ďťż
Lemur zaprasza
O honorach powierszchownych i paradzie deputatów Komendant garnizonu, asystującego trybunałowi, co wieczór od marszałka odbierał parol, czyli hasło żołnierskie; to odebrane do ucha oddawał prezydentowi, a nazajutrz rano o godzinie ósmej lub dziewiątej tenże sam parol w liście zapieczętowanym odsyłał obiema jednym z oficjerów, do tej ceremonii komenderowanym. Wiele razy który z deputatów szedł na ratusz lub z niego schodził, albo też w innej potrzebie przechodził wedle obwachu, żołnierz stojący na warcie wołał głosem jak najmocniejszym: "Raus!", za którym słowem oficjer i żołnierze wybiegali śpieszno z kordygardy i uszykowani w rząd, czyli glejt, po żołniersku prezentowali przed nim broń. Dla prezydenta zaś i marszałka przydawał dobosz bicie w bęben po trzy razy, co się nazywało biciem werbla. Toż samo bicie i parada żołnierska działa się dla krzyża prezydenckiego i laski marszałkowskiej, wiele razy te insignia na ratusz niesione lub z niego znoszone były. Prezydentowi i marszałkowi oprócz jego nadwornych asystentów i służących ludzi, w których się podług możności dostatków na tę funkcją opatrywali, zabierając z sobą na trybunat młodzież przyjacielską i krewniaków, asystowała jeszcze liczna zgraja pacjentów majątku pomiernego, wszędzie, gdziekolwiek się który z tych dwóch czołów trybunału obrócił, idąc przed nim z gołymi głowami, choćby w najtęższe mrozy, a za nim ciągnął się znowu drugi orszak lokajów, hajduków, pajuków, uzarów, węgrzynków i innej liberii tak jego własnych, jako też tych, którzy przed nim paradowali, w czym byli w zimie szczęśliwsi od panów swoich, bo mieli nakryte głowy, a tamci gołe, przykremu powietrzu wystawione. Z takąż paradą, acz nie wszyscy tak liczną, postępowali inni deputaci. Pierwszy Janusz Sanguszko, marszałek nadworny Wielkiego Księstwa Litewskiego, będąc marszałkiem trybunału, a po nim w lat kilka prezydentem Michał Lipski, pisarz wielki koronny, nie cierpieli tej mody, każąc asystującym przed sobą w czasy zimne i dżdżyste nakrywać głowy. Tych jednak przykładów inni deputaci nie naśladowali, radzi będąc, iż przed nimi czapkowano. Ta jednak uniżoność i aplikacja dla deputatów, choć od nich mile przyjmowana, nie czyniła szczęśliwymi pacjentów; przegrał niejeden sprawę, choć czapkę trzymał, kiedy większej za sobą nie miał permowencji; atoli sądzić należy, że ten sposób musiał kiedyś pomagać do wygranej, kiedy się go regularnie trzymano. W tym rodzaju usługi niektórzy pacjenci byli aż do naprzykrzenia deputatom pilni. Byle się krokiem deputat wychylił z stancji, wnet pacjent z kąta wysuwał się przed niego, asystując mu wszędzie, gdzie się tylko obrócił, od rana aż do wieczora; wtenczas dopiero odchodząc, kiedy od sług domowych został upewnionym, że już jaśnie wielmożny tego dnia nigdzie z domu nie wynińdzie, albo póki deputat, sprzykrzywszy sobie taką na kształt straży asystencją, politycznie albo też i po prostu od siebie jej nie pozbył, mianowicie kiedy mu taka asystencja do jakiej potajemnej wizyty przeszkodę czyniła. Możno i to przydać do honorów deputackich, iż im z prawa należał tytuł "jaśnie wielmożnych". Gdy zaś w ogólności wspominano trybunał, dawano mu tytuł "jaśnie oświecony". Przed marszałkowską także i prezydencką stancją stały żołnierskie szyldwachy, po dwóch przed każdym. A gdy marszałek aktualny lub prezydent nie znajdował się przy trybunale, to żołnierze odprawiali wartę przy tych, którzy miejsca pierwszych zastępowali. Kiedy który z deputatów lub pacjentów na honor trybunału albo imieniny deputata, tym bardziej marszałka i prezydenta, dawał solenny obiad lub kolacją, zazwyczaj wzywał żołnierzy do dawania ognia z ręcznej strzelby, kiedy zdrowia pryncypalniejszych osób kielichami wina byty spełniane; do którego ognia proch szafował ten, kto żołnierzy wzywał, i na konsolacją dla nich za fatygę wyrzucał kilka czerwonych złotych; oficjera zaś komenderującego regalizował jaką tabakierką lub zegarkiem, lub innym jakim podarunkiem, a czasem też niczym, według hojności albo oszczędności sprawującego bankiet. Deputaci w wszystkich kompaniach publicznych czczeni byli pierwszymi miejscami; największy pan nie podsiadł deputata z łatwością: wiele wprzód narobił ceremonij, protestacji, ukłonów, nim wyższe, od deputata ustępowane sobie, zasiada miejsce; zgoła wszystko się przed deputatami płaszczyło, chociaż drugi majątkiem i talentami ledwo wyrównywał podstarościemu jakiego wielkiego pana. A przecie gdy z jednej strony takie deputatom zewsząd oddawano uszanowanie, z drugiej strony ostatnia czasem potykała ich hańba, kiedy deputat zadufany w swoim charakterze albo zuchwale ludzi słusznych przez nogi przerzucał, albo z głowami szalonymi, winem zapalonymi w zbytnią się konfidencją wdawał. Tak Bystry, plenipotent Fleminga, podskarbiego wielkiego litewskiego, stanąwszy z damą do tańca, gdy od deputata został odepchniony, wyciął mu policzek i uciekłszy z Piotrkowa, lubo na tym trybunale kryminalnie został osądzony, na następującym jednak za pomocą swego pryncypała został wolny od dekretu i umarł kasztelanem. Tak starosta kaniowski Potocki, człowiek po trzeźwu, nie dopieroż po pijanu srogi, Garlickiego, deputata, w Lublinie uderzył w gębę za maty żarcik w publicznej kompanii. Starosta kaniowski będąc sam pod ten czas deputatem i mając wielki dwór tudzież żołnierzy nadwornych swoich więcej, niż ich było w garnizonie asystującym trybunałowi, niczego się nie obawiał, bo cały trybunał przez obawę jego potęgi tę obelgę, magistraturze swojej uczynioną, winie Garlickiego przypisał, który nie mogąc znieść wstydu, wyniósł się z Lublina, porzucił świat i został misjonarzem świętego Wincentego a Paulo. Więcej bywało podobnych przypadków, lecz że ich okoliczności dobrze nie wiem, dlatego ich nie opisuję. To tylko w ogólności powiem, że deputaci byli szanowani jak bożkowie, kiedy się sami umieli szanować; kiedy zaś który nie umiał zachować miary powagi swojej, nieraz ostatnia potykała go konfuzja. Lubo zaś prawo polskie tak wysoko wyniosło powagę deputatów, iż za zniewagę królewskiego majestatu poczytało obelgę uczynioną z nich któremu i gardłem karać winowajców tego rodzaju kazało, nie zdarzyło się jednak i razu za mego wieku widzieć komu za to zdjętą głowę. Albo wieżą górną siedział przestępca, albo w cale był uwolnionym na drugim trybunale, albo przypadek takowy między czyniącymi został cichaczem zatarty. Także i to prawda, że takowego występku nicht nie śmiał probować z małej szlachty - tylko z wielkich panów lub ich ministrów w nadzieję swoich pryncypałów, na których osoby nie masz prawa w Polszcze, tylko na ich szkatuły i dobra. Bo choćby który z panów wielkich (jak ich nazywają: burzących) popełnił największy występek, nie karzą ich śmiercią, tylko grzywnami, czasem też wieżą, a w niedopełnieniu tego - zajazdem dóbr. |