogo nie znałem. Było to tak wszechogarniające
i intensywne uczucie, że musiałem wstawać i chodzić po pokoju, by je złagodzić.
Tęsknota ta żyła we mnie aż do chwili, gdy nie zrobiłem użytku z jeszcze jednego
nowego przybysza, który zjawił się w moim życiu: ścisłej samokontroli, która
była tak silna, że tylko podsyciła moje zmartwienia.


Przed końcem czwartego tygodnia rekonwalescencji wszyscy uznali, że jestem
już zdrowy, i przestali mnie odwiedzać. Większość czasu spędzałem samotnie.
Spałem i wypoczywałem, a moja energia zaczęła szybko rosnąć. Poczułem, że wracam
do siebie. Zacząłem nawet ćwiczyć.


Pewnego dnia koło południa, po lekkim posiłku, wróciłem do swojego pokoju,
aby się zdrzemnąć. Przed zapadnięciem w głęboki sen przewracałem się w łóżku,
próbując się jakoś ułożyć, gdy nagły nacisk na skronie zmusił mnie do otwarcia
oczu. U stóp mojego łóżka stała mała dziewczynka ze świata istot nieorganicznych
i spoglądała na mnie zimnymi, stalowoniebieskimi oczami.


Skoczyłem na równe nogi i wrzasnąłem tak głośno, że w pokoju natychmiast zjawili
się trzej towarzysze don Juana. Stanęli jak wryci. Patrzyli z przerażeniem na
dziewczynkę, która zbliżyła się do mnie, zatrzymując się na granicy mojego świetlistego
ciała. Patrzyliśmy na siebie przez wieczność. Mówiła coś do mnie, ale początkowo
nie mogłem tego zrozumieć. Po chwili jednak wszystko stało się jasne. Mówiła,
że jeśli chcę ją zrozumieć, muszę przemieścić swoją świadomość z mojego ciała
fizycznego do ciała energetycznego.


W tym momencie zjawił się don Juan. Dziewczyna i don Juan patrzyli na siebie
przez chwilę. Nie wypowiedziawszy jednego słowa, don Juan obrócił się i wyszedł
z pokoju. Dziewczynka pomknęła za nim.


Wśród towarzyszy don Juana zapanowało wielkie poruszenie. Wszyscy stracili
zimną krew. Najwidoczniej każdy z nich dostrzegł, jak dziewczynka wyszła z pokoju
za nagualem.


O mało nie eksplodowałem. Poczułem się słabo i musiałem usiąść. Obecność dziewczynki
podziałała na mnie jak uderzenie w splot słoneczny. Zdumiewająco przypominała
mojego ojca; ogarnęła mnie fala wspomnień. Zastanawiałem się, co to może oznaczać,
aż poczułem, że robi mi się niedobrze.


Zanim don Juan powrócił do pokoju, odzyskałem nieco kontrolę nad sobą. Byłem
tak ciekaw tego, co ma do powiedzenia o małej dziewczynce, że z ledwością mogłem
złapać oddech. Wszyscy byli równie podnieceni jak ja. Wszyscy naraz zaczęli
mówić do don Juana i roześmieli się, gdy to dostrzegli. Przede wszystkim chcieli
się dowiedzieć, czy wszyscy postrzegali tropiciela tak samo. Wszyscy zgodzili
się co do tego, że ujrzeli małą, bardzo szczupłą dziewczynkę w wieku sześciu,
może siedmiu lat, o pięknych, regularnych rysach twarzy. Zgodzili się również,
że miała ona stalowoniebieskie oczy płonące niemym uczuciem wdzięczności i lojalności.


Zgodziłem się z każdym szczegółem, który opisali. Jej oczy były tak jasne i
przytłaczające, że niemal sprawiały mi ból. Czułem ciężar jej spojrzenia na
piersiach.


Wszyscy towarzysze don Juana – a razem z nimi i ja –zastanawiali się nad tym,
co może wynikać z tego zdarzenia. Wszyscy się zgodziliśmy, że tropiciel był
cząstką obcej energii, która zdołała pokonać granicę oddzielającą drugą uwagę
od uwagi zwyczajnego świata. Przyjęli, że skoro nie śnili, a mimo to wszyscy
ujrzeli obcą energię, która przybrała kształt dziecka, to dziecko to musi istnieć.


Dowodzili, że muszą być setki, jeśli nie tysiące, przypadków, gdy obca energia
przenika niezauważenie do świata ludzi, pokonując naturalne bariery. Jednak
w historii ich linii nie było żadnej wzmianki o podobnym zdarzeniu. Najbardziej
męczyło ich to, że nie mówiły o tym opowieści czarowników.


– Czy to pierwszy taki wypadek w historii ludzkości? – zapytał jeden z nich
don Juana.


– Myślę, że zdarza się to przez cały czas – odparł –ale nigdy w tak otwarty,
zamierzony sposób.


– Jakie to ma dla nas znaczenie? – zapytał inny.


– Dla nas żadne, ale dla niego ogromne – odparł don Juan i wskazał na mnie.


Zapadło kłopotliwe milczenie. Don Juan chodził przez chwilę po pokoju. Następnie
stanął przede mną i przypatrywał mi się; sprawiał wrażenie kogoś, kto nie może
znaleźć odpowiednich stów, by wyrazić przytłaczające go myśli.


– Nie potrafię nawet rozpoznać rozmiarów tego, co zrobiłeś – odezwał się w
końcu don Juan z nutą dezorientacji w głosie. – Wpadłeś w pułapkę, ale nie taką,
której się obawiałem. Ta pułapka była przeznaczona wyłącznie dla ciebie i była
bardziej zgubna, niż mogłem to sobie wyobrazić. Obawiałem się, że padniesz ofiarą
pochlebstw i obietnicy wygód. Nigdy natomiast nie brałem pod uwagę tego, że
cienie zastawią pułapkę, wykorzystując do tego twoją wrodzoną awersję do kajdanów.


Don Juan porównał kiedyś swoje i moje reakcje w świecie czarowników na sprawy,
które nas najbardziej ograniczały. Powiedział, bez żalu w głosie, że chociaż
chciał i próbował, nigdy nie zdołał wzbudzić w ludziach takiego uczucia, jakie
potrafił wzbudzać jego nauczyciel, nagual Julian.


– Moja obiektywna reakcja – którą przedstawiam ci zupełnie jasno, byś mógł
ją ocenić – to umiejętność szczerego wyznania: “Nie jest mi pisane wzbudzać
ślepą i bezgraniczną miłość. W porządku!" Twoja obiektywna reakcja – ciągnął
– to nienawiść do kajdanów i gotowość zaprzepaszczenia życia, by je rozerwać.


Nie zgodziłem się z nim i powiedziałem, że przesadza. Nie miałem aż tak jasno
sprecyzowanych poglądów.


– Nie martw się – roześmiał się. – Magia to działanie. Nadejdzie czas, że i
w twoim działaniu odnajdzie się pasja. Moja pasja to pogodzić się z własnym
losem, nie biernie jak idiota, lecz aktywnie jak wojownik. Twoja pasja to spontanicznie
działać, rzucić się bez wyrachowania i bez wahania, by przeciąć czyjeś kajdany.


Don Juan wyjaśnił, że mieszając swoją energię z energią tropiciela, przestałem
w rzeczywistości istnieć. Wówczas moje ciało fizyczne zostało przeniesione do
królestwa istot nieorganicznych. I gdyby nie tropiciel, który poprowadził don
Juana i jego towarzyszy do mnie, umarłbym albo pozostał w tamtym świecie, bezpowrotnie
stracony.


– Dlaczego tropiciel zaprowadził was do mnie? – zapytałem.


– Ten tropiciel jest czującą istotą, pochodzącą z innego wymiaru. Teraz przybrał
postać małej dziewczynki, która powiedziała mi, że aby zdobyć energię potrzebną
do przełamania bariery, za którą został uwięziony w świecie istot nieorganicznych,
musiał zabrać ci całą twoją. Z niej biorą się jej cechy ludzkie. Przywiódł ją
do mnie rodzaj wdzięczności. Gdy ją ujrzałem, od razu wiedziałem, że już po
tobie.


– Co zrobiłeś potem, don Juanie?


– Zebrałem wszystkich tych, do których udało mi się dotrzeć, a w szczególności
Carol Tiggs, i wyruszyliśmy prosto do królestwa istot nieorganicznych.


– Dlaczego Carol Tiggs?


– Po pierwsze dlatego, że posiada ona nieskończony zasób energii, a po drugie,
ponieważ musiała zaznajomić się z tropicielem. Każdy z nas zyskał na tym przeżyciu
coś nieocenionego. Ty i Carol Tiggs otrzymaliście tropicieli. My zaś powód,
by zebrać swoją fizyczność i umieścić ją na naszych ciałach energetycznych.
W ten sposób staliśmy się energią.


– Jak to zrobiliście?


– Przemieściliśmy, wszyscy jednocześnie, swoje punkty połączenia. Reszty dokonał
nasz nieskazitelny zamiar uratowania ciebie. Tropiciel w mgnieniu oka zabrał
nas do miejsca, gdzie leżałeś na wpół martwy, i Carol cię wyciągnęła.


Wyjaśnienie don Juana nie miało dla mnie żadnego sensu. Roześmiał się, gdy
próbowałem mu to powiedzieć.


– Jak możesz to zrozumieć, skoro nie masz nawet dość energii, by podnieś się
z łóżka? – odparł.


Wyznałem mu, że jestem pewny, iż wiem nieskończenie więcej, niż mogłem tego
racjonalnie dowieść, lecz coś trzyma moją pamięć pod kloszem.


– To brak energii umieścił twoją pamięć pod kloszem – powiedział don Juan.
– Gdy będziesz miał dość energii, twoja pamięć znów będzie działać jak trzeba.


– Twierdzisz, że przypomnę sobie wszystko, gdy tylko będę chciał?


– Niezupełnie. Możesz sobie chcieć, ile ci się podoba, lecz jeśli twój poziom
energii nie odpowiada randze tego, co wiesz, możesz się pożegnać ze swoją wiedzą.
Nigdy do niej nie dotrzesz.


– Więc co mam zrobić, don Juanie?


– Energia ma tę właściwość, że można ją gromadzić. Jeśli będziesz nieskazitelny
na ścieżce wojownika, nadejdzie moment, gdy odzyskasz pamięć.


Przyznałem, że słuchając słów don Juana, utwierdzam się w absurdalnym przekonaniu,
iż jedynie folguję sobie, litując się nad sobą dlatego, że w istocie nie dzieje
się ze mną nic złego.


– To nie tylko folgowanie sobie – powiedział. – Cztery tygodnie temu byłeś
praktycznie martwy energetycznie. Teraz jesteś tylko oszołomiony. To oszołomienie
i brak energii powodują, że nie masz dostępu do swojej wiedzy. Z pewnością wiesz
więcej o świecie istot nieorganicznych niż my wszyscy. Ten świat był wyłącznie
domeną dawnych czarowników. Mówiliśmy ci wszyscy, że znamy go jedynie z ich
opowieści. Szczerze przyznaję, iż bardzo zdumiewa mnie to, że stałeś się dla
nas równie wiarygodnym, kolejnym źródłem opowieści czarowników.


Powtórzyłem, że nie mogę uwierzyć, iż mogłem dokonać czegoś, czego on nie dokonał.
Nie mogłem jednak uwierzyć i w to, że mówi to wszystko, by mnie uspokoić.


– Nie schlebiam ci ani też nie chcę cię uspokajać –powiedział najwyraźniej
zirytowany. – Wypowiadam jedynie pewną prawdę magii. Świadomość, że wiesz więcej
o tamtym świecie niż my, nie powinna być dla ciebie powodem do zadowolenia.
Z tej wiedzy nie wynikają bowiem żadne korzyści. Prawdę powiedziawszy, pomimo
tego wszystkiego, co wiesz, nie potrafiłeś się uratować. Uratowaliśmy cię tylko
dlatego, że zdołaliśmy cię odnaleźć. Lecz bez pomocy tropiciela nie byłoby nawet
sensu próbować. Byłeś tak bezpowrotnie zagubiony w tamtym świecie, że aż drżę
na samą myśl o tym.


W ówczesnym stanie mojego umysłu nie wydawało mi się wcale dziwne, że dostrzegam
niemal, jak fala emocji porusza towarzyszami i uczniami don Juana. Jedynie Carol
Tiggs pozostała niezmienna. W pełni zaakceptowała swoją rolę. Byliśmy jednością.


– Udało ci się uwolnić tropiciela – mówił dalej don Juan – ale oddałeś za to
swoje życie albo co gorsza, swoją wolność. Istoty nieorganiczne wypuściły tropiciela
w zamian za ciebie.


– Nie mogę w to uwierzyć, don Juanie. Zrozum, nie dlatego, że wątpię w to,
co mówisz; opisujesz jednak tak perfidny manewr, że czuję się oszołomiony.


– Nie traktuj tego jak perfidny manewr, a będziesz miał całą sytuację jak na
dłoni. Istoty nieorganiczne wiecznie poszukują świadomości i energii. Jeśli
dasz im możliwość zdobycia obu, jak myślisz, co zrobią? Puszczą do ciebie oko
z drugiej strony ulicy?


Wiedziałem, że don Juan ma rację. Nie udało mi się jednak utrzymać tej pewności
zbyt długo; ciągle traciłem jasność spojrzenia.


Towarzysze don Juana bez końca zadawali mu pytania. Chcieli wiedzieć, czy myślał
o tym, co zrobić z tropicielem.


– Tak, myślałem. To niezwykle skomplikowany problem, który będzie musiał rozwiązać
ten tutaj nagual – powiedział, wskazując na mnie. – On i Carol Tiggs są jedynymi
osobami, które wiedzą, jak uwolnić tropiciela. I on też wie.


– Jak mogę go uwolnić? – zadałem jedyne możliwe w tamtej chwili pytanie.


– Mógłbym ci powiedzieć, ale jest znacznie lepszy i bardziej odpowiedni sposób,
by się tego dowiedzieć – powiedział don Juan, uśmiechając się szeroko. – Zapytaj
wysłannika. Wiesz, że istoty nieorganiczne nie potrafią kłamać.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teen-mushing.xlx.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Lemur zaprasza