ďťż
Lemur zaprasza
PROSTE ZŁOŻONE ZSZYWKA ? informacja o czasie dostępu Gazeta Wyborcza nr 189, wydanie waw (Warszawa) z dnia 2000/08/14-2000/08/15, dział ŚWIAT, str. 9 ROZMAWIAŁA IRENA LEWANDOWSKA Rosyjski dwugłos po zamachu w przejściu podziemnym pod placem Puszkina w Moskwie Wady prostych rozwiązań Mądra polityka powinna sprawić, by zwykli Czeczeni stali się sojusznikami państwa w walce z terroryzmem, a nie jego wrogami. Czyli coś zupełnie przeciwnego niż to, co proponuje Putin - mówi Aleksander Pumpiański* Irena Lewandowska: Zaraz po wybuchu, kiedy jeszcze nikt nic nie wiedział, już znaleźli się tacy, co twierdzili, że bombę w metrze podłożyli Czeczeni. Mer Moskwy Łużkow nie zawahał się ze wskazaniem winnych ani na chwilę. Chyba powinno się jednak poczekać na wyniki śledztwa i wyrok sądu. Aleksander Pumpiański * : Ostatnio po Moskwie krążą pogłoski, jakoby MSW otrzymało informacje, że chodziło o porachunki między właścicielami kiosków w podziemnym przejściu czy o coś w tym rodzaju. Teoretycznie możliwy jest każdy wariant, w tym i taki, który nic nie ma wspólnego z wojną w Czeczenii. Ale opinia publiczna jest już tak wzburzona, że inna wersja oprócz czeczeńskiej nikomu nawet nie przychodzi do głowy. I dotyczy to wszystkich, niezależnie od stosunku do wojny. Ci, którzy nienawidzą Czeczenów i uważają, że trzeba ich zniszczyć, spodziewali się takich zamachów. Ci, którzy są przeciwnikami wojny, powiedzmy, liberałowie, też wychodzą z założenia, że dla postawionego pod ścianą czeczeńskiego ruchu oporu naturalną bronią będzie terror. To jest wojna silniejszego ze słabszym. Chyba w tej sytuacji byłoby naturalne, że ten słabszy, jeśli zechce zastraszyć wroga, powie: To się będzie powtarzać, jeśli nie zostawicie nas w spokoju. A tymczasem Czeczeni zaprzeczają, jakoby mieli coś z zamachami wspólnego. - Ale nikt im nie wierzy. Powodów jest kilka. Pierwszy to propaganda, która przedstawia Czeczenię jako uosobienie absolutnego zła, zagrożenie dla państwa rosyjskiego. To znajduje zrozumienie wśród ludzi, którzy niekoniecznie lubią zbyt długo myśleć. Oczywiście politycy powinni być rozumniejsi. A wypowiedź Putina - w dobę po wybuchu - była do takiego stopnia wewnętrznie sprzeczna, że trudno ochłonąć ze zdumienia. Najpierw zdanie jakby z cywilizowanego leksykonu, że niesłuszne jest poszukiwanie śladu czeczeńskiego, czyli że nie wolno przed zakończeniem śledztwa wydawać wyroku. I że zbrodniarz nie ma narodowości, co samo w sobie jest słuszne. A potem prezydent oświadcza, że trzeba zabić wroga w jego legowisku, co jest dosłownym cytatem z czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Jakbyśmy znowu walczyli z faszyzmem. A przecież społeczeństwo rosyjskie powinno pamiętać, jak niewątpliwi wrogowie okazywali się niewinnymi ofiarami. Kułak w 1930 r., bucharinowcy czy inni odchyleńcy w 37, kosmopolici w 49. Jeszcze byli Tatarzy krymscy, Czeczeni i inne narody wysiedlone za wyimaginowane przestępstwa. Już o tym zapomniano? - Psychologia społeczna funkcjonuje w inny sposób. A w przypadku Czeczenii, jak się przekonaliśmy w czasie drugiej wojny, mamy do czynienia z zupełnie innym syndromem. Putin powiedział, że Czeczenia stała się enklawą terroryzmu. Ale jeśli zamachy sprzed roku były dziełem służb specjalnych, jak niektórzy przypuszczają, to enklawa terroryzmu jest gdzie indziej. - To zarzut równie nieuzasadniony i równie niemoralny jak oskarżanie bez dowodów Czeczenów. Prezydent ma jednak pewne argumenty, żeby mówić o czeczeńskim terroryzmie, np. porywanie ludzi, branie zakładników. Czy to nie jest tak samo, jak gdybyśmy uznali, że za rosyjską mafię, za morderstwa na zlecenie winę ponoszą wszyscy Rosjanie? - Nie do końca. Przez ostatnie lata Czeczenia była krajem, w którym największą władzę miał automat Kałasznikowa w rękach dowódców polowych. No i oprócz tego rzecz nie ulegająca wątpliwości - Czeczeni dokonali zeszłorocznego ataka na Dagestan. To jedno rzeczywiście jest pewne. Wszystko inne obraca się w sferze domysłów. - Najistotniejsza jest koncepcja walki z terroryzmem, który istnieje naprawdę. Wnioski w tej kwestii są, według mnie, diametralnie różne od tych, które wyciąga Putin, przy całym moim dla niego szacunku. Powiedział przecież, że na świecie nie wymyślono jeszcze skutecznego sposobu na tę plagę. To jest alibi dla armii rosyjskiej po tym, co zrobiła w Czeczenii w ciągu ostatniego roku. Alibi fałszywe. Dlatego, że walka z terroryzmem - jak wynika ze światowego doświadczenia, na które powołuje się Putin - po pierwsze, nie polega na bombardowaniu; nikt nie posyła samolotów na Kraj Basków czy Irlandię Północną. Sens tej walki polega na przeciągnięciu na swoją stronę społeczeństwa, na osamotnieniu terrorystów. I trwa to wiele lat, a nawet dziesięcioleci, aż w końcu daje rezultaty. Wtedy, kiedy ludzie zrozumieją, że normalne życie w tym właśnie państwie to jest właśnie to, czego im trzeba, a terroryzm jest sprzeczny z ich interesami. Należy sprawić, żeby stali się sojusznikami państwa w walce z terroryzmem, a nie jego wrogami. Czyli coś zupełnie przeciwnego niż to, co proponuje Putin i co sprawia, że Czeczeni stają się sprzymierzeńcami tych, których nazywa się terrorystami. I wtedy rzeczywiście mamy do czynienia już nie z terroryzmem, ale raczej z guerrillą, wojną wyzwoleńczą, której żołnierzom terror służy jak karabin na polu bitwy. Chyba rosyjski prezydent lubi proste rozwiązania. - Sądzę, że stał się zakładnikiem swoich decyzji sprzed roku. Wówczas rzeczywiście podjął prostą decyzję, która przyniosła natychmiastowy efekt. Wojna z Czeczenią? - Tak. Wtedy doszedł do wniosku, że proste rozwiązania mają same zalety. Myślę, że teraz ma co do tego wątpliwości, ale nie może się do tego przyznać. Musi się upierać, że nadal ma rację, więc wykorzystuje, co się da, w tym również tę ostatnią tragedię, żeby usprawiedliwić swoje decyzje. ROZMAWIAŁA IRENA LEWANDOWSKA * Aleksander Pumpiański, redaktor naczelny tygodnika Nowoje Wriemia Wywiad z Aleksandrem Kabakowem - s. 11 (szukano: Czeczenia) © Archiwum GW, wersja 1998 (1) Uwagi dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl |