/ Spis
Treści /
III
SZKOŁY TAJEMNE
Wiesz już jakiego rodzaju "tajemnice" czekają cię na ścieżce
i dlaczego ich zdradzić nie możesz. Wiesz także, że cel ścieżki
pozostał ten sam od prawieków i że taki sam będzie do końca manwantary
ziemskiej [Wg hinduizmu manwantara jest "okresem Manu", wielką
jednostka czasu kosmiczmego, która składa się z jednostek zwanych kalpa.
Manwantara liczy 14 kalp. Kalpa zwana jest "dniem Brahmy" i
składa się z 1000 cykli zwanych mahajuga. Jedna mahajuga trwa 3 320 000
lat ludzkich. Zatem manwantara jest dla człowieka okresem niewyobrażalnie
długim przyp. red.]. Jednak środki prowadzące do tego celu zmieniają
się stosownie do stopnia, na jaki ludzkość wstępuje kolejno w rozwoju.
Dlatego też systemy szkół tajemnych były w różnych okresach czasu różne.
Jeżeli szkoły te nosiły miano "tajemnych",
to jasne jest, dlaczego je nosiły. Nie były tajemne same w sobie, nie kryły
się ze swym istnieniem, bo kryć się nie potrzebowały. Gdyby do nich wdarł się
ktoś niepowołany, nie znalazłby nic zdrożnego, nic przeciwnego religii, państwu
lub ludzkości. Znalazłby tylko rzeczy niezrozumiałe, niedostępne dla swego poziomu
umysłowego, a więc, dla niego tylko tajemne. Jeżeli natomiast, szkoły to mieściły
się w okolicach niedostępnych i nikomu poza nimi nie znanych, to powód był całkiem
inny niż chęć zachowania tajemnicy. Celem szkół było, jak i dziś, kształcenie
ciała astralnego i myślowego, potrzebne były zatem odpowiednie warunki otoczenia.
W obecnych czasach każda szkoła zwyczajna, elementarna czy uniwersytecka, nie
może mieścić się w okolicy gwarnej,
ruchliwej, niespokojnej, bo to przeszkadzałoby w nauce. Tym większej ciszy i
spokoju oraz odosobnienia wymagają szkoły, w których mają działać narządy astralne
lub myślowe, w których sama obecność człowieka przeciętnego byłaby już bardzo
poważnym zakłóceniem. W tym leży powód właściwy niedostępności szkół tajemnych.
Jednakże z biegiem lat i postępu również niedostępność szkół tajemnych zmieniła
się. Nie sądź, że dziś musiałbyś podróżować do Tybetu lub Grenlandii, aby wstąpić
do szkoły tajemnej. Dziś nauczyliśmy się już znacznie lepiej panować nad warunkami
zewnętrznymi niż to było możliwe przed wiekami. Szkoły staroindyjskie mieściły
się rzeczywiście nie tylko w głębi świątyń, do których nikt obcy nie miał dostępu.
Same świątynie również budowano na wyspach, wśród szerokich jezior albo w lasach
nieprzebytych, albo wśród skał niedostępnych, albo pod ziemią. Egipcjanie umieścili
je w swych piramidach i w innych tajemnych, odosobnionych, budowlach, których
przeznaczenie prawdziwe jest dziś mało komu znane. Wiesz o chrześcijanach pierwotnych,
że gromadzili się w katakumbach i pieczarach podziemnych nie tylko na modlitwy.
W Średniowieczu klasztory były odpowiednim schronieniem dla szkół tajemnych.
Nowoczesne szkoły takich schronisk osobnych nie mają, ale i nie potrzebują.
Mogą one istnieć wszędzie i nigdzie. Później zrozumiesz dlaczego.
Znasz zapewne Bhagavad Gitę [Zob.: Bhagavad-Gita taka jaką jest. Kompletne
wydanie z tekstem sanskryckim, polskim oraz komentarz Śri Srimad A.C.
Bhaktivedanty Swami Prabhupady. Warszawa 1990 przyp. red.] i wiesz;,
że wymienia pięć ścieżek jogi: Sankhja jogę, Karma jogę, Dżnia-na jogę,
Karunasanjasa jogę i Atma Samjama jogę. Chcąc mieć pełną siódemkę promieni
Logosu [Zob. Alice Bailey: "A Treatise on Cosmic Fire" "Traktat
o Ogniu Kosmicznym" lub w podręcznikach filozofii indyjskiej i greckiej]
możesz dołączyć Hatha jogę i Radża jogę, ale to będzie tylko "maska".
Na miejsce Hatha jogi wstaw raczej Bhakti jogę, bo ta najściślej odpowiada
tej drodze, po której szła np. większość świętych chrześcijańskich. Hatha
joga nie należy w ogóle do siedmiu pierwotnych ścieżek indyjskich i powstała
dopiero znacznie później, gdy pod wpływem Tantrików [Tantryzm jedna
z najbardziej tajemniczych doktryn wiązanych z jogą, której źródła pochodzą
z VIII w. n.e. Podstawowym bóstwem jest bogini Shakti jako uosobienie
żeńskiej zasady kosmicznej przyp. red.] filozofia indyjska zaczęła nabierać
coraz bardziej materialistycznego zabarwienia. Zatem, oprócz Hatha jogi,
każda z tych ścieżek prowadzi do zjednoczenia jaźni wyższej z niższą czyli
właśnie do jogi. Jednak żadna / . nich nie była tak wszechstronna, nie
dawała tak doskonałego rozwoju wszystkich władz wyższych człowieka jak
Radża joga. Znana również na Zachodzie Bhakti joga dawała tyle, co Radża
joga, ale wyprowadzała człowieka niejako ponad Unię jego rozwoju ziemskiego.
Ludzkość nowożytna potrzebuje przodowników doskonałych, którzy będą dla
niej wzorami dla dalszego postępu. Dlatego też, obecnie nawet Radża joga
byłaby niewystarczająca, gdyby pozostała w swej formie pierwotnej. Dlatego
szkoły nowoczesne zachowały z niej tylko szkielet ogólny, a wypełniły
go materiałem dostosowanym do obecnego poziomu rozwoju.
Dotychczas, może nieświadomie, szedłeś ścieżką Karma jogi i pójdziesz
nią dalej, ale już z pełną świadomością. Jest to ścieżka nie wymagająca
szkół tajemych, zatem, dostępna dla każdego, w każdych wa-unkach życiowych,
bez szczególnych nauk lub przygotowań. Potrzeba do niej tylko dobrej woli,
niczego więcej. Przestudiuj sobie dziełko Vivekanandy "Karma joga"
dla sprawdzenia czy idziesz tą ścieżką [Zob. Swami Wiwekananda: "Karmajoga",
przekład Wandy Dynowskiej Biblioteka Polsko-Indyjska, 1962 przyp. red.].
Połączeniem Bhakti jogi z Karma jogą jest "Naśladowanie Chrystusa"
Tomasza a'Kempis [Zob. Tomasza a'Kempis: "O naśladowaniu Jezusa Chrystusa".
Ksiąg czworo. Z łacińskiego przełożył X.A.J. Nowe wydanie. Kraków i Warszawa,
Nakład Gebethnera i Wolfa. Zob. też: Paramhansa Jogananda: "Jak możecie
rozmawiać z Bogiem?". Odczyty z 19, 26 marca 1944 r. wyd. polskie:
Wydawnictwo Pluton, Świdnica, 1991 przyp. red.]. Dżniana joga idzie
przeważnie w kierunku filozoficzno-naukowym, dlatego była zawsze ścieżką
kapłanów wykształconych. O innych ścieżkach możesz się dowiedzieć z dziełek
specjalnych jak również o szczegółach pradawnej Radża jogi. Tutaj nie
jest ci to potrzebne, przydatne natomiast będzie poznanie najogólniejszych
zasad wtajemniczeń stosowanych w różnych epokach. Wiesz już, że do wtajemniczenia
prowadzi oświecenie po odpowiednim przygotowaniu i że dopiero po wtajemniczeniu
uczeń mógł być przyjęty na czeladnika. Podczas oświecenia przyswajał sobie
zdolność czynienia spostrzeżeń narządami nadzmysłowymi, a samo wtajemniczenie
było próbą tych zdolności, było niejako egzaminem. Kapłan wtajemniczający
kandydata wprawiał go passami magnetycznymi w stan uśpienia podobny do
głębokiego transu nowoczesnego, a więc zbliżony do śmierci. W tej martwocie
uczeń pozostawał przez trzy dni i cztery noce. Była to owa "śmierć
mistyczna", o której ludzie tym więcej mówią, im mniej o niej wiedzą.
Przez trzy i pół doby "ogień Kundalini" przechodził swoje "trzy
i pół" skręty po siedmiu szczeblach i dostawał się do "otworu
Brahmy" [Kundalini (ind. kundala zwój sznura, kundalini zwinięty
wąż rodzaju żeńskiego) boska energia kosmiczna, którą przedstawia się
jako zwiniętego i uśpionego węża znajdującego się u podstawy kręgosłupa,
wokół kości guzicznej i czakry Muladhara. Dzięki praktyce jogi uczeń pobudza
Kundalini, powoduje najpierw obrót "głowy węża" do góry, potem
podniesienie w kanale kręgosłupa, przejście przez wszystkie czakry aż
do czubka głowy, do ośrodka zwanego w tradycji indyjskiej "tysiącpłatkowym
lotosem". Energia Kundalini znajduje ujście przez otwierający się
w czaszce kanalik zwany Brahmarandhra otwór Brahmy i powoduje oświecenie
czy zjednoczenie energii człowieka ze Stwórcą, Bytem Najwyższym, Bogiem.
Zob. B.K.S. Lyengar: Joga", PWN, Warszawa, 1990, Keith Sherwood:
"Czakroterapia. Rozwój osobowości i zdrowie". Wyd. Interfibro,
Warazawa, 1993 podano opis czakr przyp. red.]. Inaczej mówiąc, uczeń
w swym ciele astralnym wysuwał się z ciała fizycznego i stawał oko w oko
z potęgami świata astralnego. Musiał wobec nich wytrzymać bez trwogi i
bez utraty równowagi umysłu, jeżeli był dobrze przygotowany. Stawał wówczas
sam na sam, w ciemności, bez pomocy i opieki swego Guru, a tym bardziej
kogoś trzeciego. Gdy próbę tę przebył szczęśliwie, budzono go do przytomności
passami magnetycznymi, a potem uczono samemu wprawiać się w stan transu
i z niego samemu się budzić.
Po tym wtajemniczeniu czeladnik otrzymywał
miano pariwradżaka (wędrowiec) w języku sanskryckim lub śrotapatti (ten, co
w nurt wstąpił) w języku palijs-kim. Wędrowcem był od tej chwili, ponieważ nie
miał już ojczyzny stałej na ziemi, lecz wędrował po światach niewidzialnych.
Łączyły go wprawdzie z ziemią jeszcze różne "więzy" lub "pęta",
ale mógł się ich pozbywać tylko stopniowo. Najpierw zrzucał z siebie pęta trojakie:
złudzenie "ja" osobistego, potem "zwątpienie", u wreszcie
"przesądy". Dowiesz się później na czym te "pęta" polegają,
zanotuj tylko w pamięci, że zrzucenie ich wymagało nieraz kilku wcieleń kolejnych,
tak ściśle były złączone z istotą człowieka. Tym trudniejsze do wzucenia są
teraz, w naszych czasach materializmu i wysokiego stopnia rozwoju jaźni niższej.
Dopiero po zrzuceniu tych trojga pęt
mógł wstąpić na szczebel następny czeladztwa, czyli dostąpić drugiego z rzędu
wtajemniczenia. Po tej drugiej inicjacji otrzymywał miano sanskryckie kuticzaka
(budujący chatę) albo palijskie sakridagami (ten, co tylko raz ma się narodzić).
Po przewędrowaniu przez równię astralną, zakładał sobie siedzibę na równi myślowej,
budował sobie tam mieszkanie. Otrzymywał tu nowy "klucz wiedzy", bo
poprzednio otrzymał już jeden po pierwszym wtajemniczeniu;
wówczas była to znajomość świata astralnego, teraz zaś i myślowego. Albo jeszcze
w tym samym wcieleniu, albo też dopiero w następnym, czeladnik dochodził do
trzeciego z rzędu wtajemniczenia czyniącego go "łabędziem" (Hamsa dosiadającym łabędzia) u Indów lub anagami (nie wcielającym się więcej) u
buddystów. Zrzucał tu z siebie więzy czwarte i piąte z rzędu: więzy pożądania
czegokolwiek dla siebie, a nadto więzy sympatii i antypatii. Dostępował wówczas
inicjacji czwartej i ostatniej, po której zostawał paramahamsą (poza "ja"
stojącym) u Indów, względnie arhatem (świętym, dostojnym) u buddystów. Pozbywał
się więzów ostatnich, a zatem wszelkiej skłonności do życia w jakiejkolwiek
formie, a wreszcie i bez formy. To pozbycie się ahamkary było przecięciem już
ostatniego łącznika wiążącego go z życiem indywidualnym, po nim "kropla
wracała w ocean", wtajemniczony znikał ze świata, a pogrążał się w nirwanę.
To był kres ostateczny Radża jogi staroindyjskiej. Znane ci są opaczne pojęcia
o nirwanie, które mają o niej materialistyczne umysły Zachodu. Dla nich, uważających
za swoje "ja" tylko swe ciała niższe, istnienie bez tych ciał jest,
oczywiście, jednoznaczne z nie-istnieniem. Tobie jednak, który odczuwasz niewątpliwie
twą jaźń wyższą i masz się z nią zjednoczyć, takie istnienie bez form (arupa)
nie jest unicestwieniem, lecz przeciwnie, wszechistnieniem. Dla ciebie zatem,
nirwana nie jest kresem istnienia, lecz rozszerzeniem i wzbogaceniem istnienia.
Idzie jednak o stopnie ścieżki. Dla Indów stopniem ostatnim było zrzucenie więzów
łączących Iskrę Bożą z ciałami niższymi, aby je mogła porzucić i wrócić do swego
Praźródła. W tamtych pradawnych czasach było to naturalne, bo Iskra ta stosunkowo
od niedawna zamieszkała w powłokach cielesnych. Czuła się w nich obco, a tęsknota
pociągała ją z powrotem w jej ojczyznę arupa. Od tych czasów jednak postąpiliśmy
ogromnie w ewolucji. Chrystus nie po to zstąpił na Ziemię, aby dusze nasze z
niej zabrać, lecz po to, aby im wskazać możliwość rozwijania się na niej. Zadanie
nasze nie polega na uciekaniu z Ziemi, lecz na wykorzystaniu na niej wszelkich
możliwości naszego rozwoju. Indowie byli jak małe dzieci, które dopiero po raz
pierwszy są w szkole i chciałyby z niej uciec do domu. My, to już uczniowie
starsi, którzy rozumieją, że uciekanie ze szkoły byłoby bezcelowe, którzy przebywają
w niej chętnie, aby nauczyć się jak najwięcej.
Dusze Indów miały jeszcze w pamięci
żywej swój byt błogi na równiach arupa, bez tych powłok cielesnych, które krępowały
je i ciążyły nieznośnie. Dlatego tez, ich szkoły tajemne posługiwały się metodami,
które umożliwiały m.in. najszybsze nawiązanie łączności z tymi równiami będącymi
ojczyzną jaźni wyższej, aby się z nią zjednoczyć.
W okresach późniejszych dusze ludzkie
pogodziły iii; już ze swym losem, poczęły coraz więcej interesować się swymi
powłokami cielesnymi i swym otoczeniem. Chaldejczycy np. zachowali już z dawnych
zdolności tylko zdolność odczuwania wpływów ciał niebieskich na swój organizm,
dlatego to u nich powstała astrologia, uważana dziś na Zachodzie za przesąd,
chociaż jeszcze do czasów. Keplera tworzyła jedność nierozdzielną z astronomią.
Chaldejskie szkoły tajemne były już, zatem, bardziej materialne w porównaniu
z indyjskimi, obejmowały bowiem prócz pracy uczniów nad sobą także to, co dziś
nazywamy naukami ścisłymi. Wtajemniczony chaldejski był to nie tylko jogin lub
święty, lecz i uczony, posiadający rozległą wiedzę rozumową, podczas gdy u Indów
wtajemniczony tylko podczas pogrążenia się w stan turija mógł podać otoczeniu
pewne wieści czerpane wprost ze świata arupa, a zatem nie wieści wyrozumo-wane,
lecz gotowe objawienia. Jak zapewne ci wiadomo, u Egipcjan materializm poszedł
jeszcze dalej objawiając się nawet w balsamowaniu zwłok i w otaczaniu ich przedmiotami
powszedniego użytku. W ich szkołach tajemnych
zachowała się już tylko tradycja dawnej łączności człowieka ze światem arupa,
dlatego wtajemniczeni u nich mieli pewien nastrój rezygnacji. Izis była już
odłączona od Ozyrysa, a nie umieli przywrócić miedzy nimi łączności. Toteż i
poziom wtajemniczenia był u nich obniżony. Szkoła tajemna nie zdołała postawić
na własnych nogach indywidualności zbyt młodej jeszcze i zbyt słabej u czeladnika,
zatem doprowadzała go tylko do czytania w stanie turija myśli obcych, nie mogąc
w nim rozwinąć samoistnych. Było to coś podobnego do dzisiejszej telepatii.
Zrozumiesz jaśniej ten związek, gdy sobie uprzytomnisz, że nasza epoka obecna
jest powtórzeniem egipskiej, ale oczywiście jako biegun przeciwny ówczesnemu.
Czasy bezpośrednio poprzedzające zstąpienie
Chrystusa były tym głębszym zstąpieniem ducha w materię, ale zarazem budzeniem
się duszy indywidualnej. Toteż w Grecji ani w Fenicji nie było już szkół tajemnych
w znaczeniu właściwym. Istniały natomiast misteria oraz szkoły filozoficzne.
Nauka w nich była już zupełnie rozumowa, a misteria miały za zadanie uzmysławiać
przedstawieniami dramatycznymi to, co jeszcze ująć się dało w ścisłe słowa wykładu.
Dopiero chrześcijaństwo przywróciło szkołom tajemnym ich poziom, równy wysokością
pierwotnemu, ale wzbogacony o cały ten dorobek duchowy, jaki dał Chrystus ludzkości.
Dopiero od czasów Chrystusa nawiązała się na nowo łączność miedzy światami niższymi
a wyższymi, ale nawiązała się w sposób nowy, ściśle indywidualny. Dzięki ofierze
Chrystusa ludzie nie muszą już uciekać z ziemi, nie muszą pogrążać się w "sen
joginów", aby obcować ze światami wyższymi, lecz mogą tu, na ziemi, nawiązywać
łączność z tymi światami. Na tym polega "świętych obcowanie", czego
dotychczas może nie rozumiałeś w katechizmie.
Tak oto, zaczynasz już lepiej rozumieć, dlaczego nie ma obecnie takich
szkół tajemnych jak dawniej, i dlaczego mogą one być "wszędzie i
nigdzie". Po prostu, nie potrzeba takich szkół oddzielnych. Chrystus
wskazał drogę [Zob. "Ja jestem drogą i prawdą i życiem. Nikt nie
przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie". cyt. wg Ewangelia
według św. Jana, 14, 6. Biblia Tysiąclecia, 1980, Wyd. Pallotinum przyp.
red.], po której może pójść każdy człowiek bez wyjątku, choćby jego warunki
życiowe były najbardziej trudne i niedogodne do jakiejkolwiek pracy nad
sobą. Nie ma takiego położenia życiowego, w którym człowiek nie mógłby
wznosić się aż do tych światów niebiańskich, w których znajdzie Chrystusa.
Każdy to może, jeżeli tylko naprawdę chce tego. Teraz jasna będzie dla
ciebie ważność niesłychana tej książeczki, o której ci wspomniałem "Naśladowanie
Chrystusa", i nie wyda ci się dziwne, że obecnie nawet Indowie zabierają
się do studiów nad nią. Przestaną cię również mylić słyszane może tu i
ówdzie twierdzenia o rzekomej wyższości religii buddyjskiej nad Chrystusową.
Pomyśl, że dopiero w sześć wieków po działalności Buddy zstąpił Chrystus
na Ziemię, że zatem ludzkość była już o sześć wieków starsza. Posunęła
się o sześć wieków w rozwoju, potrzebowała zatem już czegoś więcej ponad
to, co jej mógł dać Budda. A to "coś więcej" dał ludzkości właśnie
Chrystus. Powiedział "krótko: "Jam jest droga, prawda i żywot",
w kilku słowach wskazał ludzkości drogę w światy wyższe poprzez siebie.
Nie zbija cię już zapewne z tropu to, że raz mówię o światach wyższych,
innym razem o jaźni wyższej, wiesz bowiem, że światy wyższe, w których
ona mieszka należą już do równi arupa. Na tych równiach nie ma form, nie
ma ograniczeń, nie ma odrębności. Tam twa Iskra Boża i Chrystus to jedno.
Skoro nawiążesz łączność stałą miedzy twą jaźnią niższą a wyższą, to nawiążesz
tym samym łączność między sobą a Chrystusem. To jest joga nowoczesna,
ani o włos nie różna od jogi pradawnej, jeżeli uwzględnisz, że nirwana,
to Chrystus. Zapamiętaj dobrze ten fakt, a nie zbiją cię z tropu żadne
twierdzenia przeciwne rzekomych "joginów" lub okultystów.
Teraz jasne jest dla ciebie, że joga
nowoczesna żadnych szkół tajemnych nie potrzebuje. Twoja szkoła tajemna jest
właśnie tu, w tym miejscu, gdzie siedzisz. Tworzycie ją wy dwaj: ty i Twój Mistrz,
nieznany ci jeszcze, ale już obecny. Mimo to, znajdziesz i dziś szkoły tajemne,
rozsiane po różnych krajach i miejscowościach Europy, Azji i Ameryki. Niektóre
z nich uprawiają rzeczywiście jogę, inne zaś, obliczone są na niewiedzę swych
uczniów lub nawet na ich próżność. Prawdziwsze z nich idą w kierunku albo indyjskim,
albo egipskim. Niektóre utworzyły sobie dziwaczną kombinację Hatha jogi z kabałą.
Są i takie, które się zwą hermetycznymi lub różokrzyżowymi, nie mając z tymi
kierunkami nic wspólnego prócz nazwy.
Tobie jednak to wszystko jest niepotrzebne.
Prawdziwa szkoła tajemna nie polega na miejscowości, ani na budowli, ale na
pracy. Nie o to idzie, aby znajdować się w jakimś osobliwym otoczeniu, tylko
o to, aby pracować. Pracę zaś możesz podjąć w każdej chwili i w każdym miejscu.
W szkołach publicznych też są "eksterniści", którzy do tych szkół
przychodzą tylko na egzamin po ukończeniu nauki. Tobie również szkoła tajemna
będzie potrzebna dopiero wtedy, gdy będziesz dojrzały do egzaminu. Dowiesz się
o tym w samą porę ale nie wcześniej dokąd masz się udać na egzamin. Przed
czasem nie wypytuj się o nią, bo nikt ci o niej nic prawdziwego nie powie. We
właściwej porze otrzymasz wskazówki o swej szkole i także nic o niej nie powiesz
nikomu. Nie zdradzisz nawet tego, że wiesz o niej coś realnego. Niechaj ona
do tego czasu zostanie mitem dla ciebie.
Zatem, szkoła będzie dla ciebie czymś
aktualnym, gdy zaczniesz się zbliżać do wtajemniczenia. W chwili odpowiedniej
zetkniesz się z ludźmi, którzy ci coś o tym powiedzą. Nie będzie to nic szczególnego,
nic tajemniczego, a jednak będzie prawdziwe. Wówczas będziesz już tak wysoko
na ścieżce, że od razu spo-strzeżesz, jak prawdziwe jest to, co ci powiedzą.
Na razie nie zaprzątaj sobie tym
głowy, a zajmij się pracą nad sobą z całą cierpliwością i wytrwałością do jakiej
tylko jesteś zdolny. Zobaczysz później, że cierpliwości i wytrwałości potrzeba
na ścieżce o wiele więcej niż jej masz dotychczas. Jednym z twych stałych zadań
będzie wyrabianie w sobie tych zdolności w coraz to większym stopniu.
Obecnie trzeba tylko, abyś pozbył się
uprzedzenia, jakoby którakolwiek ze szkół prawdziwych mogła prowadzić do czegoś
innego niż pozostałe. Podobnie, jak siedem ścieżek różnych jogi staroindyjskiej
było tylko siedmioma światłami barwnymi jednego promienia słonecznego, rozszczepionego
w pryzmacie równi ziemskiej, tak i różne szkoły nowoczesne, to tylko dopływy
jednej wielkiej rzeki. Nie jest zatem w niczym odmienna szkoła np. różokrzyżowa
od chrześcijańskiej, adjar-skiej, szkockiej, hermetycznej itd., jeżeli tylko
jest prawdziwa. A czy jest prawdziwa poznasz nieomylnie na odpowiednim stopniu
ścieżki po tych jej cechach, które wówczas staną ci się zrozumiałe.
Pamiętaj także (i przed tym cię przestrzega
już od samego progu ścieżki "Głos milczenia"), abyś "nie szukał
Guru w dziedzinach szału". Nie jest z pewnością Wtajemniczonym ten, który
sam siebie "wtajemniczonym" mianuje, chyba że pod tą nazwą rozumie
się adepta Hatha jogi. Prawdziwy Wtajemniczony nie używa żadnych tytułów i na
pozór nie różni się niczym od przeciętnego człowieka. Możesz spędzić z nim lata
w zażyłości, a nie dowiesz się od niego nawet tego, że jest on Wtajemniczonym.
Musisz mu dopiero dorównać, aby dowiedzieć się kim on jest, a raczej, aby to
rozpoznać. Między Wtajemniczonymi nie potrzeba zawierania znajomości, nie potrzeba
wzajemnego przedstawiania się, a tym bardziej nie jest potrzebne wymienianie
jakichś tajemniczych słów lub znaków. Tam każdy widzi od razu kim jest drugi,
zna go zresztą od dawna na równiach wyższych, pomyłki zatem lub wątpliwości
są tu niemożliwe.
To widzenie innych Wtajemniczonych, ta świadoma łączność z nimi w ciałach
nadzmysłowych, jest dla człowieka możliwa dopiero od czasów Chrystusowych.
Dlatego też od tych czasów szkół tajemnych w dawniejszym znaczeniu już
nie potrzeba. Zbyteczna już jest obecność ciągła ucznia w pobliżu Mistrza
w ciele fizycznym. Dlatego też dopiero od tych czasów jest możliwe "samowtajemniczenie".
Za pierwszego "samowtajemniczonego" uchodził Paracelsus [Paracelsus
(właśc. Theophrastus von Hohenheim), 1493-1541, alchemik, lekarz, twórca
tzw. jatrochemii (chemii leków), którą wyłożył w dziele "Archidoxae"
(ok. 1525) przyp. red.]. Wtajemniczył się o tyle "sam", że
nie miał żadnego Mistrza w ciele fizycznym, ale pojmiesz łatwo, że go
musiał mieć w ciele astralnym lub myślowym. Również święci chrześcijańscy
lub różokrzyżowcy [Tajemnicze stowarzyszenie teozoficzno-alchemiczne,
które pojawiło się na początku XVII w. w Europie pod nazwą Różokrzyżowców,
którego założycielem miał być Chrystian Rosenkreutz z Niemiec. Jak głosi
legenda Zakonu, zwłoki Chrystiana Rosenkreutza zachowały się doskonale
w skonstruowanym przez niego grobowcu, który miał być modelem wszechświata.
Znaleziono przy nich książeczkę, która na końcu zawierała słowa: "Ex
Deo nascimur, in Jesu morimur, per Spiritum Sanctum reviviscimus"
(Z Boga się rodzimy, w Jezusie umieramy, przez Ducha Świętego zmartwychwstajemy).
Zob. Józef Świtkowski: "Okultyzm i magia w świetle parapsychologii",
reprint, Oficyna Wydawnicza POLCZEK, Kraków, 1990- przyp. red.][Zob. Mas
Heindel: "Światopogląd Różokrzyżowców. Ezoteryczne chrześcijaństwo
przyszłości". Wydawnictwo Pegaz, Warszawa, 1993 przyp. red.] nie
odbywali przeważnie nauki w szkołach tajemnych przed swym wtajemniczeniem.
W rozdziale następnym przeczytasz o
stopniach przygotowawczych i o stopniach oświecenia. Zorientujesz się, że do
ćwiczeń na tych stopniach nie potrzeba osobnej szkoły. A jeżeli w ezoteryce
chrześcijańskiej napotkasz takie terminy jak: concentratio, meditatio lub contemplatio,
to będziesz tylko miał wskazówkę, że ćwiczenia tajemne nie były obce klasztorom
średniowiecznym. Także u różokrzyżowców znajdziesz takie terminy, które później
przeszły nawet do nauki świeckiej i tam zostały wypaczone ich pierwotne znaczenia
pod wpływem kierunku materialistycznego tej nauki. Zastanów się tylko nad znaczeniem
w jakim dziś używa się wyrażeń: imaginacja, inspiracja lub intuicja. Mówi się
o kimś, że "imaginuje sobie", gdy wyobraża sobie coś nie istniejącego,
zatem, gdy miewa złudzenia, halucynacje. Inspiracji szukają dziś ludzie nierzadko
w alkoholu lub w narkotykach. A o intuicji mówią nawet wtedy, gdy mają "intuicyjny"
wstręt do pewnych potraw lub gdy "intuicyjnie" klepią pacierze myśląc
przy tym o czymś innym.
Z tego, co ci przedstawiłem, nie wynika,
że nie istnieją dziś szkoły tajemne różokrzyżowe, chrześcijańskie, buddyjskie
lub inne. Istnieją do dziś, ale ustała już niezbędność przebywania w nich osobiście.
Jeżeli to w niczym nie przeszkodzi twym obowiązkom, twemu zadaniu życiowemu,
możesz wstąpić do takiej szkoły. Nie oczekuj jednak, że napotkasz gdzieś o niej
jakieś ogłoszenia lub, że ci ją poleci ktoś ze znajomych. Gdy ci szkoła taka
będzie potrzebna, wskaże ci ją twój Mistrz, chociaż dotychczas nie przeczuwasz
nawet jego istnienia. Te szkoły, które ogłaszają się publicznie i które za naukę
biorą wynagrodzenie są na pewno fałszywe.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plteen-mushing.xlx.pl